Początek tygodnia przyniósł spadki indeksów na całym świecie, a podaż osiąga przewagę akurat w momencie, kiedy pogląd, że rok 2012 nie będzie katastrofalny zaczął się upowszechniać.
Spadek cen akcji w Europie tylko do pewnego stopnia był kontynuowany na Wall Street. Łatwo się zorientować, że tam zniżki indeksów miały znacznie mniejszą skalę (S&P stracił 0,4 proc., a Dow Jones 0,1 proc.), mimo że to z USA nadeszły informacje o spadku zamówień fabrycznych. Z drugiej strony odczyt indeksu ISM dla sektora usług (57,3 wobec oczekiwanych 56,75) wskazuje, że ożywienie w amerykańskiej gospodarce trwa (choć na niskim poziomie), czego nie można powiedzieć o Europie.
Jednak właściwie postawione w tej chwili pytanie brzmi, czy przypuszczenia, że światowej gospodarce – dzięki akcjom banków centralnych – uda się uniknąć twardego lądowania, zostały już zaabsorbowane przez wzrost cen akcji z przełomu roku? Najwyraźniej tak właśnie się stało, skoro mniej więcej od lutego tempo zwyżki wyraźnie wyhamowało, a na większości rynków indeksy mają olbrzymie problemy z ustanawianiem nowych szczytów trendu.
Dziś rano w Azji taki tok rozumowania wyraźnie wziął górę na optymizmem z ubiegłego tygodnia. Nikkei stracił 0,6, a Kospi 0,7 proc., natomiast indeksy w Szanghaju i Hong Kongu zanurkowały głębiej tracąc ok. 1,5 proc. na pół godziny przed końcem notowań. Wczoraj rząd przedstawił cele makroekonomiczne na 2012 r. – wzrost gospodarczy Chin ma spowolnić do 7,5 proc., a inflacja obniżyć się do 4 proc. W obu przypadkach wyznaczone cele są mniej ambitne niż oczekiwali ekonomiści, co może wprawdzie dać miejsce na prowadzenie luźniejszej polityki monetarnej i fiskalnej, ale spowolnienie tempa wzrostu nigdy nie jest dobrą wiadomością.
W Europie nastroje z tego powodu mogą być negatywne, choć z drugiej strony deklaracja części prywatnych wierzycieli Grecji, którzy zgodzili się na redukcję zadłużenia, może osłabić siłę oddziaływania rynków azjatyckich. Niemniej – biorąc pod uwagę pusty kalendarz makro, wczorajsze spadki w Europie i sytuację techniczną (kupującym sił ewidentnie brakuje, mimo długiej już przerwy w zwyżkach), to niedźwiedzie mają lepszą sytuację wyjściową.
W przypadku WIG20 negatywnych sygnałów technicznych przybywa z każdym tygodniem. Nie chodzi już nawet o słabość naszego indeksu na tle parkietów europejskich. Warto zwrócić uwagę, że choć poniedziałki zwykle są u nas pochwałą lenistwa, wczoraj – na spadkowej sesji – obroty wyraźnie wzrosły względem wzrostowych sesji z czwartku i piątku. WIG20 nadal znajduje się w kanale spadkowym, o którym pisałem w komentarzu przed tygodniem. Dziś jego dolne ograniczenie przebiega w okolicach 2165 pkt, a górne na poziomie 2 325 pkt. Zakres wahań jest wąski, ale każdego dnia poziomy górnego i dolnego ograniczenia opadają. Rzecz jasna, kiedyś (wkrótce) musi dojść do opuszczenia tego kanału i na dziś bardziej prawdopodobne jest wyjście dołem.
Źródło: Open Finance