Październikowe dołki już widać za rogiem

Informacja ta płynąca od największego amerykańskiego sprzedawcy elektroniki może zapowiadać o wiele gorszą od oczekiwań sprzedaż detaliczną, której wynik za październik opublikowany zostanie już w piątek. Zdaje się o tym wiedzieć również sekretarz skarbu Henry Paulson, który po raz kolejny zmienia sposób alokacji swojej pomocy. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że sławne 700 mld dol. już nie będzie wydawane na zakup toksycznych aktywów, ale między innymi na zwiększenie dostępności kredytów konsumpcyjnych. Kupowane mają być papiery zabezpieczone kredytami samochodowymi, studenckimi czy kartami kredytowymi. Nie zapomniano oczywiście o hipotekach, ale zapomniano, że rynki lubią przemyślane i działające strategie, a nie częste zmiany w ciągle nieklarownej strategii planu Paulsona.

Spośród spadających akcji na Wall Street wyróżniały się rosnące papiery dwóch obecnych na giełdzie członków wielkiej trójki z Detroit. Nie można się temu dziwić co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze akcje są tak tanie, że kapitalizacja GM spadła wręcz do poziomów małych spółek. Po drugie pomoc dla upadających gigantów jest coraz bliżej. 25 mld dolarów z TARP’a ma zostać wykorzystane do ratowania amerykańskiej motoryzacji. Ciekawe tylko na jak długo ona starczy skoro sprzedaż za oceanem spada do ekstremalnie niskich poziomów, a stymulowanie konsumpcji nie będzie miało prostego przełożenia na drugi największy po domu zakup wśród amerykanów.

Wczorajsze spadki w USA sprowadziły indeks S&P500 do poziomów minimalnie powyżej październikowych dołków. Technicy liczą więc na obronę wsparcia i wzrosty w kierunku niedawnych lokalnych szczytów. Taki, choć bardzo pozytywny, obrót sprawy stawia pod ogromnym znakiem zapytania jeszcze niedawno promowaną zwyżkę do końca roku. Zamiast wzrostów możemy zatrzymać się w wyniszczającym trendzie bocznym.

Na giełdzie w Warszawie środowa sesja okazała się bolesnym nadrabianiem zaległości z wolnego od obrotu Święta Niepodległości. We wtorek indeksy na giełdach europejskich ochoczo oddawały wzrosty z poniedziałku, a wczoraj kontynuowały wyprzedaż. Nasz parkiet musiał więc w jeden dzień wyrobić normę dwudniową i robił to dynamicznie od samego początku. Przed samym zamknięciem indeks Wig20 spadał już ponad 9% i zapowiadało się, że wczorajsza sesja będzie najgorszą od 10 lat, gdy na fixingu pojawił się popyt niwelujący spadki do „skromnych” 5%. Małe i średnie spółki spadały w mniejszym stopniu co sugeruje, że nasze blue chipy po raz kolejny wyprzedawała zagranica.

Spadki na rynkach europejskich odbywały się pod dyktando złych informacji ze spółek jak również pesymistycznych danych makro. Produkcja przemysłowa w strefie Euro spadła we wrześniu o 2,4% rok do roku, czyli więcej niż oczekiwano. Dane te zapowiadają słaby odczyt PKB za III kw., który publikowany jest w piątek. Może się więc powtórzyć sytuacja z zeszłego tygodnia, gdy środowe dane zapowiadały bardzo zły miesięczny raport z rynku pracy w USA. Rynki jednak w piątek rosły pomimo wskaźnika bezrobocia za oceanem najwyższego od 14 lat. W celu realizacji takiego scenariusza bardzo by się przydała udana obrona październikowego dna na S&P500, z czym możemy mieć do czynienia dzisiaj. Możemy, ale nie musimy bo rynki azjatyckie dziś rano spadały. Nadzieją napawają kontrakty na amerykańskie indeksy. W momencie pisania komentarza rosną.

Łukasz Bugaj
Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi