Polacy, nic się nie stało?

 

W sobotnie wieczór Reprezentacja Polski przegrała z Czechami 0:1 i nie zagra w ćwierćfinale Euro 2012. Po całkiem niezłej pierwszej połowie, przyszła fatalna druga, którą zdominowali nasi rywale. W 72 minucie prysły nasze marzenia i sen o potędze. Media, jeszcze przed końcowym gwizdkiem rozpoczęły podsumowania i szukania winnych. Jak zatem wygląda dla nas bilans Euro 2012?

Wydatki inwestycyjne związane z imprezą sięgnęły ponad 100 miliardów złotych. Najwięcej środków pochłonęła budowa dróg, aż 64,7 miliardów złotych. 16 miliardów złotych kosztowała nas modernizacja infrastruktury kolejowej a kolejne 20 przeznaczaliśmy na budowę i remont stadionów. Stadion Narodowy w Warszawie, stadiony we Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku, odcinki autostrad A1 Grudziądz – Toruń, A2 Świecko – Nowy Tomyśl, obwodnica Wrocławia, autostrada A4 Kraków – Krzyżowa, A1 Toruń – Stryków oraz A2 Stryków – Konotopa, rozbudowa portów lotniczych w czterech miastach gospodarzach to tylko nieliczne z prowadzonych przed rozgrywkami prac.

Ekonomiści nie są zgodni, co do korzyści, jakie dzięki Euro ma wygenerować Polska gospodarka. Z jednej strony rząd udowadnia, że do 2020 roku zyskamy ponad 115 miliardów złotych, z drugiej strony bardzo często pojawiają się głosy, takie jak ten z Instytutu Globalizacji mówiące, iż bilans naszego kraju Euro 2012 będzie ujemny, gdyż dodatkowe wpływy na poziomie szacowanym między 200 milionami złotych a miliardem złotych nie pozwolą na dodatnią stopę zwrotu z te inwestycji.

Czy zatem na zyskaliśmy na Euro? Zdecydowanie tak. Po pierwsze, drogi, dworce, lotniska czy linie kolejowe i tak musielibyśmy kiedyś wybudować lub wyremontować, więc nie powinniśmy tych wydatków rozpatrywać w kategorii krótkoterminowego rachunku ekonomicznego. Po drugie i chyba najważniejsze, w Euro 2012 jest coś, co wymyka się klasycznej ocenie projektów inwestycyjnych i nie jest kwantyfikowalne. To coś, to otwartość umysłu, poczucie europejskości, brak kompleksów. Euro bowiem wygraliśmy jako kraj – organizacyjnie.

Od pierwszego gwizdka na meczu otwarcia udowadnialiśmy, udowadniamy, i do końca meczu finałowego w Kijowie zapewne będziemy udowadniać, że potrafimy się bawić i wspierać innych, pozbywając się w ten sposób naszych narodowych kompleksów. Widząc, jak we Wrocławiu po porażce naszej drużyny narodowej polscy kibice świętowali z czeskimi, jak na warszawskim Krakowskim Przedmieściu owacyjnie witano wracających ze Stadionu Narodowego Greków, w jaki sposób dopingowano w Gdańsku i Poznaniu drużyny Hiszpanów, Irlandczyków, Włochów i Chorwatów, można śmiało stwierdzić, że przestaliśmy się czuć „zaściankiem Europy”. Na duże brawa zasługuje też polska reprezentacja piłkarska, której, mimo przegranej z Czechami udała się najtrudniejsza rzecz – w niedzielne popołudnie, w warszawskiej strefie kibica, Błaszczykowski i spółka stanęli przed kibicami z podniesioną głową i powiedzieli „dziękuje”. Podczas rozgrywek, poza nielicznymi wyjątkami nie widać było przejawów rasizmu, warcholstwa czy ksenofobii. O świetniej organizacji i atmosferze w Polsce nie omieszkała także wspomnieć prasa zagraniczna. Kulturoznawcy już zaczęli podkreślać, że dzięki Euro narodził się w naszym kraju nowy patriotyzm, który nie bazuje na historycznej dumie i wspomnieniu wielkości. Jego podstawą są nasze dzisiejsze narodowe dokonania, radość z polskości, wiara w siebie i mnóstwo pozytywnej energii wynikającej z otwartości.

Ta pozytywna energia oraz zmiana mentalności, może nie tylko mieć istotne skutki ekonomiczne, ale co dla nas dziś chyba dużo ważniejsze, może stać się dobra bazą do tego, aby w przyszłości nie śpiewać po meczu „Nic się nie stało! Polacy, Nic się nie stało!”

Norbert Duczkowski
Dyrektor Biura Produktów Inwestycyjnych
Getin Noble Bank

Źródło: PR News