Piotr Cyburt: od bankowości hipotecznej nie ma odwrotu

Od 23 września część kredytów hipotecznych oferowanych klientom detalicznym BRE Banku udzielać będzie BRE Bank Hipoteczny. Do końca roku planowane jest też wyemitowanie pierwszych listów zastawnych, w których zabezpieczeniem będą wierzytelności banku z tytułu kredytów udzielonych klientom indywidualnym. O przyczynę renesansu bankowości hipotecznej w Polsce i przeszkody w jej rozwoju zapytaliśmy Piotra Cyburta, prezesa BRE Banku Hipotecznego.

Czy obecny portfel kredytowy mBanku i MultiBanku będzie przenoszony do BRE Hipotecznego?

Obecnie współpraca z detalem BRE dotyczy nowej sprzedaży kredytów hipotecznych. Zakładamy, że do końca roku co najmniej 30 proc. kredytów hipotecznych udzielanych klientom mBanku i MultiBanku będzie finansowana z naszym udziałem, by w przyszłości stanowić zabezpieczenie do emisji listów zastawnych.

Rozważamy również przenoszenie istniejącego portfela kredytów hipotecznych do BRE Banku Hipotecznego. Będzie to dotyczyło tych kredytów, które spełniają wymogi ustawy o listach zastawnych, w tym w szczególności tych, których poziom LTV (liczony według tzw. wartości bankowo-hipotecznej) nie przekracza 100 proc. Spodziewamy się również, że takiej operacji będą sprzyjać zmiany w przepisach podatkowych dotyczące zwłaszcza obrotu wierzytelnościami, a także podatku u źródła. Wspólnie z innymi bankami zainteresowanymi rozwojem banków hipotecznych zabiegamy o to, by takie zmiany wprowadzić, ponieważ wpłyną one korzystnie na efektywność finansowania listami zastawnymi.

Dlaczego banki wracają do bankowości hipotecznej? Czy decydują o tym tylko wymogi regulacyjne?

Ożywienie w tym obszarze to odpowiedź na potrzebę poszukiwania przez banki nowych źródeł długoterminowego refinansowania działalności, związaną między innymi z rekomendacjami Bazylei III, oraz na ograniczenie wsparcia zagranicznych banków-matek w finansowaniu ich polskich córek. Te dwa czynniki powodują, że polski sektor bankowy musi zacząć korzystać z długoterminowych instrumentów refinansowania swoich aktywów hipotecznych, a nie wymyślono jeszcze lepszych niż właśnie listy zastawne.

Refinansowanie kredytów hipotecznych listami zastawnymi (zwanymi covered bonds) ma długą historię i od lat bardzo dobrze sprawdza się w wielu krajach Unii Europejskiej, m.in. w Niemczech, Danii i pozostałych krajach skandynawskich, również we Francji. Choć w każdym z tych krajów istnieją inne „odmiany” listów. W optymistycznym scenariuszu banki hipoteczne, łącząc swoje siły z bankami detalicznymi, w ciągu 3-5 lat mogą zacząć finansować co najmniej 25 proc. nowej sprzedaży kredytów hipotecznych. Obecnie rynek hipoteczny osób fizycznych to około 35 mld zł rocznie. W praktyce taka zmiana może się przyczynić do zwiększenia dynamiki akcji kredytowej, a co za tym idzie do większej dostępności kredytów mieszkaniowych.

Jakie Pana zdaniem były przyczyny małej popularności usług banków hipotecznych (dla klientów indywidualnych) podczas boomu kredytowego 2005-2008?

Był szereg przyczyn, które spowodowały, że ani banki hipoteczne, ani oferowane przez nie listy zastawne nie rozwinęły się na większą skalę.

Po pierwsze, uchwalono tylko ustawę o listach zastawnych, a w ślad za nią nie poszły zmiany w innych przepisach prawnych, m.in. podatkowych i o funkcjonowaniu ksiąg wieczystych, które umożliwiałyby szybszy obrót wierzytelnościami hipotecznymi. Nie został więc stworzony system regulacyjny sprzyjający długoterminowemu refinansowaniu listami zastawnymi, o co zabiegamy dzisiaj.

Po drugie, polskie banki uniwersalne zaczęły wdrażać agresywne strategie rozwoju bankowości detalicznej. Kredyt hipoteczny był w nich produktem, wokół którego sprzedawano jeszcze kilka innych produktów. Banki hipoteczne takiej możliwości nie mają, więc natychmiast „odpadały” z konkurencji.

Po trzecie, o czym już wspomniałem, łatwo dostępne i praktycznie nieograniczone, a dodatkowo jeszcze tanie było refinansowanie, które polskie banki mające zagranicznych udziałowców mogły uzyskać właśnie od nich. Nie było zatem potrzeby sięgania po tak restrykcyjnie regulowany instrument, jakim jest list zastawny

Co przeszkadza w rozwoju rynku listów zastawnych w Polsce?

Odpowiedź na to pytanie pokrywa się ściśle z usunięciem barier, o których mówiłem. Dodałbym do tego jeszcze aktualizację przepisów dotyczących limitów inwestycyjnych dla listów zastawnych, które obowiązują inwestorów instytucjonalnych takich jak fundusze inwestycyjne, firmy ubezpieczeniowe i fundusze emerytalne. Obecnie nadarza się okazja, by stworzyć funduszom emerytalnym większe możliwości inwestowania w tak bezpieczny instrument, jakim jest list zastawny. Mogą one w naturalny sposób zastąpić wycofywane z funduszy obligacje skarbu państwa. Te ostatnie zawsze stanowiły konkurencję dla listów w warunkach polskich.

Warto dodać, że listy zastawne o dobrym ratingu zachowywały się podczas kryzysu na rynkach finansowych znacznie lepiej niż obligacje wielu państw.

Wydaje mi się, że jako sektor bankowy nie mamy odwrotu. Otoczenie regulacyjne i zmiany na rynkach muszą doprowadzić do sytuacji, w której ustawodawcy i regulatorzy wspólnie z sektorem bankowym doprowadzą do stworzenia w ciągu najbliższych 3-5 lat efektywnie działającego i płynnego rynku listów zastawnych.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Michał Kisiel, Bankier.pl