Niewiele da się powiedzieć o tym, co działo się w poniedziałek na amerykańskich rynkach finansowych. Kalendarium było całkowicie puste, więc koncentrowano się na wieściach spoza USA.
Podczas weekendu pojawiły się informacje, które negatywnie wpływały na rynek. Wybuch wulkanu na Islandii (to akurat mniej istotne dla Stanów), obniżenie perspektywy ratingu Włoch, obniżenie perspektywy ratingu Belgii, wpływ hiszpańskich wyborów lokalnych (rośnie obawa o zadłużenie tego kraju), slaby wstępny odczyt publikowanego przez bank HSBC indeksu PMI dla przemysłu chińskiego, słabe europejskie indeksy PMI…To musiało zaszkodzić euro i nastrojom na rynkach finansowych.
Kurs EUR/USD spadał już w nocy jak kamień. Koło południa przetestował poziom 1,40 USD i zaczął zawracać. Było to jednak tylko redukowanie olbrzymich strat. Być może trochę pomagały zapewnienia wielu polityków, którzy twierdzili, że nic złego dla gospodarki się nie wydarzy. Pomóc też mogła wypowiedź greckiego ministra finansów, który zapowiedział przyspieszenie prywatyzacji (między innymi portów w Atenach i Salonikach) oraz utworzenie specjalnego funduszu, który ma przyspieszyć ten proces.
Umocnienie dolara i przecena surowców oraz nastroje przeniesione z Europy doprowadziły rynek akcji do ponad jednoprocentowego spadku indeksów. Jedynym plusem było to, że zostało obronione wsparcie z kwietnia. Indeks S&P 500 wyszedł dołem z klina, co według analizy technicznej zapowiada spadek przynajmniej do jego podstawy, czyli do 1.250 pkt. Tylko szybki powrót ratowałby byki przed takim obrazem sytuacji.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję tak jak rozpocząć ją musiała, czyli ponad jednoprocentowym spadkiem. Nasz rynek zachowywał się od początku lepiej niż inne rynki europejskie (szczególnie te ze strefy euro). Zanosiło się co prawda na nieco ponad jednoprocentowy spadek WIG20, co przy dwuprocentowych zniżkach we Francji i Niemczech było spadkiem niezbyt dużym, ale byki postanowiły zaakcentować wyjątkowość GPW. Fixing dodał kilkanaście punktów dzięki czemu indeks spadł o symboliczne 0,45 proc. (na małym obrocie), co w niczym nie zmieniło obrazu technicznego.
Nasz rynek wykazywał się niezwykłą siłą. Najwyraźniej byki zakładały też, że dwie sesje spadków z powodów czysto europejskich Amerykanom się albo nie przydarzą, albo już we wtorek indeksy będą rosły. Były to sensowne założenia, chociaż dziwić może to, że większość inwestorów zachowała taki olimpijski spokój. Taka gra na przeczekanie może się udać pod jednym wszakże warunkiem: że jakiś większy inwestor nie postanowi wyjść z rynku.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi