Niedźwiedzie już tylko o krok od przekroczenia Rubikonu

Słabość odbicia od wsparcia, jakim dla WIG są okolice 48,4 tys. pkt związane ze szczytami ze stycznia i marca, najlepiej pokazuje obecny stan naszego parkietu – pozostaje w defensywie, ale jednocześnie zniżka nie jest na tyle duża, by mówić jednoznacznie o zmianie trendu na malejący.

Niemniej jednak sygnały płynące z rynków umacniają wiarę w spadkowy scenariusz na najbliższe tygodnie, który WIG może sprowadzić do 44-45 tys. pkt. Na razie ten indeks od szczytu stracił około
3 proc., byłby więc dopiero w jednej trzeciej ruchu w dół. Znacznie bardziej ucierpiał indeks cenowy naszej giełdy, w którym każda ze spółek ma taki sam udział. Poszedł w dół o 7 proc. od tegorocznej górki. Traci od połowy lutego. Zniósł już w tym czasie połowę wzrostu, jaki trwał od lipca 2010 roku.

To pokazuje, jak trudno w ostatnich tygodniach zarabiać na akcjach na szerokim rynku. Wśród największych spółek, które w tym czasie poszły w górę o 5 proc. też widać wyraźną zmianę liderów. Podczas gdy od 16 lutego PKO BP zyskał 3,5 proc., Pekao 4,4 proc., a KGHM 5 proc., to PKN Orlen poszedł w górę aż o 15 proc. Jednocześnie akcje PGE wzrosły o 6 proc., PGNiG o 9 proc., a TP o blisko 7 proc. , a PZU o ponad 12 proc. Rozbieżności są duże, a coraz większą uwagę zwraca dobra postawa spółek o defensywnym charakterze. Zmiana preferencji inwestorów staje się nie tylko bardzo widoczna, ale również symptomatyczna. Takie spółki kupuje się wtedy, gdy spodziewane jest nadejście trudniejszych czasów dla giełd.

Na rynkach finansowych mamy obecnie do czynienia ze swoistą sprzecznością zachowań. Obawy przed bankructwem Grecji (przewiduje to 85 proc. ankietowanych przez Bloomberga inwestorów instytucjonalnych) i zaostrzeniem kryzysu finansów publicznych, strach przed podwyżkami stóp procentowych na świecie oraz wyraźne oznaki schładzania się koniunktury gospodarczej skłaniają
do unikania rynków wschodzących i interesowania giełdami w USA (brak perspektywy zaostrzenia polityki pieniężnej i mała wrażliwość na ewentualne bankructwo Grecji), a także w Niemczech (wciąż pozostają lokomotywą europejskiej gospodarki). Równocześnie inwestorzy na emerging markets wpatrują się w koniunkturę na największych parkietach, co osłabia znaczenie negatywnych czynników. Podobnie jest z interpretacją przeceny surowców, który z jednej strony ma dezinflacyjne oddziaływanie, ale jednocześnie odzwierciedlać może przewidywany spadek popytu (obniżka prognoz popytu na ropę przez MAE).

W tych warunkach w krótkim terminie kluczem do rozszyfrowania koniunktury będzie zachowanie rynków amerykańskiego i niemieckiego, które rozstrzygną powyższe wątpliwości. Przełamanie 1335 pkt przez S&P 500 będzie sygnałem do pogłębiania zniżek. To najbardziej prawdopodobny scenariusz na najbliższy czas.

Źródło: Opera TFI