W USA, podobnie jak w Azji i Europie, trudno było znaleźć jeden konkretny powód spadku cena akcji. Mówiło się na przykład, że to spadki cen surowców pociągnęły za sobą akcje, ale to wcale nie musi być prawda. Nie jest bowiem w najmniejszym stopniu prawdą to, że rosnące ceny surowców pokazują powrót do ożywienia gospodarczego, a spadające wręcz przeciwnie. Od wielu lat cen nie ustalają realny popyt i podaż. Ustalane są przez rynki finansowe, a realna, wynikająca z potrzeb producentów, podaż i popyt się do tych cen dopasowuje.
Można powiedzieć, że winić za pogorszenie nastrojów można dwa elementy: przede wszystkim rosnący niepokój przed rozpoczęciem sezonu raportów kwartalnych amerykańskich spółek, a po drugie analizę techniczną. Dlaczego technikę? Dlatego, że w czwartek cena ropy spadła i doszła do poziomu, którego przełamanie rysowałoby formację podwójnego szczytu, czyli generowałoby sygnał sprzedaży.
Rzeczywiście taki sygnał został rano wygenerowany, to pociągnęło za sobą spadek kursu EUR/USD, a to przełożyło się na spadki cen miedzi i złota. To za kolei szkodziło akcjom w Europie i w USA.
Dane makro bykom nie szkodziły, bo indeks instytutu ISM dla sektora usług w USA (ponad 80 proc. gospodarki) wzrósł po raz trzeci z rzędu. Tym razem z 44 do 47 pkt. (oczekiwano wzrostu, ale do 45,5 pkt.). Co prawda ta część gospodarki nadal się kurczy, ale kurczy się najwolniej od 9 miesięcy. Poza tym jest już bardzo blisko do poziomu 50 pkt., który oddziela recesję od ożywienia. Jeszcze 3 tygodnie temu takie dane bardzo by się rynkowi spodobały. Więcej publikacji istotnych danych makro nie było.
Rynek akcji rozpoczął dzień spadkami. Po publikacji indeksu ISM gracze zaczęli akcje kupować, ale kontra niedźwiedzi szybko wystraszyła rynek. Indeks S&P 500 po godzinie tracił już ponad 1,2 procent, a NASDAQ sporo więcej. Od tego momentu indeksy zaczęły się podnosić, a udana aukcja obligacji doprowadziła nawet do zabarwienia się indeksu DJIA na zielono. Od tego momentu (S&P 500 tracił symbolicznie) czekano już tylko na końcówkę sesji. Była ona dla byków korzystna. Indeksy DJIA i S&P 500 trochę wzrosły, a NASDAQ kosmetycznie spadł. Można powiedzieć, że zakończenie sesji było sukcesem byków.
O poniedziałkowej sesji na GPW nie bardzo jest sens mówić. Przede wszystkim obrót był minimalny, a to obniża prognostyczną wartość tej sesji. Owszem, WIG20 spadł o prawie jeden procent, ale mogło być dużo gorzej. Powodem takiego stanu wyczekiwania była technika. Tak się złożyło, że psychologiczne wsparcie (1.800 pkt.) jest też całkiem solidnym rzeczywistym wsparciem technicznym. Nic więc dziwnego, że więksi gracze stanęli z boku nie mając przekonania ani do obrony tego wsparcia, ani do ataku na nie. Można powiedzieć, że jeśli poziom 1.800 pkt. padnie to rynek będzie dopatrywać się powstania na wykresie WIG20 formacji RGR, która teoretycznie mogłaby sprawdzić indeks przynajmniej do 1.650 pkt. Dlatego też fundusze muszą być naprawdę mocno przekonane, że warto teraz sprzedawać. A jak mogą być przekorne tuż przed rozpoczęciem sezonu publikacji raportów kwartalnych w USA?
Piotr Kuczyński,
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi