Plan sześcioletni Baracka Obamy

W trakcie kampanii wyborczej najzagorzalsi przeciwnicy Baracka Obamy nazywali go „socjalistą”. Teraz prezydent Stanów Zjednoczonych wprowadza w życie swój „plan sześcioletni” i korzystając ze wzorów upadłego imperium sowieckiego chce decydować o alokacji zasobów w gospodarce.

„Ogłaszam nowy plan odbudowy i modernizacji amerykańskich dróg, linii kolejowych i lotnisk” – przemawiał do tysięcy robotników prezydent USA cytowany przez IAR. Tak Barack Obama ogłosił plan modernizacji 150.000 mil (240 tys. km) dróg, czterech tysięcy mil linii kolejowych oraz 150 mil pasów startowych w ciągu najbliższych sześciu lat. Tylko w pierwszym roku przedsięwzięcie to ma pochłonąć 50 miliardów dolarów.

Sfinansować te ambitne plany mają koncerny naftowe, którym prezydent Obama zapowiedział odebranie ulg podatkowych. W sensie ekonomicznym jest to przeniesienie środków publicznych z jednego sektora do drugiego, w którym zdaniem Białego Domu są one bardziej potrzebne. Czyli przyniosą większe poparcie w listopadowych wyborach do Kongresu.

Sześciolatka Obamy krytykowana jest z dwóch przeciwstawnych pozycji. Zwolennicy teorii Keynesa skarżą się, że 50 miliardów to stanowczo zbyt mało jak na skalę amerykańskiej gospodarki (to zaledwie 0,35% PKB) i domagają się jeszcze większej interwencji. Nie bez racji dowodzą też, że ubiegłoroczny „pakiet stymulacyjny” kosztujący przyszłe pokolenia 800 miliardów dolarów okazał się zupełnie nieskuteczny i nie doprowadził do spadku bezrobocia.

Plany Obamy krytykują też zwolennicy wolnego rynku i liberalizmu. Ich zdaniem to marnotrawstwo publicznych pieniędzy oraz kontynuacja błędnej polityki pobudzania gospodarki poprzez wzrost deficytu fiskalnego. Stany Zjednoczone już teraz mają parametry budżetowe podobne do greckich: 10% produktu krajowego brutto deficytu budżetowego oraz dług publiczny sięgający 90% PKB. Mimo to spanikowani inwestorzy są gotowi pożyczać amerykańskiemu rządowi po absurdalnie niskich stawkach: niespełna 0,5% w przypadku obligacji dwuletnich oraz 2,6% na papierach 10-letnich.

Historyk myśli ekonomicznej powiedziałby, że administracja Baracka Obamy działa w myśl starej teorii J.M. Keynesa, który zalecał stymulowanie gospodarki przez państwo poprzez wzrost wydatków zaciąganych na kredyt. Problem w tym, że recepty keynesistów jeszcze nigdy się nie sprawdziły, choć są stosowane na całym świecie od blisko 80 lat. Keynes zalecał nawet tłuczenie szyb, gdyż jego zdaniem pobudzi to popyt na usługi szklarzy.

Wydaje się, inwestowanie w autostrady w USA jest obecnie równie bezproduktywne, co wybijanie okien. Bowiem w ojczyźnie motoryzacji od dwóch lat spada liczba samochodów. Obecny wolumen sprzedaży (około 11 milionów pojazdów rocznie) jest mniejszy niż ilość aut złomowanych (ok. 14 mln), co gwarantuje utrzymanie tej tendencji przez długie lata. W USA spada też odsetek nastolatków posiadających prawo jazdy, co sugeruje koniec stuletniej miłości do samochodów w Ameryce. Za 10 lat może się okazać, że po świeżo wyremontowanych autostradach nie będzie miał kto jeździć. To przypomina budowę hut w PRL, które po urynkowieniu gospodarki nie miały dla kogo produkować stali.

Źródło: PR News