Ubiegłotygodniowe wysiłki inwestorów zmierzające do poprawienia sierpniowych szczytów spełzły na niczym. Niedopuszczenie do głębszej korekty z jednej strony stwarzało pozory siły rynku, jednak następująca po nim niemoc obnaża gasnącą determinację popytu. Do miana kluczowego krótkoterminowego punktu zwrotnego aspiruje sesja czwartkowa.
Przypomnijmy, że po wysokim otwarciu (ponad 2250 pkt) indeks WIG20 znajdował się wówczas jedynie 50 pkt poniżej tegorocznych rekordów. Całodniowe osuwanie sprowadziło wskaźnik poniżej 2200 pkt, który to ruch odbywał się w zgodzie ze słabnącym złotym. Spadek notowań okraszony miliardowym z górą obrotem na czołowych spółkach zapala ostrzegawcze światło na przyszłość i sugeruje odłożenie na dalszy plan marzeń o pokonywaniu szczytów „z marszu”. Piątek przyniósł kontynuację osłabienia, które sprowadziło indeks do poziomu 2150 pkt.
Cały tydzień zamknął się wprawdzie nieznacznie dodatnim bilansem rzędu 1-1,5 proc., jednak analiza impulsów tygodniowych nijak nie przydaje animuszu posiadaczom akcji. Trzy czarne świece uformowane na wskaźniku blue chips i to w czasie flirtowania zachodnich indeksów ze swoimi maksimami to dość silne świadectwo ewakuacji „silnych rąk” z lokalnego rynku.
Potwierdza się przypuszczenie, że w sierpniu przewartościowane papiery wędrowały do spóźnialskich naiwnych, którzy posłużyli za masowych adresatów zwodniczej rekomendacji „kupuj” (dla papierów polskich, czeskich i węgierskich) wydanej przez trzęsące rynkami czołowe banki inwestycyjne. Bezbłędnie i z niemałym uszczerbkiem funkcjonuje zatem swoista antystrategia: „kupuj drogo, sprzedawaj tanio”. Lub dla długodystansowców: „zostań z taniejącymi akcjami na dłużej”. Dziwi odwieczna powtarzalność tego zaklętego schematu ogrywania tak wielu niewielkich przez tak niewielu wielkich.
Nie byłoby to wszystko godne specjalnej uwagi, gdyby nie fatalny początek bieżącego tygodnia. Poniedziałkowe przedpołudnie na fali wyprzedaży w Azji przynosi już ponad 2-proc. spadek WIG20, który już złamał barierę 2100 pkt. Dzieje się to niemal dokładnie w rocznicę spektakularnego upadku banku Lehmann Brothers, generującego minionej jesieni niszczący wir krachu. Dziś nawet planowane jest okolicznościowe przemówienie Baracka Obamy i powstaje pytanie, czy uda się wlać kolejne porcje optymizmu we wracające do smutnych gospodarczych realiów umysły ongiś rozpalone magią wielomiliardowych zastrzyków stabilizacyjnych (dokonywanych na koszt przyszłych pokoleń).
Przebija się coraz śmielej opinia o nadchodzącym drugim dnie kryzysu oraz późniejszym mozolnym, rozciągniętym w czasie wychodzeniu z niego. Zważywszy nagromadzony przez dekady ciężar długów służących do frywolnego tworzenia prosperity, całkiem realne staje się wejście rozwiniętych gospodarek w potężny zastój w stylu japońskim. Nie zmienią tego kilkukwartalne okresy pozornego ożywienia. W razie takiej ewentualności można zapomnieć o pobiciu giełdowych rekordów z 2007 r. przez następne kilkanaście lat. Niewiele pomoże także kolejna lawina kredytów na niski procent, bo będzie to jedynie zasypywanie poprzednich dziur, a deformacja całego systemu przybierze jeszcze kolosalniejsze rozmiary.
Powracając z tych dalekosiężnych wizji do realiów, bieżący tydzień będzie średnio urodzajny w dane makroekonomiczne. Oprócz porcji danych z rynku nieruchomości w USA oraz kilku regionalnych wskaźników aktywności uwaga skupi się na odczycie sierpniowej dynamiki produkcji przemysłowej w Polsce (czwartek). Oczekuje się nieznacznego wzrostu po lipcowej dość silnej zniżce. Wbrew pozorom najbliższe dni raczej nie będą należeć jednak do spokojnych. Istotnym czynnikiem władnym wywołać szarpane i silne ruchy cen jest wygasanie wrześniowych serii kontraktów futures i opcji. Najbliższe dni będą zatem złotym czasem dla zaprawionych w giełdowych walkach daytraderów. Pośród tej wyboistej drogi należy bacznie obserwować, czy okolice 2000 pkt na indeksie WIG20 zostaną skutecznie wybronione, tym bardziej że są one już w zasięgu jednodniowej fali wyprzedaży.
Bartosz Stawiarski
Źródło: Wealth Solutions