Po raz ostatni kurs dolara wyceniany był na 4 PLN 14 maja… 2004 roku. Dwa tygodnie po naszym wejściu do UE na dobre dolar wszedł w trend spadkowy.
Dziś dolar wyceniany jest na 2,72 PLN – jedną trzecią mniej niż przed trzema laty. Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że przez ostatnie trzy lata trudno było o gorszą inwestycję niż kupno dolarów i trzymanie ich na lokacie. W czasie gdy wszystkie inne aktywa drożały (akcje, nieruchomości, surowce czy nawet wyroby jubilerskie), dolar okazał się inwestycją chybioną, co może podwójnie frustrować ich posiadaczy (stracili, gdy inni wkoło zarabiali).
Polacy przez pokolenia przyzwyczajeni do pozycji dolara, jako twardej i zawsze wartościowej waluty, przekonali się, że w świecie inwestycji strategia „kup i zapomnij” jest najgorszą z możliwych. Według „Gazety Wyborczej”, Polacy mają na kontach 5,2 mld dolarów. I wielu z nich zastanawia się co należałoby teraz zrobić.
Exchange?
Najprostszym wyjściem byłoby machnięcie ręką na stratę i po prostu udanie się do kantoru.
Jest jednak zawsze ryzyko, że dolary sprzeda się na samym „dołku”. Historia jest pełna tego rodzaju przypadków. W lutym 2004 roku Polacy chętnie kupowali euro, obserwując jak jego kurs zmierza w kierunku 5 PLN (taka cena padła w kantorze), niesieni zresztą artykułami prasowymi, całkiem podobnymi do tego. Stan gospodarki rysowano w czarnych barwach, wejście do UE miało podnieść ceny wielu towarów – znalazło się kilka przyczyn, które rzeczywiście w tamtym czasie mogły skłonić do kupna euro. Na samej górce. (Dokonywano wtedy także desperackich prób przewalutowywania kredytów z euro na złote). Z dolarem miała miejsce całkiem podobna historia – w lipcu 2001 r. minister finansów Jarosław Bauc poinformował o istnieniu dziury budżetowej w wysokości 80 mld PLN! Jednego dnia kurs dolara skoczył z 4,00 do 4,40 PLN. Co dziś czuje człowiek, który kupił dolary po tej cenie, święcie przekonany o nieuchronnym bankructwie finansów państwa?
Trudno przesądzić, czy właśnie dziś dolar jest wyceniany najniżej (na pewno jest najtańszy od 11 lat), ale doświadczenie uczy, że w sytuacji gdy wszyscy wkoło zaczynają mówić o nieuchronnie zbliżającym się wydarzeniu (np. dalszej przecenie dolara – jak teraz), zdarzają się „cuda”. Daje się to zresztą logicznie wytłumaczyć – skoro inwestorzy są przekonani o spadku dolara, to oznacza, że nie mają go w portfelach (bo po co?). A skoro nie mają, to nie mogą go sprzedawać (abstrahujemy od bardziej finezyjnych instrumentów niż gotówka).
Tyle psychologia. O przyczynach umocnienia dolara i prawdopodobnym utrzymaniu trendu można poczytać w wielu miejscach – pogarszająca się sytuacja na rynku nieruchomości w USA, banki centralne redukujące rezerwy walutowe w dolarze, olbrzymi deficyt handlowy i budżetowy – to najczęściej wymieniane. Warto więc zadać pytanie – czy sytuacja dolara może się jeszcze pogorszyć?
Invest?
Rozsądnym wyjściem z dylematu – sprzedać czy trzymać dolary – wydaje się ich zainwestowanie. Najlepiej w funduszach, które przyjmują wpłaty w dolarach, ale pieniądze inwestują poza USA. Takie fundusze co prawda same muszą zamienić dolary na walutę kraju, w którym inwestują, ale unikamy realizacji strat (kiedy sytuacja się zmieni będziemy mogli wycofać dolary), a w tym czasie uda nam się zarobić na ewentualnym dalszym spadku dolara. Jeśli bowiem fundusz inwestycyjny, chce kupić akcje np. w Rosji, to zamienia pozyskane dolary na ruble. Jeśli akcje drożeją, a rubel się umacnia, to fundusz zarabia i na wzroście cen akcji i na umocnieniu rubla – w takim układzie spadek wartości dolara nie ma specjalnie znaczenia dla inwestora z Polski.
Polacy mają dziś do wyboru dobrych kilkadziesiąt funduszy przyjmujących wpłaty w dolarach – Franklin Templeton, WIOF, Merrill Lynch – to niektóre z nich. Co ciekawe, niektóre z nich inwestują wyłącznie w… Polsce. Można więc posiadając dolary zarabiać na inwestycjach na GPW.
Dolce vita
Trzecią i najbardziej kuszącą (co nie znaczy, że najbardziej opłacalną) opcją jest po prostu wydanie posiadanych oszczędności dolarowych. Ostatecznie od tego właśnie są pieniądze. A tani dolar oznacza bardzo dobrą okazję do kupna przecenionych – przez rynek walutowy – amerykańskich towarów. Dla przykładu amerykański Chrysler Voyager może kosztować 65 tys. dolarów – dziś to 177 tys. PLN, ale dwa lata temu było to 260 tys. PLN – różnica całkiem spora. Oczywiście nie każdy może marzyć o takim samochodzie. Zakupy mogą być robione także na mniejszą skalę – sprzęt audio, płyty, ubrania. W dobie Internetu ich zamówienie nie powinno sprawić problemu.
Posiadacze wiz do USA, mogą także pomyśleć o wyjeździe turystycznym do Stanów. Tego lata ceny – w przeliczeniu na złote – są przecież najniższe od jedenastu lat.