PIP: W banku jak w markecie

– Mieliśmy zastrzeżenia przede wszystkim do czasu pracy – wyjaśnia Teresa Rynkiewicz z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Opolu. – W przypadku jednego z nich mieliśmy podejrzenia, ze czas pracy prowadzony na papierze nie zgadza się z rzeczywistym. Poprosiliśmy o wydruki z komputerów pracowników. Na podstawie logowania i wylogowania najłatwiej sprawdzić, jak faktycznie było. Czekamy na odpowiedź w tej sprawie z centrali banku.

– Jeśli po zamknięciu banku nie zgadzają się kasy, to trzeba zostać dłużej – mówi pani Maria (nie chce podawać nazwiska w obawie przed konsekwencjami ze strony przełożonych). – Za ten czas powinniśmy otrzymać pieniądze albo wolne, ale to tylko teoria. W praktyce zdarza się to coraz rzadziej.

– Do tej pory nikt nie zajmował się czasem pracy kasjerek – dodaje pani Stefania, kasjerka z wieloletnim stażem. – Mamy cały czas kontakt z pieniędzmi i nieustannie pracujemy pod presją, żeby się nie pomylić. Pracuję w malej filii, gdzie z koleżanką w kasach siedzimy we dwie. Gdy jedna zachoruje, to druga pracuje cały dzień, jeśli z oddziału nie przyślą kogoś do pomocy. Następny dzień mogłaby sobie odebrać jako wolny, ale wtedy koleżanka zostaje cały dzień sama, dlatego raczej się tego nie robi. Czasem nie ma nawet kiedy wyjść do toalety. Zdarzało się, że pracowałyśmy jak te kasjerki w „Biedronkach".

W bankach, tak jak w innych branżach, można sobie na takie traktowanie pracowników pozwolić. Argument jest zawsze ten sam – jak się nie podoba, to na to miejsce znajdziemy kogoś innego. Wyzysk. jak mówią pracownicy, zaczaj się w niektórych bankach po tym, jak przejął je kapitał zagraniczny. Właścicielom zależy na zyskach. Jak zostaną osiągnięte, to już ich nie interesuje – czytamy.

– Bank przestał być instytucją, a stał się miejscem sprzedaży – twierdzi Andrzej Olejnik, przewodniczący Krajowej Sekcji Bankowców NSZZ „Solidarność". – Coraz częściej umowy o pracę zamieniane są na kontrakty i nie dotyczy to wyłącznie kadry kierowniczej. Również szeregowych pracowników Marzena przepracowała w banku 20 lat. Miała umowę o pracę, a 1.5 roku temu otrzymała propozycję nie do odrzucenia – zamianę umowy na kontrakt. Zgodziła się. W konsekwencji omijają ją premie, a rozstanie z bankiem, jeśli pracodawcy tego zechcą, przebiegnie szybko. Wystarczy, że nie przedłużą z nią kontraktu. Jej zadaniem jest wykazywanie przyrostu sprzedaży. Ci. którzy sprzedają najwięcej, dostają premię sprzedażową. To ma ich zmobilizować do przyciągnięcia do banku jak największej liczby klientów.

– Trudno mi się zgodzić z opinią, że w całym sektorze bankowym dzieje się źle – mówi Krzysztof Pasternak, dyrektor oddziału Banku BPH SA w Opolu. – W naszym oddziale wszyscy pracownicy zatrudniani są na umowy o pracę. Nie można więc mówić o gonitwie za klientem. Pracownik ma obowiązek przedstawić wady i zalety produktu. Decyzja zawsze należy do klienta.

Wystarczy przeglądnąć ogłoszenia w gazetach z działu „Praca", aby przekonać się, że pracownik banku przestał być urzędnikiem, a zaczął być sprzedawcą. Banki, szukając nowych ludzi, piszą, że przyjmą osobę na stanowisko „sprzedawcy" – podaje „Nowa Trybuna Opolska”.

– Bank trzeba traktować jak przedsiębiorstwo. Na rynku jest bardzo duża konkurencja. Musimy walczyć o klienta – mówi Marek Kłuciński z biura prasowego banku PKO BP SA. – To nie jest, jak dawniej, instytucja typowo usługowa.

W praktyce oznacza to wyznaczanie pracownikom planów, jakie muszą wykonać. Określa się w nich m.in., ile nowych kont i lokat muszą założyć.

– „Mistrzowie sprzedaży" często nie dbają o dobro klienta – dodaje Anna, która w banku pracuje od 2 lat. – Czasem produkt ma wady, na przykład wysoką prowizję, ale o tym już się nie mówi. Tak naprawdę okłamuje się klienta.