Z wielu badań wynika, że Polacy niezmiennie nie ufają prywatnym bankom. To paradoks. Korzysta z tego na przykład Pekao SA. Chociaż włoski inwestor chciałby już dawno zmienić nazwę banku, to jednak ma świadomość, że to może być strzał w stopę. Dlatego będziemy mieć rebranding, ale nazwa pozostaje. W świadomości Polaków PKO BP czy wspomniany Pekao SA, mają gwarancje państwa i są to instytucje bezpieczne, w przeciwieństwie do pozostałych banków. Dlatego też te instytucje mogą sobie pozwolić na więcej – czyli chociażby śmiesznie niskie oprocentowanie depozytów, znacznie poniżej inflacji.
Uzyskiwana tylko w ten sposób marża jest bardzo wysoka i oczywiście wpływa pozytywnie na wyniki. Inne banki muszą się natrudzić. Co prawda rachunki bieżące są nieoprocentowane, to jednak oprocentowanie depozytów jest już w ich przypadku coraz bardziej atrakcyjne. Inaczej bank nie miałby szans w wojnie na depozyty – nie tylko nie zdobyłby nowych, co jeszcze istnieje ogromna szansa, że straciłby już pozyskane. Pamiętajmy bowiem, że w wielu przypadkach jest to nowy klient, który kiedyś na przykład był u dwóch największych detalistów i zamianę konta ma za sobą. Przerabiał już zatem wszelkie związane z tym niedogodności. Przejście do kolejnej instytucji jest więc z jego punktu widzenia znacznie łatwiejsze.
Koniec nadpłynności na rodzimym rynku dotknął jednak wszystkich. Również PKO BP, który dość ekspansywnie rozwija swój portfel kredytowy. Jakoś sobie wciąż radzi Pekao SA, ale również i on raczej długo nie pociągnie i będzie zmuszony coś zrobić. Pisaliśmy kiedyś, a bank to potwierdzał, że zostanie wprowadzony specjalny rachunek oszczędnościowy. W mediach pojawiła się informacja, że być może będzie tam oferowane ubezpieczenie. Żubr oczywiście zapewne w ten sposób wytłumaczy niższe niż u konkurencji oprocentowanie. Alternatywą może jednak być… obejście podatku belki. W ten sposób można byłoby całkiem dobrze zarobić i dać przy tej okazji zarobić klientowi. Chyba nie ma przeciwwskazań prawnych, żeby taką konstrukcję stworzyć, a zatem mógłby to być strzał w dziesiątkę. Zwłaszcza, że bank ma już doświadczenie, bo każde Eurokonto ma wbudowany pakiet ubezpieczeń.
A jaka jest odpowiedź na to rynkowe wyzwanie ze strony PKO BP? Za prezesury Rafała Juszczaka, bank zaskoczył konkurencję wprowadzając wysokooprocentowaną lokatę. Inne banki były tamtym ruchem nawet bardzo zaskoczone. Produkt był tak popularny, że aż wcześniej zakończono jego subskrypcję. Jednocześnie bank zdobył trochę nowych depozytów z rynku. Nie ma co jednak się oszukiwać – lokata przede wszystkim kanibalizowała własną bazę. W pewien sposób blokuje to przyszłe ruchy banku i skazuje go na ciągłe akcje promocyjne. Aż dziw bierze, że bank nie decyduje się na wykorzystanie marki Inteligo do zdobycia bazy depozytowej. Na dzień dobry ogranicza to klientów mniej mobilnych, a jednocześnie daje możliwość pozyskania nowych użytkowników. Pamiętajmy bowiem, że PKO BP ma markę i ma w pewien sposób wspierającego go państwo – przynajmniej w umysłach klientów. W ten sposób może za swoje produkty brać wyższe opłaty, a za swoje lokaty płacić mniej niż konkurencja. Zwłaszcza obecnie, kiedy zapanowała tak powszechna niepewność co do stabilności całego systemu finansowego.
Jeśli upadek groził nawet AIG, to każdy może się zastanowić, kto może być następny. W Polsce teoretycznie to jest inna spółka i tak dalej, ale praktycznie część osób sobie pomyśli w takich sytuacjach, że strzeżonego Pan Bóg strzeże i na wszelki wypadek na przykład wycofa pieniądze z lokaty, czy nie założy kolejnej. Właśnie to ostatnie będzie największym wrogiem wszystkich mniej znanych i agresywnych banków. Również tych działających jako oddział czy dopiero startujących. Oby klienci byli świadomi i nie karali Allianza czy Aliora skojarzeniami. Niestety ale od dawno wiadomo, jak to z tymi klientami jest. Tak czy inaczej PKO BP będzie miał obecnie ogromną premię i można się spodziewać, że jego najnowszy ruch może sporo namieszać na rynku. Tak jak niedawno lokata prezydencka w INGu.
Dla PKO BP opcja minimum to zachowanie (chwilowe) udziału w rynku depozytów detalicznych. Opcja maksimum, to trwałe pozyskanie tych udziałów na dłużej. Trwałe to oczywiście perspektywa 2-3 lat. Na dłuższy okres nie ma co planować, bo różne rzeczy mogą się jeszcze na rynku dziać. W każdym razie nowa oferta depozytowa powinna przynieść efekt i to znacznie lepszy niż poprzednie produkty. Z jednej strony jest to całkiem atrakcyjne i konkurencyjne oprocentowanie, z drugiej stosowane sztuczki marketingowej, z trzeciej ogromna kampania reklamowa, a z czwartej niepewność wśród klientów tego, co się dzieje na rynkach finansowych.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że oprocentowanie lokat będzie dość konkurencyjne. Co prawda nie będzie to najwyższe na rynku oprocentowanie, ale pamiętajmy o premii za wielkość i stabilność tego banku, czego nie mają konkurenci. Nowa oferta to dość ciekawa zmiana strategii giganta. Z jednej strony mamy znaczące wydłużenie okresu, na jaki jest oferowana lokata (stabilność bazy depozytowej), z drugiej mocne podwyższenie oprocentowania w stosunku do standardowej oferty. Można zatem stwierdzić, że jest to strategiczna zmiana dotychczasowego kursu. Bank z jednej strony straci na marżach odsetkowych, z drugiej może przyciągnąć nowych klientów. A ci klienci do tej pory szli przecież z pieniędzmi do mniejszych banków. Co zrobią w tym momencie konkurenci? Dadzą jeszcze wyższe oprocentowanie? To już raczej nie ta droga. Większe kwoty na reklamę? Może, ale jednak to PKO BP ma najbardziej rozbudowaną sieć oddziałów w całej Polsce. Można zatem zakładać, że przed PKO BP pewnego rodzaju klęska urodzaju. To zła informacja dla innych. Oczywiście trzeba przy tym pamiętać, że bank został zmuszony do nowej strategii przez czynniki zewnętrzne. Gdyby nie podgryzająca go zewsząd konkurencja, nigdy by się na taki ruch zapewne nie zdecydował…
Co konkretnie zaoferuje PKO BP? Będą to 4 nowe lokaty. Co ciekawe – we wszystkich przypadkach jest to oferta promocyjna, czyli ma maksymalną datę, do której jest ważna. Może to oczywiście oznaczać, że bank zakończy te promocje wcześniej. W odróżnieniu od poprzednich edycji – tutaj nie ma okresu subskrypcji. Oprocentowanie ma być od razu, od dnia założenia lokaty. Bank nie mógł sobie jednak odmówić zastosowania pewnej sztuczki. Otóż przy najważniejszej lokacie progresywnej, którą będzie można zakładać do końca tego roku, podaje się oprocentowanie w wysokości 10,5% w skali 18 miesięcy, czyli półtora roku. Jednym słowem nie będzie jak porównywać się z Millennium czy Getin Bankiem. 10,5% brzmi ciekawie, prawda? Zapewne wiele osób się na to złapie i nie doczyta, że oprocentowanie dla tego okresu wynosi 7% w skali roku, a te 10,5% to dla całego okresu, ale liczone w normalny sposób. Żonglerka liczbami i procentami dla przeciętnego Polaka nie jest zbyt popularna, dlatego można stwierdzić, że to ciekawy pomysł z bankowego punktu widzenia. Millennium mogłoby w ten sposób dawać 16%. A przecież na koniec i tak większość osób nie będzie potrafiła policzyć, czy bank dobrze wypłacił odsetki.
Sama lokata umożliwia wypłatę części środków w czasie jej trwania. Bank wymaga jednak, żeby na rachunku pozostała kwota minimalna w wysokości 5000 zł. Wycofywane wcześniej środki są oprocentowane, jednak jak to na PKO BP przystało tym razem już bardzo skromnie. Mimo wszystko, jeśli się popatrzy z boku – lokata jest całkiem, całkiem. Może stanowić alternatywę do dwuletnich obligacji SP.
Pozostałe lokaty są również długoterminowe (biorąc pod uwagę specyfikę polskiego rynku) i również są na dość niestandardowe okresy, bo na 9, 12 i 15 miesięcy. Roczna lokata ma mieć oprocentowanie 5,5%. W sumie jak na ten bank i do tego bez żadnych kruczków… Lokaty będą oferowane przez około miesiąc, chociaż może się okazać, że bank zdecyduje się na wcześniejsze zamknięcie promocji. No ale wtedy w odwodzie pozostaje lokata na 1,5 roku. Więc się klient raczej nie zmarnuje. Oprocentowanie tych trzech lokat jest stałe, zrywając depozyt odzyska się tylko kapitał, a do tego minimalna kwota, aby założyć lokatę wynosi 5 tysięcy złotych. Można zatem powiedzieć, że jest to już jakaś bariera, która powstrzyma przynajmniej część środków przed kanibalizacją. Wszystkie lokaty będzie można założyć przez internet. Sami jesteśmy ciekawi, czy bank też będzie to utrudniał, jak to robi obecnie ING BSK przy swojej 8mce.
Nowa polityka depozytowa PKO BP jest bardzo ciekawym posunięciem. Z jednej strony wiadomo, że ma 100% dojdzie do częsciowej kanibalizacji bazy depozytów. Z drugiej można się spodziewać zupełnie nowych środków, od osób, które w innej sytuacji rynkowej powierzyłyby te pieniądze konkurencji. Świat się jednak zmienia – również w Polsce. I trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jak on będzie wyglądał po tym, kiedy wszystko się już uspokoi. Kiedy znikną z rynku największe banki inwestycyjne, kiedy wszelkiego rodzaju egzotyczne instrumenty finansowe będą budziły dużą nieufność. Czy to będzie oznaczało renesans banków hipotecznych?
W każdym razie trzymanie marży na kredytach na tak niskim poziomie przy trwającej wojnie depozytowej, jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Jeśli bank oferuje za depozyt więcej niż wynosi WIBOR, a jednocześnie za kredyt hipoteczny lub firmowy pobiera minimalnie większą marżę, to cały biznes w dłuższym terminie nie da się zbilansować. Bo gdzie tam włożyć ryzyko, zysk? Zwłaszcza, jeśli za chwilę w życie wejdzie nowa rekomendacja lub zalecenie w sprawie kredytów hipotecznych. Oczywiście banki dalej będą próbowały sprzedawać przy tej okazji inne produkty, ale w nowych warunkach nie będzie to już tak zyskowne, jak kiedyś. Zwłaszcza jeśli doszłoby do znacznego ograniczenia akcji kredytowej w walutach obcych, gdzie mamy tak zyskowny dla banku spread. A przy okazji… Ciekawe, czy w jakikolwiek sposób dostosowują się do nowej sytuacji deweloperzy? Za chwilę bowiem będzie takie przycięcie realnego popytu (za którym idzie zdolność kredytowa), że już chyba nikt nie będzie śmiał mówić „stabilizacja” na to co będzie się działo na rynku. My bowiem rzucamy prognozę, że od ubiegłego rocznego szczytu cześć mieszkań realnie stanieje nawet o 50%. W niektórych przypadkach już często i 20% taniej – biorąc pod uwagę nominalne obniżki i inflację przez ten czas. Dlatego można powiedzieć, że jeśli banki tyle przez te ostatnie lat zarabiały na tych kilkudziesięciu wpompowanych w nieruchomości miliardach złotych, to najbliższy czas będzie wyglądał bardzo, bardzo ciekawie. Również dla nich.