Piotr Kuczyński: Dla kogo euro, dla kogo złoty?

Wróćmy więc teraz do naszych baranów, jak mawiają Francuzi, czyli do meczu euro – złoty. To bardzo kontrowersyjny temat, ale ostatnie badania pokazały, że blisko 2/3 Polaków chce szybkiej rezygnacji z narodowej waluty. Warto jednak zauważyć, że podobna ilość krajanów popiera konstytucję UE w obecnie proponowanej treści. Treści, którą odrzucili Francuzi i Duńczycy. Projekt tej konstytucji jest tak obszerny i napisany tak skomplikowanym językiem, że 99 procent naszych obywateli (ze mną włącznie) po prostu go nie zna i kieruje się emocjami. Duży wpływ mają też wypowiedzi autorytetów. Dokładnie tak samo jest z wejściem do strefy euro. Skoro prawie wszyscy (oprócz członków koalicji rządowej) mówią, że trzeba szybko przyjąć euro to i większość Polaków tak uważa. Ja od wielu lat uważałem, że decyzja wcale taka prosta nie jest. Już dwa lata temu mówiłem, że wejdziemy do strefy euro (z powodów stricte politycznych) nie wcześniej niż w 2012 roku. Mimo, że jestem zwolennikiem bardzo silnej Unii, nie rozpaczam z tego powodu, że jeszcze długo w euro płacić nie będziemy.

Forma tego bloga nie pozwala na pisanie poważnego komentarza – wpis ma być raczej zaczynem do dyskusji, więc nie będę dokładnie przedstawiał powodów swojej ostrożności, ale o kilku sprawach wspomnieć muszę. Nie ulega wątpliwości, że przyjęcie euro, z wielu powodów, jest bardzo korzystne dla przedsiębiorców. Nie ulega też wątpliwości, że zyskają kredytobiorcy i turyści. Jeśli tak, to dlaczego szybko nie zrezygnować ze złotego? Popatrzmy na inflację. Ceny importowanych i eksportowanych towarów nie zdrożeją. Pewnie nawet stanieją (mniejsze koszty transakcyjne i brak ryzyka walutowego). Jednak większość tego, co kupuje mniej zamożna część społeczeństwa to produkty i usługi nie wyceniane jeszcze przez handel zagraniczny. Ich ceny będą dążyły do cen w starych krajach Eurolandu. A tam są one znacznie wyższe niż u nas. Wniosek jest prosty: dla części (mniejszej) społeczeństwa inflacja nie wzrośnie, a może nawet spadnie dla większość jednak wzrośnie. A GUS wszystko uśredni i wyjdzie mu, że wzrosła nieznacznie.

Drugi element, dla którego zachowuję ostrożność to stopy procentowe i kurs walutowy. Przyjmując euro oddajemy te instrumenty w ręce Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Udział PKB Polski w stosunku do całego PKB Unii będzie w najbliższym czasie nie większy niż kilka procent. Czy w tej sytuacji EBC będzie podejmował decyzje biorąc pod uwagę problemy Polski? Oczywiście nie. Może się więc okazać, że światowe spowolnienie gospodarcze (to zdarza się cyklicznie i w końcu nadejdzie) uderzy również w Polskę, w której inflacja będzie niewielka. ECB jednak będzie zwalczał większą niż u nas inflację w całej strefie, więc nie będzie obniżał stóp lub będzie je obniżał bardzo wolno. W tym samym okresie euro będzie bardzo mocne. W tej sytuacji mocne euro ograniczy konkurencyjność naszej gospodarki poza strefą euro (nie będziemy mogli interweniować na rynku – obecnie możemy), a wysokie stopy dodatkowo stłumią gospodarkę. Kto za to zapłaci? Oczywiście rynek pracy. Bezrobocie gwałtownie wzrośnie. Nie przypadkiem Anglia i Szwecja bronią się rękami i nogami przed euro.

Nawiasem mówiąc w zeszłym roku zarówno Dominique de Villepin, premier Francji jak Nicolas Sarkozy (minister MSW i kandydat na prezydenta Francji) oraz Segolene Royal (też kandydatka na fotel prezydenta), wyrażali zaniepokojenie zbyt wysokim kursem EUR/USD. Premier posunął się nawet do tego, żeby podważać rolę EBC. Również Jacques Chirac, prezydent kończący już kadencję, stwierdził też, że Unia powinna używać polityki monetarnej i kursowej w celu stymulowania wzrostu gospodarczego. Chyba nie przypadkiem Jean-Claude Trichet, szef EBC, na konferencji prasowej po posiedzeniu banku nie straszył szybką podwyżką stóp, wręcz przeciwnie podkreślił, że nie mówi o „czujności” odnośnie inflacji. Wspominał za to o zagrożeniach dla wzrostu PKB. Wypowiedzi polityków tworzą niekorzystny klimat wokół, euro, które i tak nie ma dobrej prasy. W Niemczech, Francji i Włoszech większość społeczeństwa chciałaby powrotu do narodowej waluty, a Słoweńcy już teraz, tuż po jej przyjęciu się buntują twierdząc, że rosną ceny. Do 2012 roku jest jeszcze dużo czasu. Dużo może się przez te 5 lat zmienić, ale ja uważam, że przed przyjęciem euro bezrobocie w Polsce powinno spaść do jednocyfrowego poziomu.

Tekst pochodzi z blogu Piotra Kuczyńskiego, głównego analityka firmy Xelion. Doradcy Finansowi.