Sytuacja klientów Amber Gold pokazuje, że pogoń za jak najwyższym zyskiem może się skończyć utratą oszczędności. Nie można zapominać, że wysokie oprocentowanie wiąże się z wysokim ryzykiem.
Oprocentowanie najlepszych lokat w bankach oscyluje wokół poziomu 6 proc., podczas gdy Amber Gold oferował swoim klientom nawet 16 proc. Czy to oznacza, że banki są skąpe i nie chcą płacić swoim klientom przyzwoitych stawek? Czy też te proponowane przez parabanki są mocno nadmuchane? Ostatnie dni przyniosły odpowiedź na to pytanie. Odpowiedź, która przemawia na korzyść banków, których klienci nie mają problemu z wypłatą depozytów.
Warto się jednak dokładnie zastanowić dlaczego banki nie płacą 16 proc. tylko 6 proc. Przede wszystkim pamiętajmy, że wyznacznikiem stawek oprocentowania zarówno depozytów, jak i kredytów są stopy procentowe. Główna stopa procentowa NBP to obecnie 4,75 proc. Określa ona cenę, po jakiej bank centralny kupuje lub sprzedaje papiery wartościowe, za pomocą których może wpływać na podaż pieniądza. Można powiedzieć, że NBP wyznacza pewien standard ceny pieniędzy. To trochę jak cena narzucona przez producenta. Wiadomo, że hurtownicy i detaliści będą mieli swoje stawki, ale punkt odniesienia jest jasny. Oprocentowanie lokat w bankach nie będzie więc znacznie odbiegało od tego parametru.
Można też spojrzeć na rynkowe stopy, czyli WIBOR i WIBID. To stawki, po których banki pożyczają sobie pieniądze, czy przyjmują od siebie depozyty. Te z kolei oscylują obecnie w granicach 5 proc. Gdyby nie problemy z płynnością na tym rynku, czyli z chęcią pożyczania sobie pieniędzy nawzajem, to banki nie oferowałyby lokat z oprocentowaniem przewyższającym te parametry. Gdyby faktycznie można byłoby pożyczyć pieniądze od innego banku na 5 proc., to nie byłoby sensu płacić klientom 6 proc. Można więc powiedzieć, że obecny poziom oprocentowania w bankach i tak jest mocno wyśrubowany.
Oczywiście niektórzy powiedzą, że przecież banki na takich produktach jak np. karty kredytowe zarabiają ponad 20 proc. rocznie, więc czemu nie miałyby klientom zapłacić ponad 10 proc. Trzeba jednak pamiętać, że w bankach obowiązuje zasada, że im mniej zabezpieczony kredyt, czyli im bardziej ryzykowny dla banku, tym wyższe jest jego oprocentowanie. Aktualnie prawie 18 proc. środków pożyczonych przez banki w formie kredytów konsumpcyjnych może do nich nie wrócić, bo mają status kredytów zagrożonych. Wysokie oprocentowanie kart, czy szybkich pożyczek, to w pewnym sensie składka na klientów, którzy długów nie spłacają. Poza tym musimy pamiętać, że kredyty konsumpcyjne o wysokim oprocentowaniu to jedynie jedna czwarta środków jakie banki pożyczyły gospodarstwom domowym. Ponad 60 proc. stanowią zaś dużo niżej oprocentowane kredyty hipoteczne. Banki muszą więc uwzględniać to, że część zebranych od klientów pieniędzy pożyczą niedużo drożej, bo aktualnie oprocentowanie złotowych kredytów hipotecznych to ok. 6,5 proc.
W takiej sytuacji gwarantowane stawki na poziomie kilkunastu procent w skali roku powinny więc od razu budzić naszą czujność. Nie ma bezpiecznych instrumentów, na których można by było tyle zarobić. Nie dają tyle depozyty w bankach, ani obligacje. Taki poziom zysku można osiągnąć poprzez zaangażowanie w instrumenty finansowe charakteryzujące się duża zmiennością: akcje, waluty, czy wreszcie metale szlachetne. I faktycznie na wahaniach kursów można zarobić kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent rocznie. Zależy to jednak od koniunktury na danym rynku i od zdolności, czy wyczucia osób zarządzających daną inwestycją. Czynników ryzyka nie brakuje i nie ma mowy o pewnych zyskach. Gwarantowany depozyt na kilkanaście procent jest więc obiecywaniem gruszek na wierzbie. Depozyt w parabanku nie jest w takim razie lokatą w klasycznym tego słowa znaczeniu. Stąd zresztą zarzuty Komisji Nadzoru Finansowego wobec Amber Gold, czy przypadkiem nie prowadzi działalności bankowej, do której trzeba mieć specjalną licencję.
Przepisy prawne obowiązujące banki zwiększają bezpieczeństwo ulokowanych tam środków w porównaniu z tymi zdeponowanymi w parabankach. O oszczędności zgormadzone w bankach dba kilka instytucji. Po pierwsze Bankowy Fundusz Gwarancyjny zapewnia bezpieczeństwo powierzonych bankom pieniędzy w razie ich niewypłacalności. Gdyby któryś z nich przestał wypłacać pieniądze klientom, tak jak się to stało w przypadku parabanku Amber Gold, to z odsieczą przyjdzie właśnie BFG. Depozyty w bankach komercyjnych i spółdzielczych są gwarantowane do kwoty będącej równowartością 100 tys. euro.
W razie niewypłacalności banku, co jak warto podkreślić, nie zdarzyło się w Polsce od kilkunastu lat, Fundusz wypłaci klientowi maksymalnie taką kwotę. Gwarancja dotyczy sumy środków zgromadzonych przez klienta w danym banku, czyli np. środki na koncie osobistym, rachunku oszczędnościowym i lokacie liczone są razem. Natomiast w przypadku rachunków wspólnych każdy ze współposiadaczy objęty jest odrębną gwarancją. Nie ma jednak instytucji, która gwarantowałaby depozyty powierzone parabankom.
Jednak wypłata pieniędzy przez BFG to ostateczność. O to, żeby nie doszło do bankructwa żadnego z banków dba Komisja Nadzoru Finansowego. Nadzoruje ona sektor bankowy, ale także inne gałęzie rynku finansowego. Banki muszą przestrzegać zaleceń nadzoru wydawanych chociażby w formie rekomendacji, które dość szczegółowo regulują ich działalność. KNF monitoruje również na bieżąco sytuację finansową banków. Reguluje również ich politykę kadrową, bo np. prezesem banku zostaje się dopiero po akceptacji Komisji. Wyklucza to więc możliwość uzyskania takiej posady na przykład przez osoby, które miały zatargi z prawem. Cala paleta działań jakie podejmuje KNF ma na celu zapewnienie stabilności i bezpieczeństwa sektora bankowego, jak również ochronę interesów uczestników tego rynku, czyli również klientów.
Niestety instytucje parabankowe są wyłączone spod kurateli Komisji, co również każe spoglądać na ich ofertę z dużo większą ostrożnością.
Źródło: BGŻOptima