Niedźwiedzie tracą cierpliwość

Dosyć trudno było wytłumaczyć entuzjazm, który w środę od rana zapanował na rynkach europejskich, a potem na amerykańskich. W agencjach pojawiły się oceny analityków, którzy twierdzili, że to Ben Bernanke, szef Fed oraz Warren Buffet tak zwiększyli optymizm. Rzeczywiście we wtorek Bernanke powiedział, że kończy się recesja, ale o tym przecież wszyscy wiedzieli od dawna, a rynki wtedy nie zareagowały.

Poza tym ostrzegł też przecież, że ożywienie nie będzie mocne. Warren Buffet stwierdził, że gospodarka reaguje pozytywnie na dostarczone jej przez rząd środki i to też był truizm. Być może trochę (nieznacznie) pomagało to, że Buffet podobno kupuje akcje. Nieznacznie, bo kupował je przecież i wtedy, kiedy kupować nie należało.

Prawdą jest jednak, że raporty makro nadal nie pozwalały na wejście do gry niedźwiedzi. Dane o produkcji, najważniejsze w środę, były lepsze od prognoz. Produkcja wzrosła o 0,8 procent (oczekiwano 0,5 proc.), a wykorzystanie potencjału produkcyjnego do 69,9 proc. Inflacja CPI wzrosła w sierpniu w porównaniu do lipca o 0,4 proc., czyli nieco mocniej niż oczekiwano, ale inflacja bazowa drgnęła jedynie o 0,1 procent. Poza tym w skali roku inflacja spadła o 1,5 proc. (oczekiwano jednak większego spadku cen).

Podczas poprzednich sesji (szczególnie tej wtorkowej) doskonałe zestawy danych posuwały indeksy jedynie nieznacznie na północ. Wydaje się, że po prostu w środę cierpliwość niedźwiedzi (czekanie na korektę) się wyczerpała i zaczęto zamykać krótkie pozycje. Pomagały wzrosty cen surowców i kolejny, ponad pięcioprocentowy, wzrost ceny akcji General Electric. Akcje tej „amerykańskiej gospodarki w pigułce” zdrożała w tym tygodniu już o ponad 15 procent. Niedźwiedzie tylko na początku sesji usiłowały walczyć. Po 1,5 godzinie poddały się i indeksy szybko ruszyły na północ. Duże wzrosty indeksów przy wykupieniu technicznym rynku są bardzo niebezpieczne, bo zwiastują euforyczną fazę wzrostu, która zazwyczaj poprzedza korektę. Korektę, która jednak nie zapowiada się na coś bardzo poważnego. Trend jest niezagrożony.

GPW rozpoczęła środową sesję sensownym wzrostem. Można powiedzieć, że wreszcie było to zachowanie racjonalne. WIG20 prawie natychmiast wzrósł o około 2 procent. Nie było jednak pewności, czy ten wzrost się utrzyma, bo ostatnio nasz rynek zachowywał się fatalnie bez względu na to, co działo się na innych rynkach. Po tej zwyżce indeksy zaczęły się powoli osuwać, ale nie było w tym osunięciu żadnego przekonania. Byki kontrolowały sytuację, a rynek na 5 godzin wszedł w marazm – WIG20 kreślił linię poziomą.  

Po publikacji danych o inflacji w USA indeks wyłamał się dołem z konsolidacji, mimo że te dane tak naprawdę jeszcze przez długi czas nie będą miały większego wpływu na zachowanie rynków. Pokazało to bardzo wyraźnie zachowanie innych giełd, co pozwoliło WIG20 na powrót do poziomu wcześniejszej stabilizacji. Nawet dobre dane z USA i stałe zwiększanie skali zwyżki na rynkach europejskich nie było w stanie wyrwać rynku z tego marazmu, ale od czego fixing? Właśnie dzięki fixingowi zakończyliśmy dzień prawie na początku maksimum z początku sesji. Była to dziwna sesja, która nie zmienia negatywnego obrazu rynku. Wystarczy jednak spojrzeć na węgierski BUX (wzrost o ponad 3,5 procent), żeby zobaczyć, że kapitały zagraniczne naszych rynków nie odpuściły. One i u nas są i czekają.                        

Piotr Kuczyński
główny analityk

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi