Pod koniec tygodnia będzie gorąco

Drugi tydzień marca upłynął na giełdach pod znakiem dość ostrego odreagowania po niedawno wytyczonych rekordach bessy. Jak na razie ruch ten można uważać za wzmiankowany przeze mnie w ubiegły poniedziałek „bear rally”, który pojawia się nagle przy znacznym wyprzedaniu.

Indeks S&P500 odbił się od dna o ok. 15 proc. i powrócił w okolice jesiennego dołka, co z technicznego punktu widzenia powinno wywołać nieco zawahania. Podobna sytuacja (uwzględniając 2-3-proc. filtr tolerancji) ma miejsce na wykresie m. in. niemieckiego DAX oraz naszego WIG20.

Rozegrane u nas awansem solidne odbicie doprowadziło nasz wskaźnik powyżej 1500 pkt, po czym w piątek popyt nieco odpuścił. Niecierpliwi gracze krótkoterminowi zdecydowali się skasować całkiem pokaźne zyski. Na wykresie tygodniowym WIG20 prezentuje się zdecydowanie prowzrostowo. Wyraźnie widoczne są  pozytywne dywergencje na bardziej popularnych wskaźnikach (RSI, MACD), co w perspektywie kilkunastu tygodni powinno zaowocować dojściem przynajmniej w rejon 1900 pkt. Po tak dotkliwej bessie proces odradzania się musi jednak nieco potrwać, męcząc inwestorów pasmami nudnej konsolidacji. Na systematyczność wzrostów nie pozwolą także zbyt duże pokłady lęku i wątpliwości.

W zgodzie z zaobserwowanymi wcześniej prawidłowościami znacznie bardziej oporne pozostają indeksy mniejszych i średnich spółek, które rozpoczynają rajd w górę z opóźnieniem względem czołowego segmentu. Nie oznacza to całkowitego braku szans na zarobek, czego dowodem są pokaźne zwyżki niektórych spółek. Po 25 i więcej procent w skali minionego tygodnia zyskały m. in. Mostostal Zabrze, Paged, ABPL. Równolegle, wiele innych walorów podlega dalszej grawitacji ku rekordowo niskim poziomom. Rynek zaczyna się powoli rozwarstwiać w reakcji na rozbieżne dokonania finansowe poszczególnych spółek. Uświadomiono sobie, że pokaźna ich część stała się bajecznie tania. Ponad półtoraroczna bessa nierzadko uszczupliła kapitalizacje o ponad 80 lub 90 proc. W takiej sytuacji należy sobie przypomnieć długotrwałe odrętwienie z lat 2002-2003, gdy prawie nikt nie chciał spojrzeć w stronę równie tanich wówczas akcji spółek z tylnej ligi. Nieliczny odsetek odważnych i długoterminowych inwestorów, którzy zasilili swoje portfele takimi tanimi walorami doczekali się zwielokrotnienia stanu posiadania (zyski wytrwałych przekroczyły 1000 proc.).

Dziś szczególnie warto zalecić samodzielne zbadanie kondycji i perspektyw poszczególnych emitentów w oparciu o publicznie dostępne dane. Gdy kurs spółki X lewituje na najniższych od wielu lat poziomach, a jej fundamenty wskazują na dobre zarządzanie podczas kryzysu (bez pogrążenia się w zdradliwym torfowisku opcji walutowych), to z dużym prawdopodobieństwem za kilka kwartałów okaże się ona hitem inwestycyjnym. Jeśli umowną złotówkę wartości księgowej można kupić za ledwie 20 groszy, to można powiedzieć, że pieniądze leżą na parkiecie. Wystarczy się po nie schylić. Balon giełdowy z lat 2006-2007 się nie powtórzy przez dobrą dekadę, jednak nawet jeśli najbliższa hossa zniosłaby połowę niemal dwuletniej bessy, to jest o co grać. Kto patrzy na rynek przekrojowo i nie zraża się niską płynnością, może rozważyć otwarcie długich pozycji w kontraktach na indeks mWIG40 (nie ma takiej możliwości w przypadku sWIG80).

Rozpoczynający się tydzień będzie nacechowany podnoszącą się adrenaliną. Stać będzie za tym fakt wygasania (w piątek) marcowych serii kontraktów futures, forward i opcji, co jak zwykle wywołuje przeciąganie liny na swoją korzyść przez przeciwstawne obozy graczy. Można się spodziewać ataków tak zwanych arbitrażystów, których takie tytułowanie jest równie mylące co nazywanie hiperryzykownych i ultraagresywnych funduszy „hedgingowymi”. Nietrudno zgadnąć, że największa zmienność zagości w ostatnim dniu tygodnia. Po drodze nie należy zapominać o ważnych danych, które również mogą szarpnąć rynkami. Będą to m. in.: dynamika produkcji przemysłowej w USA za luty, marcowy indeks kondycji tamtejszego rynku nieruchomości NAHB oraz liczba rozpoczętych budów domów (poniedziałek, wtorek); stopa inflacji CPI w USA, posiedzenie FED oraz dynamika naszej produkcji przemysłowej (środa) oraz odczyt produkcji przemysłowej w strefie euro.

Nie będzie spokojnie także na rynku walutowym, który aż do połowy 2008 r. był niemal oazą spokoju. Złoty wprawdzie nieco wrócił do łask, zyskując w sam czwartek blisko 5 proc. wobec głównych walut (CHF, EUR, USD), jednak przyjmowanie dalszego jego umacniania za pewnik może bardzo dużo kosztować. Tarcia w koalicji coraz częściej wychodzą na światło dzienne. Ponadto ponownie uaktywnił się ze swoją „medialną kampanią” bank Goldman Sachs, który najwyraźniej cierpi na chroniczną niemożność określenia się w kluczowych zapatrywaniach gospodarczych. Teraz typuje on ponowne tąpnięcie złotego w okolice 4,9 za euro, uprzednio umywszy ręce od spekulacji. Jest nadzieja, że rynek wkrótce uodporni się na takie rewelacje.

W przypadku płytkiej korekty ostatnich zwyżek i dalszego parcia rynków do wzrostów można będzie uznać, że przedwiosenna chandra i kulminacja pesymizmu przechodzą do historii, a niedawno wytyczone dołki były definitywne.

Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions