Kilka szybkich słów – Polska dostatnie na przygotowanie infrastruktury prawie 40 mld euro dodatkowych środków z Unii Europejskiej. To ok. 150 mld złotych, a więc ok. 15 proc. PKB. Rozłożone na 5 lat daje 3 proc. wzrostu PKB wynikającego z samych inwestycji infrastrukturalnych. A przecież na inwestycjach sprawa się nie kończy. No i nie zaczynamy z zerowego poziomu – już teraz polski PKB rośnie o 6 proc. rocznie. Boom to dobre słowo na to, czego należy się spodziewać w naszej gospodarce.
Lista branż
Oczywiście w pierwszym rzędzie budownictwo – wykonawcy i dostawcy. Kruszywa, stal, beton, cement – tutaj potrzeby będą największe. Firmy budowlane mają wielką szanse na bezprecedensowe kontrakty. Musi powstać pięć wielkich stadionów i mnóstwo nowych dróg. Ale uwaga – szczęście jednych, to kłopoty drugich. Trzeba się liczyć z poważnym niedoborem materiałów budowlanych, który może dotknąć budownictwo mieszkaniowe. Już dziś brakuje podstawowych materiałów (cegieł). Co będzie, gdy jednocześnie boom przeżywać będą i deweloperzy i budownictwo użyteczności publicznej?
Mieszkania – jeśli ktokolwiek liczył na spadek cen w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Trójmieście i Krakowie, to dziś musi swoje plany zweryfikować. To co dziś wydaje się drogie, za pięć lat będzie ceną „ze starych dobrych czasów”. Czy po euro ceny spadną? Zależy jaki poziom osiągną do tego czasu. Jeśli będą przewartościowane, na pewno jest takie ryzyko.
Turystyka – nie ma wątpliwości, że hotelarze i restauratorzy już dziś mogą szukać miejsc na nowe inwestycje. Kilka minut po ogłoszeniu decyzji, akcje Orbisu podrożały o ponad 10 proc. Inwestorzy trochę za szybko dyskontują obłożenie hoteli za pięć lat, ale w tej branży można spodziewać się wielu pozytywów.
Skorzystają także przewoźnicy – i linie lotnicze i koleje i autokarowe. Te które już istnieją i te, które dopiero powstają w głowach rzutkich przedsiębiorców.
I oczywiście media, które będą informować, relacjonować i sprzedawać reklamy.
Korzyści ogólne
Organizacja mistrzostw Europy w piłce nożnej to dla Polski prawdziwa szansa na integrację z Europą. Ponad głowami polityków, ponad historią. Kilkaset tysięcy Europejczyków, którzy nas odwiedzą, dowiedzą się, że Polska to nie prowincja. Na trwałe możemy zaistnieć w świadomości Europy jako kraj cywilizowany, prawdziwy członek UE, a nie jako biedny kuzyn Zachodu. To szansa nie do przecenienia. I 10-proc. wzrost gospodarczy, ani nawet piąta kryształowa kula dla Adama Małysza, nie zrobią dla Polski tyle, ile te mistrzostwa mogą nam dać. O ile szanse wykorzystamy. No i nareszcie zagramy na mistrzostwach Europy.
Bilans strat
W sytuacji gdy gospodarka już teraz pędzi pełną parą, dostajemy mega-zastrzyk stymulujący. Poza całą listą korzyści oznacza to niemal pewny wzrost inflacji, zwłaszcza w okresie organizacji samych mistrzostw, ceny – np. usług, żywności – mogą się wydać astronomiczne, dla nas „tubylców”. Po mistrzostwach gorączka opadnie, ale ceny nie wrócą do dawnych poziomów. Zresztą nie o same mistrzostwa tu chodzi. Wczoraj GUS podał, że wzrost wynagrodzeń przekroczył 9 proc. Brakuje rąk do pracy w budowlance, w handlu, w usługach – to nie futurystka, to już dziś. Co będzie, kiedy zaczniemy przygotowywać się do mistrzostw? Ceny pracy z pewnością wzrosną jeszcze bardziej, a zaraz za nimi ruszy inflacja.