W piątek z powodu pustego kalendarium to nastroje kierowały inwestorami, a były one fatalne. Wciąż odmieniano przez wszystkie przypadki propozycję Obamy co do reformy sektora bankowego. Inwestorzy tak się jej boją, że z prędkością błyskawicy realizowali tegoroczne zyski. Swoje trzy grosze dodawały również plotki o możliwości nie przedłużenia kadencji Bena Bernanke.
Tak naprawdę już cały tegoroczny wzrost został skasowany i na fali emocji nastąpiło przebicie ważnych z technicznego punktu widzenia poziomów. Korekta nabiera tempa i zatacza coraz szersze kręgi. W piątek dosięgnęła obligacje korporacyjne, które dotychczas spokojnie znosiły spadki na parkietach. Wyraźnie zwiększyła się również zmienność, co oznaczać może koniec spokojnych czasów z niezmiernie niskim poziomem „indeksu strachu”, czyli VIX’em.
Co warte podkreślenia praktycznie w ogóle nie liczą się wyniki spółek, które do najgorszych nie należą. Po zamknięciu czwartkowej sesji poznaliśmy raport Google, a przed piątkową swój wynik upublicznił General Electric nazywany amerykańską gospodarką w pigułce i dobrze wszystkim znany McDonald’s. Wszystkie publikacje zaskoczyły pozytywnie, ale ceny akcji nie kwapiły się do wzrostów, nie mówiąc już o wpływie na szeroki rynek. Walory Googla wyraźnie taniały, a pozostałych spółek wzrosły jedynie nieznacznie.
Druga część amerykańskiej sesji była jeszcze gorsza od pierwszej. Wpływ miały tutaj słowa znanej analityczki Meredith Whitney, która twierdzi, że zaproponowane przez Obamę zmiany zostaną przyjęte i doprowadzą do, jak to sama określiła, „dramatycznych” spadków zysków z inwestycji. Ostatecznie główny indeks S&P500 zanurkował o ponad 2 proc. co sprowadziło go do podstawy konsolidacji z przełomu listopada i grudnia. Wystarczyły więc jedynie trzy dni spadków by wykasować całe grudniowe i styczniowe wzrosty.
Rynek polski otworzył się na poziomie dolnego ograniczenia konsolidacji, z której w połowie tygodnia wybiliśmy się górą. Byki dostały szansę na podniesienie cen, ale chęci na to nie miały. Brak odbicia doprowadził do spadku i zejścia poniżej poziomu wsparcia, co wyraźnie popsuło techniczny obraz rynku. Również i tutaj liczyły się nastroje a nie dane, które o poranku mogły wspierać nieco stronę popytową. Dowiedzieliśmy się bowiem, że nowe zamówienia przemysłu Euroladnu wzrosły o 1,6 proc. w relacji miesięcznej wobec oczekiwanych 0,5 proc. Dominowały jednak pesymistyczne nastroje, a wtórował im duży obrót, który nie wróży niczego dobrego w krótkim terminie.
Końcówka zeszłego tygodnia wyraźnie pokazała, że właśnie rozpoczęła się korekta. Teraz zaczną się dyskusje do jakich poziomów ona nas sprowadzi i co stanie się po ich osiągnięciu. Czy byki będą na tyle silne żeby szybko podnieść rynek? Czy może rozpocznie się męcząca konsolidacja? Pesymiści zaczną mówić o powrocie do bessy i dobrze, że tak będzie, bo różnica zdań jest zawsze zdrowa dla rynku. Faktem jednak pozostaje wciąż poprawiająca się sytuacja gospodarcza i determinacja Fedu w niedopuszczeniu do jej wyraźnego pogorszenia. Stopy w USA pozostają niskie i jest to wciąż ważniejszy czynnik niż konsekwentne kroki oficjeli chińskich w kierunku schłodzenia tamtejszej koniunktury. To Rezerwa Federalna wciąż jest nazywana bankiem centralnym świata i nie zmieni tego ogromne zainteresowanie mediów sytuacją za Wielkim Murem.
Łukasz Bugaj
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi