Niby standardowe, a jednak inne

Standardowe funkcje dostępne klientom banków korzystających z internetowego kanału dostępu są we wszystkich serwisach rodzimych instytucji takie same: dostęp do rachunku, możliwość przelewania pieniędzy między własnymi kontami i przelewów wychodzących, składanie czy modyfikacja stałych zleceń, spłaty zadłużenia kart kredytowych, rat kredytów, monitorowanie wpływów na rachunek itd.

Na razie nie jest możliwe zaciągnięcie kredytu przy wykorzystaniu internetu, chociaż wszystkie serwisy umożliwiają klientom złożenie wniosków kredytowych. W tym przypadku nic jeszcze nie jest w stanie zastąpić osobistego kontaktu z pracownikiem banku, chociaż w ogromnej większości przypadków klient nie musi już udawać się do oddziału. Wystarczy, że w umówionym miejscu… poczeka na przedstawiciela banku.

Jak podaje „Puls Biznesu” zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja w bankach stricte internetowych: mBanku, Inteligo i Volkswagen BankDirect. Oferta kredytowa przypisana jest do rachunku na zasadzie limitu debetowego czy kredytu w koncie osobistym. Banki internetowe podejmują decyzję o przyznaniu limitu zadłużenia nie na podstawie deklaracji, ale przede wszystkim po uważnej obserwacji historii rachunku. Wystarczą średnio trzy miesiące, by klient dowiedział się, czy i jakiej wysokości otrzyma kredyt.

mBank dodtakowo kusi automatycznym limitem, jeśli klient przeniesie się do niego z innego banku. Przenosząc rachunek, zabiera ze sobą również dotychczasowy limit, a mBank dodaje do niego „własne” nawet 20 proc.

Chociaż standardowa oferta w zupełności wystarcza do skutecznego zarządzania finansami przy pomocy domowego komputera, bardziej świadomi siły swoich pieniędzy klienci stawiają na rozbudowane serwisy. Prym wiedzie w tym przypadku Bank BPH ze swoim Sez@mem, BZWBK24 czy Multibank. Zwłaszcza gdy w grę wchodzi również samodzielne inwestowanie, również na warszawskiej giełdzie – pisze dziennik.