Pamiętajmy o konsumencie!

Mówi się, że merchanci płacą za dużo, że aquierzy mają wysokie koszta, że banki stracą, jeżeli obniży się interchange. Nie mówi się nic o konsumencie, który tak naprawdę jest motorem napędowym obrotu bezgotówkowego. I to jest smutne – o kwestii obniżki interchange rozmawiamy z Michałem Skowronkiem, Dyrektorem Generalnym MasterCard w Polsce.

Narodowy Bank Polski zapowiada obniżenie stawek interchange. Jeżeli uczestnicy rynku nie wypracują własnego konsensusu, będzie dążył do odgórnych regulacji prawnych. Co to oznacza dla biznesu kartowego?

MasterCard w swoim podejściu do interchange zawsze jest za takim poziomem interchange, który będzie właściwy dla danego rynku. Właściwy ze względu na poziom rozwoju rynku, ze względu na to, żeby interchange był regulowany przez prawa konkurencji i wolnego rynku, a nie regulatora. Chcemy, żeby opłata interchange była stymulatorem rozwoju obrotu bezgotówkowego.

Patrząc na całe spektrum rozmów o interchange często zapomina się kompletnie o perspektywie konsumenta. Mówi się, że merchanci płacą za dużo, że aquierzy mają wysokie koszta, że banki stracą, jeżeli obniży się interchange. Nie mówi się nic o konsumencie, który tak naprawdę jest motorem napędowym obrotu bezgotówkowego. I to jest smutne. Tymczasaem na świecie mamy już wystarczająco dużo przykładów tego jak administracyjne regulowanie interchange odbijało się na użytkownikach kart.

Weźmy przykład Australii, bodajże z 2001 albo 2002 roku, gdzie interchange został ograniczony o niemal połowę. Po kilku latach funkcjonowania obniżonej opłaty  Narodowy Bank Australii opublikował raport o wpływie tej zmiany na rynek. Wnioski? Agenci rozliczeniowi obniżkę interchange w pełni przekazali do merchantów – czyli opłaty, które merchant ponosił, zmniejszyły się o tyle, o ile obniżył się interchange. Merchanci całą obniżkę opłat skonsumowali w postaci dodatkowej marży – ze względu na obniżone koszta, oferta dla konsumenta się nie poprawiła. Czyli mówiąc wprost: ceny w sklepach się nie obniżyły, a podobno jest to jeden z elementów wpływających na cenę towarów w sklepach. Tak przynajmniej w Polsce twierdzą organizacje reprezentujące handel. Przychody banków oczywiście obniżyły się, a oferta usług bankowych dla konsumenta bardzo mocno się pogorszyła. Koszta około kartowe dla kart standardowych podniosły się o ok. 20 procent. Opłaty dla kart, które niosą większą wartość dla klienta – wzbogaconych o programy lojalnościowe czy programy punktowe, wzrosły o 80 procent. Efekt jest taki, że konsument nie płaci mniej w sklepie, a płaci więcej za produkty bankowe. Ten, który jest kluczowym punktem do rozwoju bezgotówkowego, ma gorszą ofertę.

Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych?

Trzy miesiące temu w USA weszła w życie poprawka Durbina. Na początku grudnia pojawiły się artykuły podsumowujące pierwsze zauważalne zmiany. Wynikało z niego, że 820 milionów dolarów zaoszczędzonych w postaci obniżenia stawki interchange fee zostało skonsumowanych przez handel. W tym samym czasie ceny detaliczne w sklepach poszły w górę o 2 procent. Banki ogłosiły zmiany cen produktów finansowych, co wywołało ostrą reakcję klientów i powstrzymanie podwyżek, aczkolwiek myślę, że wkrótce te ceny wzrosną.

W Polsce za wcześnie na obniżanie opłat?

Każdy, kto prowadzi biznes, bierze pod uwagę własne wyniki finansowe i interesy udziałowców. Z tej perspektywy mówimy, że obniżenie stawek interchange fee, na bazie doświadczeń na innych rynkach, nie wpływa pozytywnie na konsumenta, który dla nas jest centralnym punktem układu. Od niego bardzo mocno zależy to, jak dalej obrót bezgotówkowy będzie się w Polsce rozwijał. Jest jeszcze grupa krajów, gdzie interchange funkcjonuje na niższym poziomie. Czy po obniżce opłat rynek dalej będzie się rozwijał? Poszukajmy krajów statystycznie istotnych dla porównania z Polską: powinny rozpocząć biznes kartowy mniej więcej w tej samej dekadzie, by okres rozwoju był podobny. Poszukajmy krajów, które mają relatywnie niższy poziom stawek interchange fee od samego początku rozwoju biznesu. Możemy spojrzeć na Rumunię, możemy spojrzeć na Bułgarię, możemy spojrzeć na Ukrainę, czy nawet Czechy i Słowację. Są to rynki bliskie, i mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęły biznes kartowy. Polska chyba nie chciałaby być porównywana do tych krajów, jeżeli chodzi o rozwój biznesu.

Jesteśmy o wiele bardziej zaawansowani, jeżeli chodzi o rozwój kart i obrót bezgotówkowy. Nasza sieć akceptacji jest lepiej rozwinięta. Czechy poza Pragą, jeżeli chodzi akceptację kart, nie wyglądają najlepiej. Taka sama sytuacja jest na Węgrzech – poza dwoma, trzema dużymi miastami akceptacja wcale dobrze nie wygląda, a interchange na Węgrzech też był zawsze niższy. Poziom wydatków „na terminal” jest dużo niższy. Poziom rozwoju szczególnie innowacyjnych narzędzi płatniczych, które w Polsce są świetnie rozwinięte i cały czas bardzo mocno się rozwijają, jest też o wiele gorszy. Warto pamiętać o tym, że dziś w Polsce główną siłą, która rozwija rynek obrotu bezgotówkowego, innowacyjnych rozwiązań płatniczych, są jednak banki. Ani MasterCard, ani Visa – główny ciężar i większość działań leży po stronie banków. Jeżeli potencjalnie interchange fee w Polsce zostałby obniżony, to zostają obniżone wpływy banków z tego tytułu, a tym samym ich zaangażowanie w rozwój obrotu bezgotówkowego może spaść.

Prezes Pietraszkiewicz ostrzega, że pod znakiem zapytania stają innowacje, na które po prostu banków może nie stać.

Jestem daleki od kategorycznego stwierdzenia, czy obniżenie interchange w Polsce jest  dobre czy złe. Wolę opierać się na faktach i obserwacji rynków, gdzie albo interchange został obniżony, albo od wielu lat jest na dużo niższym poziomie. Nie opierajmy się na nieudowodnionej teorii, wedle której, jeżeli będą niższe koszta akceptacji kart, to więcej małych, czy średnich sklepów zdecyduje się na terminale. Oczywiście można mówić, że koszt obsługi kart jest elementem blokującym rozwój sieci terminali, natomiast pytanie, czy to ten najważniejszy element. Spójrzmy na rozmiar szarej strefy w Polsce. Jest oceniana na 20-25 procent obrotu handlu. Jeżeli – powiedzmy – 20 procent handlowców funkcjonuje w szarej strefie, nie płaci podatku VAT ani dochodowego? To jak do takiej „zachęty” finansowej ma się obniżenie interchange, który dziś wynosi – przyjmijmy – 1,5 procenta? Przyjmijmy nawet obniżkę o 1 procent. Jak ten procent obniżki na kosztach ma się do 23% czy 19% kolejnych „korzyści” podatkowych, które ci, którzy działają w szarej strefie, wykorzystują? To nie będzie zachęta finansowa, która spowoduje wzrost obrotu bezgotówkowego w szarej strefie.

W którą stronę miałby iść sam rozwój ilości terminali? Mali handlowcy martwią się o swoje niskie marże – normalny interchange zabijałby absolutnie biznes. Czy model dotowania terminali dla takich punktów ma sens? Czy jest granica opłacalności, której nie warto jest przesuwać na siłę?

Z naszej perspektywy bardzo istotnie przy budowie struktury stawek interchange fee jest  myślenie o modelu ekonomicznym merchantów w różnych grupach, różnej skali handlu. Kioski czy małe sklepy, gdzie większość transakcji to transakcje niskokwotowe obejmujemy podejściem segmentacyjnym. Proszę zwrócić uwagę, że już od ponad półtora roku mamy stawki interchange dostosowane do mikropłatności, czyli płatności o niskiej wartości. To stawka dużo niższa od standardowej. Dla transakcji do dwudziestu złotych jest dużo niższa, dopiero powyżej czterdziestu złotych zaczyna się ten poziom stawek, o którym mówi NBP. Ktoś, kto prowadzi kiosk ma zupełnie inny model ekonomiczny i sprzedaje artykuły na zupełnie innych marżach, więc nie mówimy tutaj o interchange na poziomie 1,5 procenta, tylko poniżej 1 procenta, który już jest. Pytanie teraz, czy agent rozliczeniowy podpisując umowę z punktem handlowym swoją ofertę dostosowuje tak, żeby uwzględniać te stawki? Kto jest beneficjentem tych obniżonych stawek? Czy to faktycznie jest sklep, czy kiosk, czy może agent rozliczeniowy, który ustawia jedną stawkę na wszystkie transakcje? Jesteśmy od tego, żeby wprowadzać na rynek narzędzia, na przykład inne stawki interchange fee dostosowane do mniejszych, średnich sklepów, czy do niższych poziomów transakcji, które później są wykorzystywane przez poszczególnych graczy na rynku – czy to strony agentów rozliczeniowych, czy to strony wydawców kart.

Oprócz tych dwóch: Micro Payments i Low Value Payments, mamy wdrożone osobne stawki interchange fee dla płatności za rachunki. To zupełnie inny model ekonomiczny operatora, który przyjmuje rachunek. Elektrownia, która wystawia rachunek na sto złotych, tego półtora procenta nie zapłaci. Poziomy stawek interchange fee ustalone są w postaci płaskich opłat o wysokości groszy. Zupełnie inne poziomy stawek funkcjonują dla handlu hurtowego. Także inny poziom stawek dla poczty.

Dopasowujemy poziom interchange fee do modeli ekonomicznych poszczególnych grup merchantów czy wartości transakcji, żeby otwierać nowe segmenty płatności, które dzisiaj są płatnościami gotówkowymi. Chcemy otworzyć je na płatności kartowe i po to, żeby rozwijać obrót bezgotówkowy. Teraz naszym zadaniem jest podejście do interchange i zarządzania opłatami tak, żeby utrzymać rozwój rynku.

Co z kartami ekskluzywnymi, z wysokimi stawkami interchange?

Owszem, jest grupa kart, która działa na wyższym poziomie opłat. To karty, które dla konsumenta niosą bardzo wysoką dodatkową wartość w postaci programów lojalnościowych, punktowych, jak również darmowych usług, takich jak concierge, czy ubezpieczenia. Podwyższony interchange równoważy model ekonomiczny po stronie banku – czyli koszt zaoferowania takiej wartości konsumentowi. Inwestycja banków w te produkty jest dużo większa, niż podwyższony poziom interchange. Konsument jest największym beneficjentem tego produktu i można się spierać, czy konsument, mając taką kartę wydaje mniej, czy więcej u merchanta.

Mogę podać przykład małego sklepiku u mnie w bloku, gdzie od samego początku panie, które otworzyły ten sklepik przyjmowały płatność tylko gotówkową. Sklepik znajduje się w tak zwanym miejscu mocno ukartowionym. To nowy blok, wszyscy, którzy tam mieszkają raczej mają karty i będą chcieli nimi płacić. Część klientów nie zawsze jednak miała gotówkę, więc brała na tak zwany zeszyt. Część z nich zapominała o tym, że jest wpisana w zeszycie, więc czasami te pieniądze wracały, czasami nie. W pewnym momencie jako, że panie wiedzą, że pracuję w biznesie kartowym, poprosiły, żebym im pomógł zorganizować terminal. No i od momentu, jak go mają (terminal z PayPass-em) przestały mieć kłopot, że ktoś nie może zapłacić, bo nie ma gotówki. Ostatnio zadałem im pytanie, czy posiadanie terminala kosztuje je dużo, czy mało? Odpowiedziały, że niby relatywnie do wszystkich kosztów jest to dużo – tysiąc złotych miesięcznie, ale tylko relatywnie, bo one wiedzą, że od momentu, kiedy zaczęły przyjmować płatność kartą sprzedają dużo więcej towaru. Nie mają już klientów, którzy mówią „nie mogę zapłacić kartą, to idę do sklepiku obok, bo tam mogę”. Pomimo więc tego, że to jest dla nich relatywnie duży koszt mówią, że nie zrezygnują z akceptacji kart, bo wiedzą, że jeżeli nie będą miały akceptacji kart, to po prostu nie sprzedadzą tyle towaru, więc summa summarum ich wynik finansowy będzie dużo gorszy.

Opłaty za terminal i interchange to koszt zwiększenia obrotu?

Tak, jest to koszt zwiększenia obrotu. Karty niosą ze sobą pewien koszt, jeżeli chodzi o akceptację, ale nie zapominajmy także o koszcie zarządzania gotówką. Kasa pełna banknotów także wiąże się z kosztami, które są różne w zależności od tego, jaką skalę sprzedawca reprezentuje. Inny poziom kosztów i struktura tych kosztów będzie po stronie hipermarketów, inny po stronie supermarketów, czy mniejszych sklepów, a zupełnie inny po stronie małych sklepików osiedlowych, czy punktów w mniejszych miejscowościach. Patrząc na tych największych – na koszt zarządzania gotówką składa się cały monitoring, konwojowanie, sejfy, straty, kradzieże. Sama wpłata tych pieniędzy do banku również wiąże się z jakimś kosztem. Badania z innych rynków pokazują, że koszt zarządzania gotówką jest bardzo zbliżony do kosztu akceptacji kart. Można oczywiście mówić, że dla co poniektórych koszt zarządzania gotówką, to włożenie gotówki do kieszeni i zaniesienie do domu…

Jest także np. sieć Biedronka, której opłaca się działać bez akceptacji kart.

Sieć sklepów Biedronka ma bardzo ciekawą strategię wyjścia do konsumentów. Nie akceptują kart, i jak widać, przy odpowiednich założeniach i bankomacie przy każdym sklepie, to działa. Ale czy to zadziała u wszystkich merchantów? Małe sklepy zazwyczaj nie mogą wynająć powierzchni pod ATM. Faktycznie przypadek Biedronki to ewenement na polskim rynku. Patrząc nawet na handel hurtowy: Makro Cash and Carry. Co prawda nie są otwarci na akceptację wszystkich kart obecnych na rynku, ale wprowadzili swoje narzędzie płatnicze – Makro Millenium MasterCard. Czyli płatność kartą w zamkniętym systemie. Z mojej perspektywy, jako systemu płatniczego, na szczęście Biedronka jest wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Załóżmy, że NBP ograniczy interchange: co się dzieje z bankami, co się dzieje z biznesem kartowym?

Najistotniejsze będą konsekwencje dla rynku. Nad jego rozwojem banki, Narodowy Bank Polski, MasterCard i Visa pracują od lat. Przykłady z innych krajów mówią, że poszkodowani będą konsumenci – będą płacili więcej. Handel będzie tym „wygranym”, bo ich koszta będą niższe. Pytanie, czy to nie będzie pyrrusowe zwycięstwo? Ich koszta się obniżą, ale jeżeli konsument zacznie płacić więcej za produkty finansowe, czy będzie chciał z nich korzystać? Idąc krok dalej, czy nie ucierpi wydawnictwo kart na polskim rynku? Handel będzie widział mniej transakcji, a wiemy, że z kartą wydajemy więcej. Więc, czy to pyrrusowe zwycięstwo na obniżonym koszcie nie odbije się na mniejszym obrocie? W każdym razie rekomendacjom zespołu roboczego przy NBP będziemy się bardzo poważnie przyglądać, mimo że fizycznie w tej grupie ze względów prawnych. nie uczestniczymy.

Interesy w biznesie kartowym i w tej grupie roboczej są bardzo sprzeczne. Jest interes banków i interes sieci handlowych. Interchange jest właśnie takim elementem, który musi godzić sprzeczne interesy stron, ale zawsze musi być dyskutowany, ustalany w zgodzie z prawem antymonopolowym i prawem o wolnej konkurencji. Powinien rozwijać obrót bezgotówkowy w danym kraju. To opłata, która jest bardzo silnym stymulatorem całego pięciostronnego modelu, w którym MastercCard, agent rozliczeniowy, bank, konsument i właśnie merchant funkcjonują. W tym pięciostronnym modelu interesy są zupełnie rozbieżne. Bank chciałby jak najwyższych opłat interchange, konsument chciałby jak najtańszych produktów bankowych i jak najniższych cen w sklepach. Handel chciałby jak najmniejszych kosztów. Agent rozliczeniowy, który jest tak naprawdę w środku, jest punktem łączącym banki i handel, również chciałby jak najniższych kosztów. W każdej części tego pięciostronnego modelu interesy są zupełnie różne, a MasterCard jest pomiędzy nimi z opłatą interchange, która musi godzić interesy wszystkich stron.

Istnieje ryzyko, że odgórnie uregulujemy interchange i lawinowo, zarówno koszty, jak i odpowiedzialność będą przekazywane w dół, do konsumenta. Pytanie, jak zmusić merchantów do oddania konsumentowi części oszczędności na opłatach? Dochodzimy w ten sposób do ustaw regulujących poziomy cen.

Tutaj już tak naprawdę kończymy demokrację i cały wolny rynek. Nie da się sprawdzić potencjalnej obniżki cen detalicznych poprzez obniżenie stawki interchange fee, bo na ceny detaliczne wpływa wiele elementów. Przykładowo, od pierwszego stycznia zeszłego roku zmieniła się stawka VAT – z 22% na 23%. Ceny podniosły się. Wystarczy, że akcyza na paliwo zwiększy się o 5% i to już jest wytłumaczenie do każdej podwyżki w handlu, bo przecież cena paliwa przekłada się na koszt transportu towaru do wszystkich handlowców. To jest nie do zmierzenia. Ani w Australii, ani w Stanach obniżka interchange fee nie wpłynęła na ceny detaliczne w sklepach w pozytywny sposób dla konsumenta, czyli nie było obniżek.

NBP dąży do regulacji, a w połowie roku zapada decyzja ograniczająca interchange. Możemy się wtedy pożegnać z płatnościami mobilnymi i innymi innowacjami zapowiadanymi jeszcze w zeszłym roku? Koszt innowacji ponoszą przede wszystkim banki.

Polska, jeżeli chodzi o innowacyjne rozwiązania płatnicze, z perspektywy MasterCard jest w pierwszej trójce krajów – jeżeli chodzi o tempo rozwoju oraz efekty, które przynoszą te innowacyjne rozwiązania płatnicze. Obniżenie przychodów banków może bardzo silnie wpłynąć właśnie na innowacyjność i rozwój. W Australii po wyregulowaniu stawki interchange fee wdrożenie EMV, które w Polsce jest standardem, opóźniło się o 5 lat. Nie mówię już o systemach backoffice, o czym konsumenci ani handlowcy nie myślą. Mniej PR-owe inwestycje, jak chociażby w systemy do zarządzania transakcjami oszukańczymi – to milionowe koszty po stronie banków. Czy obecny, całkiem dobry poziom bezpieczeństwa dalej będzie utrzymywany, jeżeli obniżą się przychody banków? Co z wyścigiem zbrojeń i nadążaniem za rozwojem elektronicznej przestępczości?

Rozmawiał Michał Kryński.

Źródło: PR News