Z samego rana dzisiejsza sesja zapowiadała się wręcz znakomicie. Notowania rozpoczęły się neutralnie, ale popyt szybko i zdecydowanie podnosił ceny, które zdecydowanie przebiły niedawną barierę na poziomie 1900 punktów, ale bardzo szybko się zatrzymały na innym oporze – 1920 punktów.
Droga połowa dnia była już znacznie gorsza i przebiegała pod znakiem osuwania się indeksu. Ostatecznie dzień zakończyliśmy spadkiem o 0,2 proc.
Taki finisz bardzo kontrastuje z sytuacją zewnętrzną, gdzie królował kolor zielony, a na Węgrzech główny indeks wspiął się na nowe szczyty rosnąc o ponad 5 proc. U nas zdecydowanie przeszkadza technika, gdyż za słabość GPW nie można winić publikacji danych o produkcji przemysłowej za kwiecień. Owszem okazała się ona gorsza od oczekiwań, ale rynek je zignorował. Ważniejsze były sygnały nadchodzące z USA, gdzie Bank of America zebrał 13,5 mld USD nowego kapitału, a sekretarz skarbu Timothy Geithner ogłosił, że Public-Private Investment Program skupujący toksyczne aktywa wystartuje z początkiem lipca.
Po takich informacjach giełda na Wall Street pięknie rosła po otwarciu, ale w Warszawie zachodni optymizm się nie udzielał. Nadal jesteśmy blisko ważnych poziomów, ale co niektórzy inwestorzy mogą powoli tracić cierpliwość i nadzieję na trwałe przebicie. Dzisiaj był odpowiedni moment do zdecydowanego działania, ale widać wciąż panuje powszechna niewiara co do dalszych zwyżek. Z drugiej strony duże zagraniczne kapitały mogą bawić się i celowo doprowadzać do zaskakujących sytuacji. Z pewnością szanse na kontynuację wzrostów jeszcze są, ale niestety z każdym dniem coraz mniejsze.
Na rynku walutowym złoty pozostawał zmienny. Podobnie zresztą zachowywał się węgierski forint. Pod koniec dnia przeważyła strona popytowa i nasza waluta się umacniała, nawet bardziej niż środkowo-europejska konkurencja. Ruch jednak nie był zdecydowany, jeżeli nałożymy na niego silnie osłabiającego się dolara.
Łukasz Bugaj
Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi