Narodowe racje jednak się liczą

Według dziennika „Wall Street Journal Europe” prezesem banku zostanie dotychczasowy szef UniCredito Alesssndro Profumo, a bankiem będzie zarządzał Dieter Rampl. Niemcom też przypadnie szereg funkcji w zarządzie nowej firmy (ok. 6), o ile zatwierdzą ich udziałowcy.

Gazeta pisze, że w obawie przed krytyką polityków niemieckich oraz atakami związków zawodowych redukcja niemieckiej części załogi banku „zostanie rozłożona na lata”. Nadal nie wiadomo, o ile ograniczy się liczbę pracowników nowego banku. HVB, który zatrudnia ponad 57 tys. osób, już wcześniej zapowiedział redukcję 2,4 tys. miejsc pracy do 2007 r.

Fuzja jest z dużą uwagą obserwowana w Europie, gdyż powstanie gigant z wieloma oddziałami w różnych krajach, w tym w Polsce. Ponadto fuzja może być wzorem dla innych banków szykujących się w Unii do przejęć w przyszłości. Nie mówiąc już o tym, że może stać się obiektem gry politycznej z racji zapowiedzianych na jesień wyborów parlamentarnych w Niemczech. Szef socjaldemokratów Franz Muentelferig nie kryje, że jest przeciwny przejmowaniu niemieckich firm przez zagraniczne fundusze hedgingowe i fundusze inwestycyjne w celu wzrostu zysków, nazywając je „pijawkami”.

Niemniej to właśnie w celu poprawy rentowności firmy prezes Deutsche Bank Josef Ackermann zapowiedział w tym roku ograniczenie załogi o 6,4 tys. osób. Dlatego Muentelferig oskarżył go o wprowadzanie do kraju globalnego kapitalizmu, który „jest pozbawiony odpowiedzialności za losy społeczeństwa”. W odpowiedzi Ackermann replikował, że ten największy bank niemiecki pod względem sprzedaży ma teraz szczególnie utrudnioną akwizycję w kraju, gdyż politycy sprzeciwiają się utracie miejsc pracy. Usprawiedliwia ich jednak stagnacja gospodarki oraz 12% bezrobocie (ok. 5 mln osób).

Jak na razie władze niemieckie i politycy nie sprzeciwiają się fuzji HVB z UniCredito, a rząd federalny nawet po cichu popiera rozmowy w tej sprawie.