Pan Robert Łaniewski, Prezes Zarządu Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego, zechciał usłyszeć mój głos w sprawie projektu nowelizacji ustawy o usługach płatniczych „Kowal zawinił, czyli nieznane skutki regulacji” (PRNews.pl, 20.10.2014) i nawiązać do niego: Robert Łaniewski, „Kowal zawinił, czyli nieznane skutki regulacji” – ad vocem FROB (PRNews.pl z 23.10.2014).
Ponieważ lektura ad vocem FROB wskazuje na to, że moje intencje mogły nie zostać właściwie odczytane, pozwalam sobie na poniższe uzupełnienie.
Wspomniany przez p. Łaniewskiego głos Wiceprezesa ZBP, Jerzego Bańki, zabrany podczas sejmowej konferencji, nie był mi wcześniej znany. Być może, gdybym przeczytał o nim w prasie lub gdyby dotarł on do mnie za pośrednictwem serwisów internetowych, nie napisałbym wspomnianego artykułu. Choć wywodzę się z tego samego środowiska zawodowego, nie oznacza to jednak wcale, że miałem zamiar p. Bańkę w pełnieniu jego funkcji wyręczać: nie ma takiej potrzeby.
Inspiracją do zajęcia stanowiska była dla mnie nadmierna chyba ekspozycja na medialne doniesienia o zagrożeniu chaosem, jaki miałby się wlać na krajowy rynek płatności kartowych 1 stycznia 2015 roku, o ile wcześniej nie zostałaby – stosowną nowelą – obniżona stawka interchange fee na rynku krajowym.
Aby nie być gołosłownym, przytoczę kilka przykładów, jakie wyszukałem wczoraj:
– http://frob.pl/nowa-inicjatywa-ustawodawcza-w-zakresie-if/ , 11.09.2014, tytuł „Dalsza redukcja if jest konieczna, aby zapobiec chaosowi na rynku”. Dalej, w tekście, „chaos” występuje jeszcze dwukrotnie.
– Rzeczpospolita z 11.09.2014: „albo wchodzące od początku 2015 roku niższe stawki transgraniczne wywołają chaos na rynku, albo krajowe stawki zostaną ustawowo obniżone do tego poziomu, czyli 0,2 proc. dla kart debetowych i 0,3 proc. dla kredytowych” i dalej podtytuł: „cięcie albo chaos”,
– Robert Łaniewski, tamże: „Podjęcie działań jest w tym wypadku konieczne, aby przeciwdziałać chaosowi na rynku i chronić jego słabszą stronę – małych detalistów – przed brakiem możliwości skorzystania z niższych prowizji od transakcji karłowych.”,
– Rzeczpospolita z 8.10.2014: „Zmiana (nowelizacja ustawy – przyp. G.H.) jest potrzebna, a nawet konieczna, by zapobiec chaosowi, jaki może powstać po wejściu w życie porozumienia Komisji Europejskiej i organizacji Visa obniżającej interchange dla transakcji transgranicznych.”,
– Robert Łaniewski, ad vocem FROB do mojego (G.H.) artykułu, 22.10.2014: „Ten proces nie może w chwili obecnej zostać zahamowany przez chaos, który niechybnie będzie następstwem wejścia w życie programu Visa – słabsza strona popytowa, zwłaszcza mikroprzedsiębiorcy, muszą być zatem przed nimi chronieni.”
Nie są to oczywiście wszystkie – jednobrzmiące – artykuły, oświadczenia, relacje i wywiady, jakie ukazały się od 10.09.2014. Wybrałem jedynie te, w których chaos czaił się bezpośrednio. Podkreślenia słowa „chaos” w wybranych zdaniach pochodzą ode mnie.
Wszystkie te głosy wydały mi się zaskakująco jednostronne i to nie w tym sensie, w jakim ta narracja miałaby zmierzać do „dewastacji rynku i negatywnych następstw, dla będących również przedsiębiorcami, bankowców”.
Nie neguję wcale, że banki i inni wydawcy kart płatniczych zarabiali dzięki interchange fee – przed 1 lipca 2014 – sporo. Z drugiej strony, istotna część tych przychodów od dawna przekazywana była konsumentom-użytkownikom kart (w formie rozmaitych programów cash-back), czy firmom, które na dużą skalę dokonywały zakupów kartami. Środki te kierowane też były na komercyjne inwestycje w programy kartowe i obrót bezgotówkowy.
Nie wydaje mi się też, by – docelowo – banki miały uniknąć dalszej redukcji wysokości opłat if. Chodzi raczej o to, że „narracja zagrożenia chaosem” – poza konsekwentnie głośnym i spójnym przekazem – jest merytorycznie ułomna: nieaktualna i niecelna. Problem w tym, że mało kto zechciał przyjrzeć się jej bliżej.
Przede wszystkim, starałem się jasno wyłożyć, jakie dane służyć mogą do oceny skuteczności (albo jej braku) nowelizacji ustawy o usługach płatniczych z 30 sierpnia 2013 roku. Przedstawiłem też powody po temu. Nieprzypadkowo, argumentacja, jaką przedstawiłem, neguje miarodajność statystyk, na które od kilku miesięcy powołuje się FROB.
Chodzi m.in. o to, że dane o wzroście liczby terminali w okresie marzec-czerwiec w żadnym stopniu nie wskazują i nie mogą wskazywać na upowszechnienie płatności bezgotówkowych w Polsce, które miałoby być skutkiem dotychczas przeprowadzonej redukcji interchange fee.
Po pierwsze dlatego, że dopiero z dniem 1 lipca 2014 można mówić o skutecznym obowiązywaniu nowych, obniżonych stawek if. Jak wywodziłem, można będzie o ew. wzroście populacji akceptantów mówić co najmniej po III a najpewniej dopiero po IV kwartale br. Jak się okazało, ten oczywisty argument wcale nie jest nowy. Po lekturze ad vocem FROB natrafiłem na identyczne niemal tezy, wygłaszane już 22 lipca na posiedzeniu senackiej Komisji Budżetu i Finansów Publicznych, zarówno przez pana Roberta Piłata, Dyrektora Departamentu Rozwoju Rynku Finansowego w Ministerstwie Finansów, jak i pana Roberta Klepacza, Zastępcę Dyrektora Departamentu Systemu Płatniczego NBP.
Po drugie, dlatego, że nie o liczbę terminali, które zamówiła w tym okresie przede wszystkim sieć Bierdonka, chodziło, ale o wzrost liczby akceptantów, będących odrębnymi firmami. Istotny dla upowszechniania obrotu bezgotówkowego w Polsce jest bowiem przede wszystkim mikrobiznes. Jest to segment, o którym FROB wspomina wprawdzie często w deklaracjach, ale na statystyki kondycji którego, rzadko się powołuje.
Kłopot w tym, że jeśli FROB, pomimo tych głosów i argumentów, nadal używa w/w danych do oceny celów, których tymi miarami mierzyć się nie da, to zainteresowani, coraz bardziej uważnym okiem, z coraz większą rezerwą, przyglądać się będą metodom badań naukowych, które FROB zlecał, czy będzie zlecać w przyszłości.
Tak jest chociażby w przypadku „statystyki”, którą przywołałem w artykule. Przytoczyłem w nim – podając delikatnie w wątpliwość jej reprezentatywność – wysokość, innych niż if, opłat pobieranych przez agentów rozliczeniowych. Uczyniłem to za p. Maciejem Bednarkiem z Gazety Wyborczej, który dane swoje zaczerpnął z FROB. Jak się okazuje – z przypisu do ad vocem FROB – stosowne badanie, które wskazywać miało na to, że w Polsce marża agenta rozliczeniowego wynosi po 1 lipca już tylko 0,15%, marża z tytułu opłat systemowych 0,2%, a tzw. opłaty marketingowe, 0,18%, jest niereprezentatywne. Pomijając już to, na ile wiarygodne może być ankietowe badanie, najprawdopodobniej poufnych, danych o wysokości płaconych prowizji, fakt wysłania go zaledwie do kilkuset przedsiębiorców nie może skutkować wiedzą o rzeczywistych stawkach opłat pobieranych, przede wszystkim, od tych, którzy płacą prowizje procentowo najwyższe: mikroprzedsiębiorców. Podtrzymuję zatem tezę, że prowizje pobierane przez agentów rozliczeniowych od mikroprzedsiębiorców są wyższe, niż te, które figurują w umowach zawieranych z nielicznymi, ankietowanymi podmiotami. Zatem, całość prowizji, już po wyłączeniu if, może dziś być istotnie wyższa, niż podane przez FROB 0,53%.
Dziwi w tym kontekście fakt, iż nikt nie obawia się chaosu rynkowego, jaki może mieć miejsce po 1 lipca br., wynikającego z okazji do zmiany umów zawartych przez akceptantów z agentami rozliczeniowymi. Przecież po ustawowej redukcji prowizji pobieranych na rzecz banków, przy całkowicie „uwolnionej” wysokości prowizji agentów rozliczeniowych, brak dodatkowych mechanizmów kontrolnych rodzi zachętę do podwyższania marż należnych agentom „w ciężar” obniżki stawki prowizji na rzecz wydawców kart. Czy można mieć pewność, że po ustawowym ograniczeniu stawki interchange fee, agenci rozliczeniowi podpisują zmienione umowy z akceptantami, zgodnie z którymi wspominani w deklaracjach FROB mikroprzedsiębiorcy płaciliby dziś o ok. 0,8 punktu procentowego niższe (tj. if sprzed 01.07.2014 minus if po 01.07.2014: ok. 1,3 punktu proc. – 0,5 punktu proc.) stawki całkowite, niż poprzednio? Czy na pewno nie ma przypadków obniżania całkowitego obciążenia prowizyjnego, ale zarazem podwyższania prowizji na rzecz agenta rozliczeniowego? Czy agenci rozliczeniowi dostatecznie szybko i sprawnie aneksowali umowy z akceptantami? Czy proces ten został już przez nich zakończony?
To są niewątpliwie istotne pytania, które powszechnym (tj. naprawdę masowym) badaniem ankietowym możnaby zweryfikować, zwł. jeśli interes mikroprzedsiębiorców, podobnie jak znoszenie barier dla upowszechniania obrotu bezgotówkowego, byłby dla kogoś priorytetem.
Nadto, daleko idące wątpliwości można mieć wobec tego, czy proponowany w projekcie ustawy środek do osiągnięcia efektu równoważnego protekcji krajowego rynku rozliczeń kartowych jest adekwatny. Interchange fee była w przeszłości wysoka, ale dziś już taka nie jest. W chwili obecnej to pozostałe prowizje są znaczące i to w ich redukcji agenci rozliczeniowi mogliby – gdyby chcieli – poszukiwać szans na ochronę swojej rynkowej pozycji.
Oczekiwane wejście w życie nowych prowizji transgranicznych dla kart VISA (aż, a może raczej tylko 60% kart wyemitowanych w Polsce) nie musi być zresztą dla krajowych agentów rozliczeniowych jedynie zagrożeniem. Może też być postrzegane jako szansa na skuteczniejszą ekspansję na rynki innych krajów. Na stronie internetowej jednego z polskich agentów rozliczeniowych znajduję deklarację (sprzed niemal roku), z której wynika, że spółka ta „jestlideremna rynku akceptacji kart płatniczych w Polsce i jesteśmy przygotowani do świadczenia swoich usług także na rynkach zagranicznych”. Nie ma powodu, by tej zapowiedzi nie traktować poważnie. Jeżeli polscy agenci rozliczeniowi są gotowi do świadczenia usług także na rynkach zagranicznych, to znacząca obniżka transgranicznych stawek if stwarza właśnie doskonałą okazję do realizacji takiego wyzwania.
Na koniec, warto wspomnieć i o tym, jak ułomna „narracja groźby chaosu” pociąga za sobą równie niemiarodajne zapisy w uzasadnieniu projektu noweli ustawy. Protekcjonizm na rzecz pozycji rynkowej krajowych agentów rozliczeniowych miałby być uzasadniony m.in. zamiarem ochrony wpływów podatkowych do budżetu, pochodzące od tej grupy firm. Argument ten dla Min. Finansów może brzmieć nieźle, ale bez konkretnej symulacji – nie przekonuje. A w ew. symulacji należałoby wziąć pod uwagę, że celem „narracji zagrożenia chaosem” jest skuteczne przesunięcie kolejnej sumy przychodów z banków do największych sieci handlowych i to byłby główny skutek kolejnej nowelizacji. Nie mam wcale zamiaru twierdzić, że banki-emitenci kart płacą w kraju CIT „lepiej”, niż np. zagraniczne sieci handlowe, czy inne grupy przedsiębiorców. Warto jednak sięgnąć do analiz Fundacji Republikańskiej sprzed ponad roku, dokonanych na marginesie wysokości CIT płaconych przez sieci handlowe. Wniosek z tego raportu był bowiem taki, że podatek dochodowy od osób prawnych nie sprawdza się już obecnie jako źródło dochodów budżetowych. Tym samym, ogólne powoływanie się na płacenie CIT, ma znaczenie nieznane, a ostateczny wpływ tego argumentu – zwł. przy podmiotach nie będących w Polsce spółkami giełdowymi, może się okazać pomijalny.
Wyjaśniając to wszystko, oswajając nieco chaos wyzierający z dominującej narracji, przyznać muszę, że wielkim, zasłużonym uznaniem darzę zarówno determinację, jak i skuteczność FROB, w szczególności zaś jej Prezesa. Na forum dyskusji o polskim rynku płatniczym takiej zdolności stawiania stanowiska i dążenia do jego realizacji praktycznie nie ma i można tej umiejętności Prezesowi FROB, całkiem szczerze, pozazdrościć. Nie wykluczam, że w jakimś stopniu, motywem do zabrania głosu był też pociąg do zmierzenia się z tak wybitnie sprawnym narratorem.
Grzegorz Hansen
Autor jest dyrektorem ds. strategii i rozwoju w Departamencie Bankowości Transakcyjnej mBank SA. Prezentowane tezy odzwierciedlają indywidualne opinie autora.