„Idea powstała na Zachodzie, gdzie serwisy zwane social lending – takie jak Prosper, LendingClub.com and Zopa.com – działają od dawna. Rozwinęły się już na tyle, że pieniądze pożyczają w nich nie tylko osoby prywatne, ale nawet małe i średnie firmy. Znana instytucja badawcza Instytut Gartnera twierdzi nawet, że w przyszłości będą one coraz większą konkurencją dla banków. Według specjalistów instytutu w 2010 roku social lending zabierze sektorowi bankowemu aż 10 proc. rynku kredytowego i pożyczkowego w skali globalnej.”, pisze „Gazeta Prawna”.
„W Polsce serwisy te dopiero ruszają […]. Działający od sześciu tygodni Kokos.pl posiada już ponad 2 tys. użytkowników, którzy zgromadzili prawie milion złotych na inwestycje. Do końca roku ma ich być 30 tys. Kilkaset osób założyło też swoje konta na uruchomionym dwa tygodnie temu Finansowo.pl. Zasady udzielania pożyczek za pomocą serwisów social lending są zbliżone do tych, jakie obowiązują przy sprzedaży czy zakupie towarów na aukcjach internetowych. Gdy już znajdziemy odpowiednią ofertę osoby, która dysponuje nadmiarem gotówki i zechce się z nami podzielić, będziemy mogli się z nią umówić na odpowiednie oprocentowanie i termin spłaty.”, czytamy.
„Same serwisy, jako pośrednicy, mają z kolei zarabiać na prowizjach. W Monetto.pl wyniesie ona około 0,5 – 1 proc. od kwoty wskazanej w umowie i będzie uzależniona od wiarygodności pożyczkobiorcy (im więcej spłaconych pożyczek, tym wyższa wiarygodność i niższa prowizja). Poza tym Monetto, jako jedyny, będzie umożliwiał pożyczenie aż 100 tys. zł, pozostali – znacznie mniej. 0,5 proc., ale wyłącznie od pożyczkobiorcy, pobiera Kokos.pl. Jedynie w Finansowo.pl można pożyczać zupełnie za darmo. Pożyczkobiorcy zawsze muszą natomiast zapłacić 2 proc. podatku od czynności cywilnoprawnych, a pożyczający – 19-proc. podatek od odsetek.”, informuje dziennik.
Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl, jest jednak sceptyczny co do suksesu polskich social lending. Przypomina, że nawet działające dłużej zachodnie pierwowzory cieszą się względnie niedużym zainteresowaniem. „- Polacy są wciąż nieufni wobec takich form. Rozwiązania oferowane przez polskie serwisy wymagają zbyt wiele zaangażowania od internautów, choćby konieczność rozliczania podatku, w stosunku do efektów, czyli małych zarobków” – mówi Michał Macierzyński.
Więcej na ten temat w „Gazecie Prawnej”.