Pękła bariera 2 tys. punktów

Krótszy niż zwykle tydzień na warszawskiej giełdzie, który dla wielu inwestorów skończył się już w środę, nie zmienił atmosfery na rynku. Możliwy scenariusz zakładający umiarkowaną realizację zysków przed długim weekendem nie sprawdził się.

Nie znaczy to oczywiście, że zabrakło inwestorów, którzy woleli w tym czasie pozostać bez akcji, tyle że ich udział w obrotach, a co za tym idzie także wpływ na ceny, był po prostu marginalny. Styl handlu jednoznacznie wskazywał, że główną siłą kreującą nastroje na parkiecie pozostawał kapitał zagraniczny.

Tylko początek tygodnia był dla posiadaczy akcji nieudany. Pod wpływem korekty na parkietach europejskich także WIG20 nie prezentował siły cofając się o 2,1 proc., ale było to również konsekwencją nieudanego testowania poziomu 2000 punktów w końcówce poprzedniego tygodnia. W tak dużym spadku „pomogły” poza tym akcje banku PKO BP, wokół którego na początku tygodnia było sporo zamieszania. A wszystko za sprawą zapowiedzi podwyższenia kapitału zakładowego banku o kwotę 5 mld zł. Sama kwota nie stanowiła niespodzianki, lecz ilość nowych akcji 650 mln w stosunku do już istniejących 1 mld akcji wywołała lekki szok. Oznacza to, że akcje nowej emisji (z prawem poboru) będą obejmowane po ok. 7,69 zł. Przy kursie odniesienia na sesję poniedziałkową akcji PKO BP na poziomie 26,70 zł rozwodnienie kapitału na skutek emisji nowych akcji dawało już cenę tylko 19,21 zł za akcję banku. Nic dziwnego, że kilka biur maklerskich od razu obniżyło ceny docelowe tych walorów w swoich rekomendacjach (ING Securities nawet do 13,50 zł za akcję), a kurs giełdowy spadł podczas poniedziałkowej sesji o 5,4 proc. (w trakcie dnia tracił nawet 6,0 proc.). Dodatkowe zamieszanie wprowadziła rekomendacja zarządu co do wypłaty dywidendy 2,88 zł za akcję. Nie ulega wątpliwości, że taki drenaż gotówki z banku ma za zadanie wesprzeć słabe wpływy budżetowe i jest co najmniej kuriozalnym pomysłem w sytuacji w kontekście planowanego dokapitalizowania banku, na co otwarcie zwracali uwagę przedstawicie NBP i KNF.

Także we wtorek akcje PKO BP były pod silną presją sprzedających, ale potężny obrót ponad 9,5 mln akcji (465 mln zł) świadczył, że po stronie popytu również pojawił się znaczący gracz i od tego momentu akcje banku zaczęły odrabiać straty zamykając tydzień „tylko” 1,8 proc. minusem. Atmosfera na rynkach od wtorku znowu sprzyjała wzrostom. Widać było dużą aktywność popytu nie tylko na giełdzie w Warszawie, ale także na innych rynkach regionu. Całkowite zanegowanie poniedziałkowych spadków sprawiło, że na celowniku ponownie znalazł się poziom 2000 punktów dla indeksu WIG20. We wtorek odległość od tego poziomu była jeszcze zbyt duża, ale już w środę indeks otworzył się powyżej psychologicznej bariery i co ważne, bykom udało się dowieźć cyfrę 2 z przodu aż do końca sesji. Były z tym pewne kłopoty, ale … końcowy fixing załatwił sprawę i wynik poszedł w świat bez względu na styl, w jakim został osiągnięty.

Tak mocne zachowanie runku przed czwartkowym świętem i przed publikacją ważnych danych makro z USA jednoznacznie świadczyło, że na naszym rynku operuje znaczący popyt pochodzenia zagranicznego. Potwierdziła to sesja piątkowa, podczas której WIG20 bez najmniejszych problemów poszybował o ponad 2 proc. powyżej poziomu 2000 punktów nie zważając ponadto na odwrotny kierunek zmian zarówno na głównych parkietach europejskich jak też w Pradze czy Budapeszcie. Niewykluczone, że ta piątkowa demonstracja siły i całkowita utrata korelacji z rynkami bazowymi okaże się wstępem do nieprzewidywalnych zachowań rynku w trakcie nadchodzącego tygodnia. Trzeci piątek czerwca to jeden z czterech dni w roku, kiedy wygasają serie kontraktów terminowych i innych instrumentów pochodnych, a historia uczy, że takie tygodnie potrafią się charakteryzować dynamicznymi zmianami.

Z pewnością niekwestionowane pokonanie przez WIG20 poziomu 2000 punktów działa na wyobraźnię inwestorów, szczególnie że jeszcze dwa tygodnie temu rynek miał wyraźną ochotę przetestować poziom 1800 punktów. Głosy o tym, że rynki akcji idą w górę na fali oczekiwań poprawy w realnej gospodarce (poprawa wskaźników wyprzedzających) stały się powszechne. Oczekiwanie większej korekty po wzroście WIG20 o 62,9 proc. również jest powszechne, a rynek mimo wszystko rośnie dalej. Coraz powszechniejsze staje się jednak ignorowanie zagrożeń i akceptowanie wycen, które daleko odbiegają już od atrakcyjności z pierwszego kwartału. Technicznie nic nie sygnalizuje zmiany tendencji rozpoczętej w lutym, może poza wykupieniem rynku, ale przy silnych trendach taki stan może się utrzymywać długo. Od najbliższego wsparcia indeks dzieli ok. 6 proc. Ten zapas powinien być wystarczający nawet w przypadku negatywnego rozwoju sytuacji w najbliższym tygodniu.

Jacek Rzeźniczek
Źródło: Secus Asset Management SA