Oznacza to ni mniej ni więcej, że scenariuszy dalszego rozwoju sytuacji jest wiele, i wszystko zależy od tego co bardziej przekona polskich inwestorów – potencjalne mocniejsze wybicie z obecnego dołka czy wejście w kilkumiesięczny horyzont na obecnych poziomach indeksów. Jeżeli chodzi o wsparcie pierwszego scenariusza, to mamy za sobą całkiem niezłą, poniedziałkową sesję w USA. Co prawda indeks S&P500 prawie nie zmienił swojej wartości i zamknął się na poziomie 1445,55 pkt. (-0,03%), a pozostałe indeksy jak Dow Jones Industrial czy Nasdaq100 dopiero po 20 dały odetchnąć inwestorom i wyszły ponad piatkowe zamknięcie, to stanowi to jednak całkiem niezłą bazę do dzisiejszych potencjalnych wzrostów na rynku europejskim i w Polsce. Dopóki jednak indeks S&P500 nie przebije poziomu 1450 pkt., a jeszcze lepiej poziomu 1500 pkt., to obecne zachowanie się rynku amerykańskiego traktować będziemy jako korektę ostatnich spadków. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że giełdy amerykańskie wbrew pozorom nie straciły tak wiele na tym całym zamieszaniu kredytowym, wobec czego potencjał ich obecnego wzrostu jest w pewien naturalny sposób ograniczony. Spadek 7-9% to nie to samo co spadek rzędu 25-27%, wobec czego to nam będzie dużo trudniej wrócić do poprzednich historycznych poziomów indeksów niż Amerykanom. Poza rynkiem amerykańskim wspierać nas będzie również zachowanie się japońskiego indeksu Nikkei225, który cały czas odrabia ostatni, niezasłużony ponad 5% spadek swojej wartości. Wracając do możliwych scenariuszy, drugi polegający na wejściu krajowych indeksów akcji w kilkumiesięczny trend horyzontalny oparty o ich obecne poziomy, mimo że mniej chętnie przeze mnie widziany, również jest jak najbardziej możliwy. Szczególnie wtedy, gdy będziemy oglądać obroty sesyjne na takim poziomie jak wczorajszy. Wśród krajowych inwestorów, szczególnie instytucjonalnych, wyraźnie brakuje optymizmu, a bez niego nie uda nam się wrócić do dotychczasowego trendu wzrostowego.