Państwowe kije w finansowym mrowisku

Obecne turbulencje przekonały wielu o konieczności wsparcia sektora finansowego przez rządy poszczególnych państw. Administracje państwowe wielu krajów pośrednio doprowadziły do kryzysu zbyt łagodną regulacją kilku segmentów rynków finansowych. Dlatego też ostatnie dni minęły pod znakiem debaty dotyczącej regulacji obrotu w szczególności derywatami kredytowymi. Władze błędnie uznają, iż ta kwestia, to jedna z bardzo nielicznych przyczyn kłopotów, stąd też w konsekwencji zapowiedzi niezwykle rygorystycznych zmian dotyczących przyszłego kształtu rynku kredytowego.

Równocześnie nieprzerwanym strumieniem płynie gotówka w kierunku sektora bankowego. Zadeklarowane kwoty w samej Europie Zachodniej przekraczają już bilion dolarów. Niepokój może budzić pytanie, skąd wziąć tyle pieniędzy bez ich „drukowania”, lecz jeszcze większe obawy dotyczą charakteru akcji ratunkowej. Zniecierpliwione utrzymującym się marazmem na rynkach kredytowych banki centralne coraz aktywniej udzielają pomocy: zapewniają płynność sektorowi kredytowemu, ale również skupują bardzo ryzykowne papiery dłużne, nie tylko od banków, ale bezpośrednio od zagrożonych upadkiem przedsiębiorstw. Zamiast leczyć rynki kredytowe, stopniowo przejmują ich role. Gdy przyjdzie pora na banki centralne, aby usunąć się w cień, kryzys może powrócić. A może się tam nie usuną?

W czasach, gdy w kilku krajach ludzie nie są pewni, czy jutro ich pieniądze będą nadal na kontach bankowych, wydawać by się mogło, że ostatnią rzeczą o jaką można się martwić są ryzykowne działania banków centralnych. Czy słusznie?

Michał Poła, analityk
New World Alternative Investments