Nie jesteśmy bankiem, ale cenimy się jak one…

Światowy kryzys finansowy na nowo zaognił konflikt pomiędzy sektorem bankowym a SKOK-ami.Te ostatnie po kilku latach starań dostały czarną polewkę od KNFu i nie mają co liczyć na licencję bankową. Przeważyło to zapewne za decyzją, żeby kryzys finansowy przekuć w swój sukces. To dlatego SKOK-i tak podkreślają, że nie są bankiem. To element pozycjonowania i różnicowania swojej oferty. Uczciwie trzeba przyznać – ostatnie kroki SKOK-ów z punktu marketingowego są warte uznania. Z praktycznego trudno obecnie ocenić, bo czy mniej wykształcony klient w ogóle coś rozumie z kryzysu i trafi do niego reklama zbudowana na kanwie kontrastu?

Kasy przede wszystkim podważają fundamenty bankowego biznesu, podkreślając pochodzenie swojego kapitału i fakt, że kryzys w żaden sposób ich nie dotyka. Sektor bankowy krytykowany z każdej strony ma problem w wypracowaniu spójnej strategii przeciwstawienia się kolejnym atakom. Jak pojedynczy bank ma pokazać, że nie jest wielbłądem? Chyba niestety się nie da. Nie ma się co dziwić, że bankowcy są mocno poirytowani kampanią SKOK-ów. Mają bowiem związane ręce i w myślach tylko odgrażają się, że policzą się z Kasami, kiedy sytuacja w miarę się uspokoi.

Patrząc na konflikt SKOK-i vs. sektor bankowy należy stwierdzić, że jest tam zbyt wiele ideologii. Można tam spotkać z obu stron wiele nieczystych zagrań i propagandy. My zamiast tego wolimy przyjrzeć się ofercie. W końcu to powinno najlepiej przemawiać do portfela klienta. I jak się okazuje, SKOK-i nie mają się wcale czym chwalić, jeśli spojrzeć chociażby na ostatnią, promowaną w mediach ofertę kredytową. Chodzi mianowicie o Antykryzysową Linię Pożyczkową udzielaną na 30 lat.

Oczywiście te 30 lat promowane tak mocno w reklamie czy w samej ofercie, ma charakter umowny, nie tylko ze względu na ostatni wyrok Trybunału. W praktyce jest to limit kredytowy w rachunku, czyli standardowy produkt w ofercie każdego banku (w bankach nawet jest lepiej, bo nie ma przymusu spłacania minimum 5% zadłużenia co miesiąc!). Patrząc zaś na ofertę SKOK-u, niestety należy stwierdzić, że nie jest to nic ciekawego. Po pierwsze – drogie, po drugie oferowane limity nie są w praktyce zbyt wysokie (teoria promocyjna to jedno, praktyka to drugie). Wszystko oczywiście w porównaniu z bankami. Okazuje się bowiem, że jeśli porównać ofertę banków do nie-banków, to pod względem cenowym wygrywają te pierwsze! Tak, tak. Te złe, niedobre banki są często znacznie tańsze niż SKOK-i. W przypadku SKOK Stefczyka oprocentowanie linii wynosi 19 procent (oprocentowanie zmienne), a prowizja za przyznanie wynosi 1,5% od kwoty przyznanego limitu. Porównując do oferty bankowej należy stwierdzić, że jest to jedna z najdroższych ofert na rynku – nawet biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich tygodniach tylko PKO BP obniżyło oprocentowanie limitu kredytowego, a pozostałe banki pozostawiają go na tym samym poziomie. Również sama prowizja nie jest wcale taka atrakcyjna. Do tego należy założyć rachunek osobisty, co również okazuje się opcją dość kosztowną – na równi z bankami komercyjnymi. Jeśli do tego doliczyć koszty ubezpieczenia takiego kredytu, to może się okazać, że jest on nawet bardzo kosztowny. Jednym słowem klient ma dylemat – popierać polskie i przepłacać, czy korzystać z „zagranicznej” oferty i zaoszczędzić. Zwłaszcza, że oferta depozytowa SKOK-ów wcale nie jest taka zachwycająca w ostatnich miesiącach w porównaniu z bankami komercyjnymi. Jest atrakcyjna, ale bez przesady – zwłaszcza, że żeby zostać członkiem SKOK-u, należy opłacić składkę członkowską. Swoje zaś w tym przypadku robi bezpieczeństwo BFG, czyli państwa.

Przykład ostatniej oferty Kas pokazuje, że z punktu widzenia klientów sam konflikt można teoretycznie sprowadzić do wspólnego mianownika, którym jest oferta. Odsuwając konflikty na bok może się okazać, że nie wszystko złoto co się świeci. Ale i tutaj należy oddać co cesarskie cesarzowi. Pamiętajmy o profilu klienta SKOK-ów. To bardzo często klienci o niskich dochodach, którzy w bankach niekoniecznie mają czego szukać, nawet po ostatniej liberalizacji kryteriów skoringowych. Dodatkowo Kasy działają na terenach, na których banków komercyjnych po prostu nie ma, a SKOK-i są jedyną alternatywą. W takim przypadku nie stoimy przed dylematem ceny, a przede wszystkim dostępności do oferty. Paradoksalnie może się okazać, że wówczas oferta Kas jest atrakcyjna, bo jedyną konkurencją może być pośrednik pożyczkowy albo Provident. Warto zatem pamiętać, że Warszawa i wielkie miasta to nie cała Polska. Z drugiej jednak strony wiele banków działa na terenie całego kraju, również tam, gdzie funkcjonują SKOK-i i są nieco tańsze – a przecież obsługują tego samego, teoretycznie bardziej ryzykownego klienta…

Aktualna propozycja SKOK-ów jest w gruncie rzeczy bardziej uderzeniem marketingowym niż ofertowym, jeśli się bliżej przyjrzeć. Sama oferta jest ciekawa, ale niestety droga. A to przecież cena i ewentualnie dostępność powinna przecież być głównym kryterium oceny w przypadku podmiotów, które nie są nastawione na zysk. Biorąc to wszystko pod uwagę, należy stwierdzić, że banki nie tylko przegrywają na polu wizerunkowym, ale również nie są w stanie podjąć rzuconej im rękawicy – mimo, że mają sporo merytorycznych przecież argumentów na swoją obronę. Trochę to dziwne, że w mediach czarnym charakterem są instytucje komercyjne, których przecież głównym celem jest zysk, a nie banki spółdzielcze czy SKOK-i, czyli instytucje teoretycznie nienastawione na zysk, a mające w wielu przypadkach produkty i usługi na podobnym lub znacznie wyższym poziomie cenowym. Nie można tego oceniać inaczej, jak słabość marketingową banków komercyjnych, które nie potrafią wykorzystać tak prostego i będącego pod ręką argumentu. Skoro banki komercyjne są takie drogie, to dlaczego sektor spółdzielczych instytucji finansowych jest często jeszcze droższy, czy może raczej mało efektywny kosztowo? A to właśnie to powinno interesować klientów. Niestety cały konflikt pomiędzy kasami a bankami to przede wszystkim czysta ideologia, a nie merytoryka. Kiedyś tak było wygodniej bankom zwalczać Kasy, odmawiając im prawa do istnienia. Teraz sytuacja odwróciła się zgodnie z przysłowiem, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. W obecnej sytuacji banki mogą tylko od SKOK-ów przyjmować kolejne, coraz wymyślniejsze razy i jedyne co im zostaje to zaciskać zęby, ewentualnie próbować brać rynek na nutę odpowiedzielaności. Konkurent ani myśli jednak się tym przejmować. Miejmy nadzieję, że ta jazda po bandzie nie doprowadzi do niczego złego, ale umówmy się – banki robiły swego czasu podobne manewry – tyle, że na znacząco mniejszą skalę, jeśli brać pod uwagę liczbę klientów SKOKów i wartość ich aktywów. Tak czy inaczej, dla obserwatorów rynku obecny konflikt jest źródłem wielu ciekawych doświadczeń i uczciwie trzeba oddać SKOK-om, że chociaż znacznie mniejsze, to dają radę i potrafią się nieźle odgryźć… To z marketingowego oczywiście  punktu widzenia. Z perspektywy klienta przydałyby się niższe ceny –  przynajmniej na poziomie średniej ważonej sektora bankowego.

Regulamin Antykryzysowej Linii Pożyczkowej cz.1
Regulamin Antykryzysowej Linii Pożyczkowej cz.2

Źródło: PR News