Nawigacja po wzburzonym morzu totalnego chaosu

Światowa gospodarka w 2011 r. zdjęła nogę z gazu – wzrost handlu zagranicznego i skali rządowych programów stymulacyjnych zahamował. W 2012 nie powinno być inaczej.

Gospodarki rozwinięte będą zmagać się ze słabym popytem krajowym, a programy oszczędnościowe i kiepska sytuacja na rynku pracy dadzą im się we znaki. Do akcji wkroczą jednak banki centralne które poluzują politykę monetarną. Podsumowując, spodziewamy się, że światowy wzrost gospodarczy w 2012 po raz kolejny zwolni, tym razem do 3%.

Stany Zjednoczone – na czele krajów rozwiniętych

Wielka Recesja całkowicie różniła się od poprzednich, ponieważ wpływ likwidacji toksycznych inwestycji na gospodarkę pogorszył się w związku z ciągle trwającym procesem obniżania ogólnego poziomu zadłużenia sektora prywatnego. Gospodarka Stanów Zjednoczonych już od dobrych kilku lat zmaga się ze skutkami przelewarowania podmiotów prywatnych, a choć wspomniany proces nieco zwolnił, nadal daleko nam do hurraoptymistycznego przełomu tysiącleci, gdy wzrost zadłużenia szedł ręka w rękę ze wzrostem PKB. Spłata długów nadal ogranicza udział sektora prywatnego w aktualnej ekspansji – a w sytuacji, w której Kongres zasadniczo nie jest skłonny do współpracy,, również sektor publiczny nie otrzyma większej pomocy w 2012 r. Te dwa czynniki sprawią, że będziemy mieć do czynienia z kontynuacją spokojnej ekspansji, którą widzieliśmy w 2011 – inflacja będzie maleć, a sytuacja na rynku pracy raczej się pogorszy niż poprawi. Chociaż ryzyko związane z kryzysem zadłużenia państwowego w strefie euro oraz słabością gospodarczą Azji (Chin) wydaje się tak poważne, że nie można wykluczyć nawet recesji, naszym zdaniem nie jest ona scenariuszem o najwyższym prawdopodobieństwie – spodziewamy się raczej, że Stany będą się „telepać” do przodu.
 
Europa – to w nią przede wszystkim uderzy totalny chaos

Tak więc spodziewamy się, że Stany Zjednoczone jakoś sobie poradzą, czego nie można powiedzieć o Europie, gdzie cięcia w sektorze publicznym wprowadzono na skalę nie do pomyślenia po drugiej stronie Atlantyku. Stany Zjednoczone i Europa mają wiele wspólnych problemów – wysokie bezrobocie, niski wzrost wynagrodzeń oraz zadłużony sektor prywatny, jednak zarządzanie (a raczej brak zarządzania) rozdętymi deficytami publicznymi nie jest jednym z nich.
 
Stany Zjednoczone, jako suwerenny emitent waluty, nie mają problemów ze sfinansowaniem działalności państwa, czyli znajdują się w położeniu, za które wiele krajów strefy euro dałoby się pokroić w obliczu osiągających niemożliwe do utrzymania poziomy rentowności obligacji – wystarczy spojrzeć choćby na przedstawioną na powyższym wykresie sytuację Włoch, które kilkukrotnie przekraczały ostatnio niesławną granicę 7% (choć trzeba zauważyć, że oprocentowanie realne nie jest przesadnie wysokie w kontekście historycznym). Przy niewzruszonej (na razie) postawie Niemiec, których zdaniem Europejski Bank Centralny nie powinien angażować się w niesterylizowany skup obligacji skarbowych, drukowanie pieniędzy nie może uratować obciążonej strefy euro, która zamiast tego zdecydowała się na raczej bolesny proces obniżania kosztów sektora publicznego – intensywny na tyle, by gospodarka utrzymywała się w stanie długotrwałej recesji, ale nie na tyle, by możliwe stało się szybkie i skuteczne rozwiązanie rzeczywistych problemów. Oczekuje się, że spadek PKB w strefie euro utrzyma się w I kwartale 2012, tylko potwierdzając recesję. Można się też spodziewać, że znajdująca się w położeniu podobnym do Stanów Zjednoczonych Wielka Brytania w przyszłym roku będzie radzić sobie lepiej od strefy euro, choć trzeba przyznać, że i ją czeka po drodze wiele burz.

Azja – cierpi na skutek spowolnienia w świecie rozwiniętym

Trudności, których doświadczają gospodarki zachodnie, stopniowo docierają do Azji. Nawet bazujący na inwestycjach i eksporcie chiński cud gospodarczy musi stawić czoła słabnącym obrotom handlowym, których saldo w trakcie ostatnich dwunastu miesięcy do listopada spadło o 19%. Spadek globalnych obrotów handlowych praktycznie na pewno będzie trwać – w rezultacie Chiny będą musiały znaleźć źródła wzrostu gdzie indziej, co naszym zdaniem uda im się tylko częściowo. Właśnie dlatego uważamy, że analitycy zasadniczo przeszacowują wzrost PKB Państwa Środka – sądzimy, iż należy się spodziewać zmiany o 8%.
 
Chiny posiadają jednak jeszcze broń, której dawno wyzbyła się większość gospodarek rozwiniętych, a mianowicie cięcie stóp. Ludowy Bank Chin wstrzymał ostatnio fazę zacieśniania polityki pieniężnej (rozpoczętą w 2010, gdy gospodarka stanęła na nogach, a presja inflacyjna zaczęła narastać). W istocie, byliśmy już świadkami pierwszych obniżek stopy rezerw obowiązkowych. Po etapie zaostrzania polityki bank centralny ma sporo amunicji i może spokojnie dążyć do utrzymania chińskiego wzrostu gospodarczego na przyzwoitym poziomie – dzięki spadającej inflacji ma przy tym pierwszą przeszkodę z głowy. W tym roku spodziewamy się serii cięć stopy rezerw obowiązkowych w miarę dążenia chińskich władz do wzmocnienia inwestycyjnej strony gospodarki w celu zrekompensowania słabości handlu zagranicznego.

Źródło: Saxo Bank