Po co nam banki?

Przy okazji kończącego się właśnie roku walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym, wyszło na jaw, że prawie jedna czwarta dorosłych Polaków nie może lub nie chce korzystać z usług bankowych. W Skandynawii tylko jedna setna społeczeństwa jest poza sektorem bankowym.

To ważna informacja dla i o bankowcach. Po pierwsze oznacza, że wciąż nie został zajęty cały rynek tego typu usług. Po drugie, że ponad 23 proc. społeczeństwa nie ma zaufania do banków, bądź nie jest przekonana do współpracy z tym sektorem.

Unia Europejska i Polska nie bez powodu przez cały rok deklaratywnie walczyły ze zjawiskiem wykluczenia finansowego. To problem, który wciąż jest kluczowy wśród najmłodszych członków Unii Europejskiej. W Rumunii i Bułgarii plecami do banków stoi średnio niemal połowa społeczeństwa. Owo wykluczenie oznacza, że w rozwijającym się społeczeństwie wciąż jest duża grupa ludzi, która nie może korzystać z różnych, często podstawowych, usług. Na przykład wynająć mieszkania, czy korzystać z usług telekomunikacyjnych. Dotychczasowe badania, które w tej dziedzinie robił przede wszystkim Narodowy Bank Polski, wykazują, że najbardziej zagrożone wykluczeniem są osoby o niskich dochodach, bezrobotni, rodzice samotni wychowujący dzieci, osoby starsze i młodzież oraz niepełnosprawni – ci ostatni, głównie z powodu barier technologiczno-architektonicznych.

Zjawisko wykluczenia finansowego można ograniczyć poprzez edukację kierowaną do poszczególnych grup osób, np. mieszkańców wsi i mniejszych miejscowości, osób starszych oraz do młodzieży i studentów. Niewiedza często bowiem prowadzi do nieumiejętnego gospodarowania własnymi pieniędzmi, czego przykładem może być opłacanie rachunków w mało wiarygodnych i droższych punktach usługowych czy korzystania z pożyczek udzielanych na lichwiarski procent przez instytucje niebankowe i różnego rodzaju pośredników finansowych, nierzadko działających nielegalnie.

Bankowcy nie są zainteresowani tym właśnie obszarem usług finansowych – takie przynajmniej sprawiają wrażenie. Trochę naprzeciw tej najbiedniejszej części społeczeństwa wyszły spółdzielcze kasy oszczędnościowo – kredytowe. Tylko, że to i tak nie załatwiło sprawy finansowego wykluczenia czwartej części Polaków. A jeśli pozostaną oni poza sektorem, mogą – przy takiej masie – skutecznie spowalniać rozwój całego rynku finansowego. Bowiem to właśnie oni stanowią główny filar szarej strefy w gospodarce. To oni zarabiają na czarno, płacą za towary i usługi pod stołem, zawsze gotówką, wymagając gotówki od swoich klientów i partnerów w interesach – o ile takie interesy prowadzą.

Bankowcy powinni pamiętać, że jesteśmy u progu problemów demograficznych, którzy ekonomiści porównują do wyniszczających kraj i jego gospodarkę w równym, co wojna, stopniu. Dla samych banków oznaczają one wprost kurczenie się rynku i konieczność rozpychania się łokciami w jeszcze trudniejszym, niż obecnie, otoczeniu. Dotychczasowi klienci sektora bankowego i tak są przekonani do bankowości i oferowanych na rynku produktów. Ale są już troszkę nasyceni – nie mogą brać kredytów w nieskończoność, muszą najpierw spłacić stare. Nie mogą również inwestować nadwyżek w bankowe produkty. Jeśli mieli nadwyżki kapitału z pewnością zdążyli je ulokować. Może nadszedł właśnie najlepszy moment aby odwrócić się w stronę klientów, którzy dotychczas byli traktowani jak trędowaci.

Źródło: Gazeta Bankowa