Paliwo do wzrostów się skończyło

Ostatnie sesje poparły tezę o istniejącym respekcie kupujących do okolic 1900 pkt na indeksie WIG20. Trzysesyjny marsz o ponad 200 „oczek” mógł stanowić dobry pretekst do sutej majówki, jednak miesiąc matur nie tylko nie przyniósł kontynuacji, ale upływa pod znakiem coraz mocniejszej podaży zdeterminowanej by skasować zyski i dać rynkowi odpocząć.

Problemy z dalszą zwyżką zbiegły się z dotarciem licznych zagranicznych wskaźników do swoich średnioterminowych oporów. Maj może więc stanowić dłuższy przerywnik na ścieżce zwyżek trwających od przedwiośnia.

Rynek wyraźnie rozwarstwia się na papiery bardzo silne oraz na maruderów notujących dwucyfrowe dewaluacje. Jest to w dużej mierze podporządkowane napływającym kwartalnym wynikom finansowym, choć działa także czynnik spekulacyjny. Kilka porządnie podciągniętych ostatnio spółek do niedawna drzemało w rejonach swoich dołków, kreśląc wielkie akumulacyjne konsolidacje pomimo trzeciego miesiąca wzrostów całego rynku. Z tuzów warszawskiej giełdy najlepiej radzi sobie KGHM, który najprawdopodobniej zostanie przez Skarb Państwa wydrenowany z zysku (dywidenda może sięgnąć 14 zł na akcję) w imię ratowania z gruntu chybionego budżetu zakrawającego na science fiction. Po drugiej stronie barykady stoi gwałtownie taniejące obuwnicze Monnari Trade, które w obliczu kilkunastu mln straty będzie wnioskować o upadłość układową.

Pierwsza sesja nowego tygodnia przebiegła pod znakiem zniżek będących odpowiedzią na pokaźną „czerwień” na amerykańskich kontraktach indeksowych. Dystans 40 proc., jaki pokonał od swojego dołka wskaźnik S&P500 w ciągu ledwie 2 miesięcy działa na wyobraźnię i u niektórych wywołuje lęk wysokości. Indeks ten zniwelował bowiem ponad ćwierć zasięgu całej bessy rozpoczętej jesienią 2007 r. Naturalnym staje się pytanie, czy ów rajd nie wyprzedził zanadto realiów makroekonomicznych? Same werbalne deklaracje tudzież zbiorowe oczekiwania końca kryzysu to nader wątłe przesłanki dla nowej hossy.
 
Za przejściem giełd z fazy zachwytu nad rzekomym przeminięciem kulminacyjnej fali załamania do etapu racjonalnego wychłodzenia przemawia zachowanie walut oraz surowców. Jen przestał słabnąć wobec dolara, cofając się od bariery 100. Złoty traci dziś niemal 1 proc. wobec dolara i euro, podobnie wzięcia nie ma forint. Cena baryłki ropy naftowej po zbliżeniu się do 60 dol. zawróciła, analogicznie swój niedawny galop odchorowuje miedź. Przypomniano sobie za to o gazie ziemnym, który pozostawał mocno niedowartościowany, aż wreszcie w samym maju wystrzelił o 30 proc. Na tego typu dywergencjach można zbudować dość agresywny portfel, który ma szansę rosnąć dynamiczniej od całego rynku.

W tym tygodniu czeka nas kilka istotnych danych. Najbardziej doniosłe to środowa dynamika sprzedaży detalicznej w USA za kwiecień (oczekuje się braku zmian względem marca), a także publikowana w ten sam dzień skala zmiany produkcji przemysłowej dla strefy euro (typowane skurczenie o niemal 18 proc. rok do roku). Lokalne wydarzenia tygodnia to kwartalne dokonania m. in. Pekao, PKOBP, PGNiG oraz KGHM. Tymczasem publikowane hurtowo w tych dniach wskaźniki wzrostu cen na obecnym etapie cyklu traktowane są jeszcze z niewielką uwagą. Jednak każde ich trwalsze drgnięcie w górę będzie systematycznie przybliżać zmierzch okresu nader łagodnej polityki monetarnej.

Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions