Badanie przeprowadzone w maju br. na zlecenie Open Finance przez instytut MillwardBrown SMG/KRC pokazuje, że to, co kryje się pod skomplikowanym pojęciem produktu strukturyzowanego, jest nie lada zagadką dla zdecydowanej większości Polaków. Tylko 2 proc. respondentów w ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie poprawnie wskazuje definicję inwestycji strukturyzowanej. Reszta myli ją ze zwykłymi depozytami lub lokatami z funduszem. Na domiar złego trudno ocenić, czy poprawne odpowiedzi nie były wskazywane przypadkowo…
Wyjaśnijmy więc, co możemy zyskać dzięki produktom strukturyzowanym, nazywanymi w skrócie „strukturami”, i na co zwracać uwagę przy wyborze najlepszego rozwiązania. Nie trzeba być bankowcem po studiach podyplomowych, aby rozsądnie zarządzać własnymi pieniędzmi – wystarczy, że uświadomimy sobie, jak wiele zależy od wiedzy, która nic nie kosztuje.
O tym, że nasze pieniądze, których aktualnie nie potrzebujemy na bieżące wydatki, możemy zapędzić do pracy, wiedzą chyba wszyscy. Możemy zrobić to np. wpłacając oszczędności na lokatę bankową. W tym wypadku z góry wiemy, jaki będzie stan naszego konta po kilku latach, ponieważ nie ponosimy żadnego ryzyka i wiemy, ile wynosi oprocentowanie lokaty. Nie jest ono z reguły zbyt wysokie – banki oferują maksymalnie 5 proc. zysku w skali roku, co nie jest hojnym wynagrodzeniem za pracę naszych złotówek. To dlatego, że nie możemy ponieść straty, a bank udziela gwarancji, że otrzymamy konkretną sumę w przyszłości. Jeżeli jednak zdecydujemy zatrudnić wolne środki w bardziej „ryzykownym zawodzie”, możemy liczyć na wielokrotnie wyższe zyski. Mowa tutaj np. o giełdzie, funduszach inwestycyjnych czy rynkach walutowych, które w okresie dobrej koniunktury gospodarczej pozwalają zarobić znacznie więcej. Warunkiem naszej satysfakcji są dobre decyzje specjalistów, którym powierzamy pod opiekę oszczędności.
Wybierając fundusz inwestujący np. w akcje spółek giełdowych zgadzamy się ponieść pewne ryzyko – w najgorszym wypadku może się okazać, że zarządzający kupili papiery wartościowe pod koniec hossy, kiedy są one najdroższe i po kilku miesiącach wartość naszego portfela jest znacznie niższa niż kwota, którą dysponowaliśmy na początku. To właśnie jest cena ryzyka – za trudniejszą pracę nasze pieniądze mogą otrzymać wyższe wynagrodzenie, ale jeżeli nie sprostają powierzonemu zadaniu i trafią na ciężkie warunki rynkowe, należy liczyć się ze stratą.
Wracając do produktów strukturyzowanych najprościej można opisać je jako połączenie ryzykownej inwestycji z gwarancją zwrotu określonej kwoty po pewnym okresie. Dzięki zaawansowanym instrumentom finansowym specjaliści konstruują różne kombinacje pozwalające zarabiać inwestorom we wszystkich warunkach rynkowych, bez względu na to czy na giełdzie trwa hossa, przejściowa korekta czy długoterminowy trend spadkowy. Dzieje się tak dlatego, że nasze pieniądze są podzielone – część trafia w ryzykowne inwestycje (np. akcje albo opcję, której wartość rośnie, kiedy spadają indeksy giełdowe), a część na lokatę bankową. W rzeczywistości atrakcyjność „struktury” zależy od proporcji między tymi dwiema kategoriami.
Jeżeli inżynier finansowy banku zdecyduje, że chce zaoferować swoim klientom stuprocentowe bezpieczeństwo, zostanie mu mniej pieniędzy na inwestycje dające ponadprzeciętny zysk, które wiążą się z wystąpieniem określonego scenariusza (np. wzrost cen nieruchomości czy akcji spółek z określonego sektora).
Wysokie stopy zwrotu z produktu strukturyzowanego można uzyskać dzięki lokowaniu środków inwestorów na giełdzie, ale nierzadko banki idą znacznie dalej i proponują inwestowanie w nieruchomości, surowce czy dzieła sztuki. W momencie zakupu „struktury” nie wiemy, ile zarobimy po kilku latach, ale jednocześnie nie ponosimy ryzyka, ponieważ w wypadku strat odnotowanych przez agresywną część portfela działa „ubezpieczenie” i otrzymujemy wpłacone środki z powrotem. Na polskim rynku pojawiły się niedawno produkty strukturyzowane, inwestujące w spółki z określonego sektora np. firmy deweloperskie, przedsiębiorstwa z Europy Środkowo-Wschodniej czy firmy produkujące luksusowe produkty.
Analizując „strukturę” musimy zwrócić uwagę, na czym tak naprawdę zarabiamy, tzn. w jaki sposób obliczany jest zysk. Może być to bowiem średnia stóp zwrotu osiągniętych przez akcje spółek wchodzących w skład naszego koszyka, ale może okazać się, że instytucja w inny sposób uśrednia ostateczny wynik.
Często stosuje się kilka obserwacji, np. co miesiąc lub co kwartał i na koniec okresu inwestycji oblicza się średnią stopę zwrotu. Taka formuła wyliczania zysku sprawia, że w wypadku pogorszenia się koniunktury w ostatnich kwartałach zachowujemy dużą część wcześniejszych zysków. Ważnym elementem różniącym struktury jest partycypacja w zysku. Jeśli na przykład wynosi ona 85 proc., to gdy nasz koszyk akcji zarobi 180 proc., ostateczny zysk będzie równy 153 proc. (0,85×180=153).
Produkty strukturyzowane oferowane są przy coraz niższych progach inwestycji, a nawet w formie programów regularnych ze składką miesięczną. Dzięki temu więcej osób może sobie pozwolić na ten rodzaj inwestycji. Zanim jednak Polacy zainwestują w „struktury”, będą musieli dowiedzieć się, jak one działają.