Trwa szacowanie skali recesji, w fazę której wchodzą właśnie rozwinięte gospodarki. Ekonomiści dotychczas są jednak zgodni, że nie grozi nam katastrofa gospodarcza porównywalna z tą z przełomu lat 20. i 30. XX wieku.
Jednak, aby zapobiec takiemu scenariuszowi zdaniem administracji USA, niezbędne jest właściwe rozdzielenie środków. Nadal potężna porcja z 700 miliardów dolarów amerykańskich, o które trwały zaciekłe boje w Kongresie, będzie służyła wsparciu sektora finansowego. Za tę kwotę nie będą jednak wykupione od banków toksyczne długi. Posłuży ona wzmocnieniu kapitału własnego wielu innych instytucji finansowych.
W ten sposób będą one mogły utrzymać swoją wiarygodność na rynku międzybankowym. Natomiast toksyczne aktywa będą musiały być usuwane w głównej mierze przez banki samodzielnie.
W nowej wersji rządowego planu pomocowego znajdzie się również miejsce na wsparcie źródła obecnych zawirowań – rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych. Choć nie padły sprecyzowane deklaracje, są szanse, iż postępowania sądowe w postaci przejmowania nieruchomości dłużników, którzy stracili wiarygodność kredytową, zostaną wstrzymane. Trzeba pamiętać o tym, że gdyby nawet cała kwota 700 miliardów USD miała zostać wpompowana w ten rynek, to w obliczu ponad 4 bilionów USD, które jest
on wart to tylko kropla w morzu potrzeb. Nie ulega wątpliwości, iż intencją władz jest poprawa sentymentu dotyczącego rynku nieruchomości. Taki impuls może sprawić,
że sytuacja na tym rynku, zacznie się zmieniać na lepsze.
Zmiana podejścia władz powoduje jednak zdezorientowanie inwestorów na rynkach kapitałowych. Dotychczas budowali swoje krótkoterminowe strategie w oparciu o wcześniejszą wersję TARP (Troubled Asset Relief Program). Tak nagła zmiana planu administracji zwiększyła tylko dodatkowo niepewność inwestorów – stąd obserwowane silne wahania cen na wielu rynkach.
Michał Poła, analityk New World Alternative Investments