Już dziś ruszają zapisy na akcje Open Finance. Największa sieć doradztwa finansowego w Polsce chce pozyskać środki na dalszy rozwój i poszerzenie oferty. Czy czeka nas rewolucja w zakresie kompleksowej finansowej obsługi klienta?
Open Finance nie planuje dywidendy za 2010 rok, ale posiadanie papierów doradcy w portfelu może okazać się ciekawą okazją – szczególnie, jeśli plan spółki się powiedzie. Cena maksymalna na poziomie 19,50 zł za akcję, 4,25 milionów akcji serii C oraz 20,5 mln. akcji, które z portfelu uwolnić chce Getin Noble Bank – to propozycja z datą ważności do 26 marca . Zakładając pełne powodzenie emisji, w rękach Czarneckiego pozostanie 54,38% udziałów – bezpośrednio i poprzez bank Getin Noble. Open zyskuje więc solidny zastrzyk kapitału niczym pieniądze na wyniesienie się z domu, ale ojciec nadal czuwa nad jej losem.
Na zakupy z grubym portfelem
Pozyskane ze sprzedaży akcji pieniądze Open Finance przeznaczyć chce na zakupy. I tu sprawa jest jasna: budowanie własnej grupy kapitałowej, zarazem bazy produktowej do własnej sprzedaży. 10 do 15 milionów na dom maklerski, podobna kwota na TFI, 10 do 20 milionów na ubezpieczalnię. A jeśli nie uda się przejąć firm inwestycyjnych z rynku, Open rozważa utworzenie własnych spółek. Czy to może się nie udać?
Moment wejścia na giełdę nie jest może najszczęśliwszy, jeśli rozejrzymy się po międzynarodowych rynkach. Niepokoje w Afryce i na bliskim wschodzie, tsunami w Japonii i na japońskim parkiecie, niezręczna sytuacja finansowa w Eurolandzie. Ale jak na razie rodzimy rynek usług bankowych łapie drugi oddech, a przewidywana stabilizacja cen mieszkań pozwala sądzić, że przez następny rok będzie co sprzedawać. Także po stronie inwestycyjnej – w związku z likwidacją depozytów antybelkowych – może być ciekawie. I tu Open Finance przygotowuje się do radykalnego rozszerzenia oferty.
Od A do Ż
Open chce dokonań czegoś, co jak na razie nie udało się żadnemu bankowi: rozciągnąć do granic ofertę cross-sellu przy użyciu produktów własnych, jak i zewnętrznych. To stawianie swojego rodzaju hipermarketu finansowego, który pozwoli na kompleksowe zaspokojenie potrzeb finansowych klienta. Koniec z wizerunkiem prostego sprzedawcy kredytów. Przynajmniej w planach.
Wedle strategii Open Finance zakup Link4 Life TUnŻ to przede wszystkim wehikuł ofertowy dla paraubezpieczeniowych produktów oszczędnościowo-inwestycyjnych. Posiadanie w portfelu własnych ubezpieczeń na życie powiązanych ze sztandarowym produktem w powszechnym rozumieniu działalności Open Finance, czyli kredytami hipotecznymi, to niewątpliwy atut. Pozostaje poczekać na zgodę KNF, a w międzyczasie bacznie obserwować rynek. Spółki z portfela Czarneckiego mają raczej wysoką skuteczność w zakresie przejęć. Zyskiem dla klienta może być zaś rozszerzenie zakresu oferowanych produktów w dobrych cenach – dobrych, bo pochodzących z wewnątrz grupy. Ale czy zawsze najlepszych?
Możliwość zaopiekowania się finansami klienta od początku do końca to po części realizacja marzeń o zbudowaniu profesjonalnego, kompleksowego doradztwa. Po części, bo diabeł oczywiście tkwi w szczegółach. Podstawowym grzechem branży pośrednictwa finansowego, w powszechnym odczuciu, jest wciąż wpychanie klientom produktów o najwyższej marży, jaką firma (i doradca) otrzyma od dostawcy, pod pozorem troski o najlepszy interes klienta. Open wielokrotnie zapewniał o podnoszeniu kwalifikacji pracowników i standardów obsługi, ale czy sztuczka z rozszerzeniem oferty o pełną paletę produktów się uda? To zweryfikuje czas. Choć trudno nie obawiać się, że to, co pięknie i idealistycznie wygląda w strategii grupy, niekoniecznie przełoży się na fakty w końcowej fazie doradca-klient. Przy takiej skali sił sprzedażowych, jakie planuje Open, utrzymanie w ryzach wysokiego poziomu kwalifikacji i wszechstronności pracowników pierwszej linii jest sporym wyzwaniem.
W grupie raźniej, w dwóch grupach…
Siłą rzeczy nowa grupa, jaką chce obudować się Open, będzie stanowić konkurencję dla standardowej działalności Getin Noble Banku i spółek holdingu. Zarząd Open Finance zamiast kanibalizacji woli mówić o motywacyjnej stronie walki rynkowej – w końcu dla banku to kanał dodatkowej, aktywnej sprzedaży, a Open dodatkowo żywi się prowizjami z produktów bankowej konkurencji. Jak pokazują przykłady wcześniejszej działalności spółek z portfela Czarneckiego, taka polityka może działać – wystarczy spojrzeć choćby na firmy leasingowe. Budowanie wewnętrznej konkurencji między spółkami może przypominać wystawianie do walki gladiatorów – a Leszek Czarnecki jest patrycjuszem hojnym, ale i bezlitosnym.
Open Finance planuje dalszy rozwój sieci sprzedaży. Już teraz wyłamuje się powoli ze swojej kategorii konkurencji na rynku doradztwa, oferując zdecydowanie więcej niż tylko pośrednictwo kredytowe – sprzedażowo zaczyna konkurować raczej z bankami, a względem mniejszych graczy branży pośrednictwa ma przewagę skali. Póki co, ulica Domaniewska w Warszawie wciąż nie została przemianowana na im. Leszka Czarneckiego, który sprawia wrażenie gracza przy planszy do Monopolu, wykupującego wszystkie pola po swojej stronie planszy.
Brutalna rzeczywistość
Czeka nas rewolucja w doradztwie finansowym? Zmiany z pewnością, ale pozostaje mieć nadzieję, że ciekawej koncepcji poszerzania własnej oferty nie zabiją wyśrubowane plany sprzedażowe. Bo nie zapominajmy, że na końcu każdego pięknego hasła w świecie finansów znajduje się doradca-pośrednik z prowizyjnym wynagrodzeniem. Który może oczywiście rzetelnie oferować rozwiązania najkorzystniejsze dla klienta. Może, ale nie musi, w kocu jego usługi są – przynajmniej teoretycznie – bezpłatne.
Źródło: PR News