Polacy całkiem oszaleli na punkcie akcji PGE

Takiego oblężenia biura maklerskie nie przeżywały od 2004 r., gdy na giełdę wchodził PKO BP. Tłumy drobnych inwestorów przez kilkanaście ostatnich dni nie dawały odetchnąć maklerom, zapisując się na akcje energetycznego giganta. By kupić akcje, inwestorzy zaciągali kredyty w bankach, najczęściej o wartości dziesięciokrotnie większej niż ich wkład własny.

Według nieoficjalnych informacji dwanaście banków pożyczyło inwestorom aż 15 mld zł. Resztę – ok. 2 mld zł – giełdowi gracze wydali z własnej kieszeni. Analitycy nie mają wątpliwości, że koszt finansowania zwróci się pod warunkiem wzrostu kursu akcji o co najmniej 10 proc. w dniu debiutu giełdowego PGE 5 listopada.

Indywidualnym inwestorom ma przypaść prawie 10 proc. z 259,5 mln nowych akcji wartych 600 mln zł. Resztę mają objąć tzw. inwestorzy instytucjonalni, czyli np. fundusze emerytalne i firmy. I na pewno też będą bardzo zainteresowani papierami PGE.

Bo dla jednych i dla drugich inwestorów akcje giganta będą łakomym kąskiem. PGE jest bowiem jedną z najprężniej rozwijających się polskich spółek. W ubiegłym roku zarobiła 1,9 mld zł przy ponad 20 mld zł przychodów. Szefowie spółki prognozują, że w 2009 r. PGE będzie miała 3,1 mld zł zysku.

W następnym roku ma być podobnie. Ponadto spółka ma bardzo niskie zadłużenie (prawie 4 mld zł) i co roku zamierza wypłacać akcjonariuszom 40-50 proc. zysku w formie dywidendy. Nic zatem dziwnego, że takie informacje zachęcają inwestorów do walki o akcje. PGE po debiucie giełdowym 5 listopada ma szansę stać się jednym z tuzów naszego parkietu i jest pewne, że do końca roku wejdzie do ekskluzywnego grona dwudziestu największych i najbardziej płynnych spółek na GPW.

To, ile drobni inwestorzy zarobią na akcjach PGE, zależeć będzie od ceny ustalonej dla inwestorów instytucjonalnych. Zobaczymy, czy będzie to więcej, czy mniej niż 23 zł – mówi Ignacy Suchodolski, analityk z ECM Domu Maklerskiego.

Wiadomo, że zainteresowanie akcjami giganta było tak wielkie, że nie wystarczy, by obdzielić nimi wszystkich zainteresowanych. Jeżeli PGE nie powiększy puli akcji dla indywidualnych inwestorów, to może się okazać, że inwestor, który zapisze się na 100 akcji, otrzyma ledwie trzy. Do zamknięcia tego wydania gazety nie było wiadomo, czy spółka zdecydowała się na powiększenie puli akcji. – Cały czas jest mało informacji, panuje coraz większa nerwowość. Pewne jest tylko to, że gra jest warta świeczki – dodaje Ignacy Suchodolski.

Jeżeli cena jednej akcji PGE wyniesie 23 zł, to wartość całej emisji akcji sięgnie 6 mld zł i będzie prawdopodobnie największą emisją publiczną w tym roku w Europie. Wycena PGE wyniesie 40 mld zł.

Rząd bardzo liczy na udaną prywatyzację PGE, bo ostatnio poległ przy sprzedaży Enei – cena (6-7 mld zł) okazała się zbyt wysoka dla potencjalnych inwestorów. Z prywatyzacji rząd chce uczynić oręż do walki z kryzysem i pozyskać w przyszłym roku aż 25 mld zł ze sprzedaży państwowych firm.

Uzyskanie w tym roku 12 mld zł jest już nierealne ze względu na klapę prywatyzacyjną Enei.

W 2010 r. rząd chce sprywatyzować inne spółki – Tauron, KGHM, a także Lubelski Węgiel Bogdanka i Zespół Elektrowni Pątnów – Adamów – Konin razem z kopalniami zaopatrującymi firmę w paliwo oraz Zakłady Azotowe Puławy, Zakłady Chemiczne Police i Grupę Lotos. Rząd nieprzypadkowo wybrał do prywatyzacji kilka spółek energetycznych, bo liczy, że będą się one cieszyły największym zainteresowaniem. Energetyka jest bowiem jedną z tych branż, które dają niemal gwarancję zyskowności.

Analitycy twierdzą, że sprzedaż PGE w odróżnieniu od Enei będzie sukcesem, bo na giełdzie panuje największy od dwóch lat entuzjazm do kupowania akcji, a niezwykle cenny sektor energetyczny jest na warszawskim parkiecie wyraźnie niedowartościowany. Rząd może więc wreszcie ogłosić sukces.