Niedźwiedź nie zapadł w sen zimowy

Po wielu miesiącach majestatycznego falowania wysoko ponad fundamentami globalne wyceny akcji zaczęły się mocniej poddawać grawitacji. Ubiegły tydzień dostarczył szczególnie dużo emocji, gdyż w jego toku wyznaczono dość istotne lokalne ekstrema.

Najpierw mozolnie i mało wiarygodnie wymęczono ponadroczne szczyty, a następnie kontratak podaży zniwelował w 2 dni dorobek 2-miesięcznego byczego pełzania. Może to być przyczynek do dłuższej, spadkowej lekcji pokory dla graczy traktujących giełdę za maszynkę do łatwego zarabiania na wzrostach oderwanych od ekonomii.

W licznych weekendowych analizach dokonano rozbioru na czynniki pierwsze gwałtownej piątkowej przeceny. Najgłośniej uwypukla się zapowiedzi prezydenta Obamy, zmierzające w prostej linii do ukrócenia spekulacji. Faktycznie, najmocniej u schyłku tygodnia dostało się sektorowi finansowemu. Nie bez powodu, gdyż czołowe banki inwestycyjne stały się instytucjami spekulacyjnymi na gigantyczną skalę (w dużej mierze za publiczne pieniądze!), zapewniając sobie gros profitów, podczas gdy wyniki z działalności tradycyjnej nadal są ujemne. Podbijanie wycen aktywów spowodowało, że często są one notowane ze znaczną premią względem fundamentów. Na przykład, nikt racjonalnie nie wytłumaczy ceny tony miedzi przekraczającej 7,5 tys. dolarów, bądź ustanowienia nowych rekordów hossy na giełdach w Meksyku czy Argentynie.

Powyższy jednorazowy czynnik można uznać za katalizator do agresywniejszej wyprzedaży, jednak z rynkiem w USA nie działo się dobrze już od początku sezonu wyników kwartalnych. Lepsze od oczekiwań rezultaty Intela czy IBM gaszono wyprzedażą ich akcji, zatem cały rozmiar sielanki został już wkalkulowany w wysokie wyceny. Uznano, iż czas przekuć zyski wirtualne w prawdziwe, a to jest możliwe tylko w przypadku zamknięcia pozycji. Wniosek jest taki, że gdyby poprzeczka oczekiwań co do wyników firm nadal miała wędrować w górę, to zważywszy kruchość śródrecesyjnego odbicia, skala przyszłych rozczarowań może być większa. W bieżącym tygodniu napłyną rezultaty takich tuzów jak: Ericsson, Texas Instruments, DuPont, Johnson&Johnson, Caterpillar, AT&T, Yahoo, Microsoft, Motorola.

Ponadto nad rynkami cały czas niczym miecz Damoklesa wisi spore ryzyko przegrzania chińskiej gospodarki i tu również nie będzie wyjątku od zasad ekonomii – turbulencje i ochłodzenie to kwestia czasu, a im później tym nastąpi, tym bardziej będzie to brzemienne w skutki.

Nie mniej dziać się będzie na froncie danych makroekonomicznych, co czyni rozstrzygnięcia najbliższych dni kluczowymi dla notowań w dalszych tygodniach. Już dziś dowiemy się ile domów na amerykańskim rynku wtórnym zmieniło właściciela w grudniu (konsensus z portalu Marketwatch mówi o 5,8 mln w rocznej skali). Jutro podane zostanie saldo rachunku bieżącego dla eurostrefy za listopad (typowany deficyt w wys. 4,6 mld euro po sezonowym wygładzeniu), styczniowy odczyt nastrojów biznesowych autorstwa niemieckiego instytutu Ifo (szacowany dalszy wzrost do 92,2 pkt), a także dynamika brytyjskiego PKB za ostatni kwartał ubr. (wspomniane źródło nie podaje prognoz). Również jutro poznamy wskaźnik nastroju konsumentów w USA za styczeń (opracowany przez Conference Board) – ma on zwyżkować do 53,5 pkt.

Amerykański rynek pierwotny nieruchomości ma swój dzień w środę (ocenia się, że sprzedano „urocznione” 360 tys. nowych  domów), tego samego dnia FED zapewne nie ruszy stóp procentowych w ramach swojej chybionej polityki kreacji banknotowego bogactwa. Uwagę zwróci również zapewne czwartkowa dynamika zamówień na dobra trwałe w grudniu (powinna kosmetycznie drgnąć w górę), natomiast w piątek dużą dawkę emocji wywołać powinien wstępny odczyt dynamiki PKB USA w kwartale kończącym 2009 r.

Odnośnie tej ostatniej statystyki należy się kilka słów komentarza przygotowawczego. Śmiałe prognozy mówią o 5,5 proc., co wydaje się być wynikiem na miarę niezachwianej ekspansji. Pozwolę sobie ponownie przytoczyć konstrukcję tej kreatywnej wartości: mianowicie szacuje się dynamikę analizowanego kwartału wobec kwartału bezpośrednio go poprzedzającego, następnie mnoży się ją przez 4 i stąd podawany do publicznej wiadomości wynik. Oczywiście jest to przemycona ekstrapolacja jednego kwartału na trzy kolejne, a więc żadne to faktyczne dokonanie, tylko prognoza na odległy horyzont. To tak, jakby po poniedziałkowym zamknięciu indeksu np. WIG20 typować jego wartość po czwartkowej sesji, liniowo przedłużając jego zachowanie z jednej zakończonej sesji. Proste, naiwne i pozbawione odniesienia do faktów. Najlepiej, gdyby równie ochoczo publikowano PKB w konwencji jaką znamy, czyli odnieść kwartał w roku N do tego samego kwartału w roku N-1.

Sumaryczny bilans tego napiętego tygodnia jest ciężki do przewidzenia, jednak w zachowaniu rynków można już dostrzec coraz mocniejszy prąd niepokoju. Będzie to powodować niekiedy przesadzone reakcje na bieżące doniesienia, dlatego gracze obstawiający wzrosty powinni szczególnie uważać na ewentualne negatywne niespodzianki. Sufit w postaci 2500 pkt na indeksie WIG20 bez pomocy spekulantów zza Atlantyku (szturm na akcje PKO, Pekao i KGHM) scementuje się jako żelbetonowy opór, a zasięg spadków do przebycia może sięgnąć w pierwszej fali nawet 10-15 proc.

Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions

Źródło: Wealth Solutions