Odbicie giełdowych indeksów po gwałtownej wyprzedaży z jednej strony sprawiło, że na większości parkietów ceny akcji oddaliły się od strefy głębokiego wyprzedania, ale z drugiej oznacza to, że rynki są ponownie narażone na wpływ negatywnych wiadomości.
Teza, iż na początku sierpnia 2011 r. zakończony został ponad dwuletni trend wzrostowy na światowych rynkach, zwłaszcza dla inwestorów indywidualnych, jest ostatnią jaką chcieliby usłyszeć, ale jeśli porzucić emocjonalny bagaż i zastanowić się, co musiałoby się zdarzyć, aby zniknęły ciemne chmury rozciągające się od Stanów Zjednoczonych, przez strefę euro, po większość rynków wschodzących, można wręcz popaść w depresję. Zgodnie z zasadą powrotu cen do średnich, po trwającym prawie tydzień uspokojeniu nastrojów, które można przyrównać do oka cyklonu, giełdowe indeksy dojrzały do kontynuowania ruchu w ramach kolejnej fali skierowanej podobnie, jak początkowe uderzenie w dół.
Po godz. 16 WIG20 spadał o blisko 8 proc. Niestety, to nie pomyłka drukarska. W ciągu minionego tygodnia szeroki indeks warszawskiej giełdy WIG wzrósł o 10 proc. i na całym świecie wyprzedził go tylko szwajcarski indeks zyskujący 13 proc. Czwartkowa wyprzedaż akcji zapoczątkowana została przez posiadaczy papierów banków, po tym jak w prasie pojawiły się informacje, że Fed jest tak „mocno zaniepokojony” kondycją europejskich banków, że zaczął analizować bezpieczeństwo ich amerykańskich placówek. Chwilę później E.Nowotny z Europejskiego Banku Centralnego wyraził obawy, że Staremu Kontynentowi zagraża coś na wzór japońskiej straconej dekady. Jeszcze inny urzędnik, tym razem przedstawiciel szweckiego nadzoru, zwrócił uwagę na rynek pożyczek międzybankowych, gdzie po stawkach LIBOR wyraźnie widać obawy banków przed udzielaniem krótkoterminowego finansowania (dolarowy trzymiesięczny LIBOR rósł w czwartek osiemnastą sesję z rzędu do najwyższego poziomu od kwietnia).
Preteksty do ucieczki z rynków akcji mnożą się na każdym froncie. Spójrzmy na bieżące publikacje: indeks Fed Filadelfia jest najniżej od marca 2009 r. (-30,7 pkt., oczekiwano wzrostu do 3,7 pkt), sprzedaż domów na rynku wtórnym w USA w tym roku wzrosła tylko w jednym miesiącu, a w minionym spadła do 4,67 mln (oczekiwano wzrostu do 4,9 mln), inflacja konsumentów w USA na poziomie 3,6 proc. r/r realnie zjada oszczędności gospodarstw domowych i firm w najszybszym tempie od kilku lat. Ekonomiści jednomyślnie obniżają prognozy wzrostu dla światowej gospodarki, tak jak w czwartek uczynił to Morgan Stanley. Rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich spadła dziś poniżej 2 proc., wiosną była na poziomie 3,6 proc. Złoto kosztowało w czwartek ponad 1820 USD za uncję – najwięcej w historii. Szwajcarski Bank Narodowy nie skomentował porannego osłabienia franka o 2 proc. w stosunku do euro w ciągu kilku minut i trudno mu się dziwić, bo skoro po południu kurs pary euro-frank poruszał się w okolicy 1,12 CHF, SNB musiałby otwarcie przyznać się do fiaska interwencji.
Kiedy WIG20 kończył dzień spadkiem o ok. 6,9 proc., na Wall Street główne indeksy traciły na wartości ponad 4 proc. Frank podrożał dziś o ponad 10 groszy do 3,70 PLN, a euro i dolar o ok. 4 grosze do 4,19 PLN za euro i 2,92 PLN za dolara.
Źródło: Noble Securities SA