Trudno mówić o niespodziance, warto natomiast pochylić się na moment nad zmianami, które zaszły na rynku przez ostatnie trzy miesiące. Stopa trzymiesięczna EURIBOR, która jest podstawą udzielania kredytów hipotecznych w euro, wzrosła przez ostatnie trzy miesiące z 3,87 do 4,11 proc., a więc o 24 punkty. Można zatem powiedzieć, że dzisiejsza decyzja ECB została w całości uwzględniona przez rynek.
Kredyty
Wielokrotnie powtarzaliśmy, że utrzymywanie kredytów w euro jest obecnie nieopłacalne. Kwestią sporną pozostaje natomiast moment ich zamiany na złote lub franki. Przed trzema miesiącami – przy okazji ostatniej podwyżki stóp przez ECB – sygnalizowaliśmy, że zejście kursu euro w okolice 3,80 PLN będzie dogodnym momentem do dokonania przewalutowania. W rzeczywistości w najniższym momencie (przed miesiącem) kurs euro spadł nawet do 3,75 PLN. Obecnie jest o 2,1 proc. wyższy, ale to nadal sprzyjający moment do dokonania takiej operacji.
Podstawą do decyzji o przewalutowaniu powinna być niewielka różnica między stopą EURIBOR i WIBOR. Obecnie stopa 3-miesięcznego WIBORU jest wyższa o 34 punkty bazowe od stopy EURIBOR. Uwzględniając spread walutowy jaki narzucają banki spłacającym kredyty w euro, uważamy je obecnie za nieopłacalne wobec porównywalnych kredytów w złotych i frankach, ponieważ de facto raty kredytów mogą być i są wyższe niż w PLN, zaś jedyna korzyść może wynikać z ewentualnego umocnienia złotego. Naszym zdaniem kredyty hipoteczne nie są odpowiednim narzędziem do spekulacji walutowej i nie powinny być w ten sposób traktowane.
Inwestycje w depozyty
Skoro nie warto wykorzystywać euro jako waluty do pożyczania, być może warto w niej oszczędzać? Zasadniczym czynnikiem ryzyka jest zmienność kursu euro/złoty. Przez ostatnie cztery tygodnie euro podrożało o nieco ponad 2 proc., ale większość długoterminowych prognoz sugeruje umocnienie złotego. Mówi się wręcz, że nasza waluta jest skazana na wzrost, a podstawą tych przewidywań jest oczekiwany napływ funduszy unijnych i inwestycji bezpośrednich do Polski. Rzeczywiście napływ 67 mld euro funduszy unijnych w latach 2007-2013 i bezpośrednich inwestycji zagranicznych na poziomie 15 mld dolarów rocznie, oznaczałby że każdego dnia (kiedy rynki pracują) na złote musiałoby być zamienianych ok. 38 mln euro oraz równowartość ok. 61 mln dolarów. Przeciwwagą dla tego napływu jest powiększający się deficyt handlowy (ok. 5 mld euro za ostatnie 12 miesięcy – według danych NBP za marzec), którego skalę można szacować na 20 mln euro dziennie. Z takiego zestawienia napływu/odpływu euro do Polski wynikałoby, że złoty może rzeczywiście być skazany na umocnienie, nawet jeśli deficyt handlowy miałby się powiększać (a tego należy się spodziewać).
Dla inwestycji w depozyty euro ważniejsza może jednak okazać się inna obserwacja – wysoka korelacja między osłabieniem złotego i spadkami indeksów giełdowych zachodzących w tym samym czasie. Jej sztandarowym przykładem jest załamanie indeksów w maju i czerwcu ub.r., kiedy WIG spadł o ponad 20 proc., a wartość euro wzrosła w tym czasie z 3,80 do 4,10 PLN (7,9 proc.). Również na przełomie roku wzrost euro z 3,82 do 3,92 PLN zbiegł się w czasie z korektą na GPW (spadek WIG z 52 do 49 tys. pkt), a nawet ostatnie przesilenie z lutego i marca potwierdza istnienie takiej zależności. Jednak obecnie zdaje się ona zanikać – przez ostatni miesiąc euro podrożało o 2 proc., a indeksy giełdowe mimo to biły (do wczoraj) kolejne rekordy. Dzieje się tak, ponieważ obecnie GPW jest silnie uzależniona od kapitału krajowego – zarówno od inwestorów indywidualnych jak i napływu środków do TFI.
Euro tylko jako dodatek
Sądzimy, że taka sytuacja nie utrzyma się długo, a korelacja między zachowaniem giełdowych indeksów i złotego powróci. Nie mniej nie jest to jeszcze argument za utrzymywaniem dużej części portfela w aktywach nominowanych w euro (depozyty, obligacje). Jest nią w tej chwili tylko żelazna zasada inwestycyjna „nie trzymania wszystkich jajek w jednym koszyku”. Przy tym inwestycje w depozyty w euro nie powinny być dokonywane z nadzieją na wzrost zysków, a jedynie jako element strategii ochrony kapitału. Warto w tym kontekście dodać, że choć o umocnieniu złotego sporo się mówi, kurs euro jest obecnie taki sam jak na początku maja 2006 r. – tuż przed tąpnięciem na giełdach. Nie jest to więc inwestycja, która musi przynosić straty.