Na koniec czerwca w naszych portfelach było już 17,8 mln kart zbliżeniowych – wynika z danych NBP. Chętnie korzystamy z tej formy płatności i kupujemy za coraz niższe kwoty.
Dane banku centralnego pokazują, że Polacy opłacają kartami coraz niższe kwoty zakupów. Średnia wartość pojedynczej transakcji kartowej wynosiła na koniec półrocza 91,7 zł. Tymczasem rok wcześniej było to 98,5 zł, a jeszcze 5 lat temu – 116 zł. Według NBP za taki stan rzeczy odpowiada rosnąca popularność kart zbliżeniowych. Wraz z ich popularyzacją rośnie bowiem skłonność posiadaczy kart do dokonywania nimi płatności za drobne wydatki (do 50 zł), zamiast tradycyjnego płacenia gotówką.
Systematycznie spada też liczba transakcji gotówkowych (np. wypłaty za bankomatów) dokonywanych za pomocą kart płatniczych. Na koniec półrocza transakcje bez użycia gotówki stanowiły już 63,6 proc. ogółu wszystkich dokonanych kartami. Tymczasem jeszcze 5 lat temu było to zaledwie 45,7 proc. Niewątpliwie na taki stan rzeczy wpływ ma rosnąca sieć akceptacji kart płatniczych. Na koniec czerwca na rynku działało już 312 terminali POS, czyli blisko 10 proc. więcej niż rok temu.
Polacy lubią zbliżać
Rosnącą popularność transakcji zbliżeniowych potwierdzają też dane organizacji Visa. Wynika z nich, że Polska jest krajem o największej liczbie i wartości płatności zbliżeniowych dokonanych za pomocą kart z logo tej organizacji. Polska jest w Europie krajem o największym nasyceniu terminalami zbliżeniowymi w stosunku do liczby wszystkich zainstalowanych terminali.
Visa podaje, że do końca lipca polskie banki wydały już 10,1 mln kart zbliżeniowych z jej logo (na 17,8 mln kart zbliżeniowych ogółem). Jest to wzrost o 50 proc. w stosunku do danych sprzed roku. Pod względem liczby kart Visa z funkcją zbliżeniową Polskę wyprzedza jedynie Wlk. Brytania (29,8 mln), na trzecim miejscu są Francuzi (8,3 mln), dalej Turcy (6,3 mln), Hiszpanie (4 mln) oraz Słowacy (1,6 mln).
Nie taki diabeł straszny
Razem z rosnącą popularnością kart zbliżeniowych cyklicznie pojawiają się informacje o zagrożeniach związanych z tą formą płatności. Jednym z popularnych zarzutów jest scenariusz, w którym hakerzy ze specjalnymi urządzeniami skanują w tramwajach portfele i odczytują dane z kart. Analiza Komisji Nadzoru Finansowego wskazuje jednak, że w ten sposób można odczytaj jedynie numer i datę ważności karty. Z tymi danymi nie da się wiele zrobić, bo do transakcji internetowych wymagany jest kod CVV2. Jeśli sklep nie wymaga kodu, to nie spełnia wymogów organizacji płatniczych.
Komisja obaliła też inny mit powielany przez media , tzw. atak przekaźnikowy. Polega on na tym, że jedna osoba skanuje portfel posiadacza karty, przesyła dane do drugiej osoby, która w tym samym momencie dokonuje transakcji. Jest to teoretycznie możliwe w warunkach laboratoryjnych, gdzie nie ma żadnych zakłóceń. Jednak cała komunikacja musiałaby się zamknąć w 500 milisekundach, co jest praktycznie niewykonalne. Złodzieje musieliby się zgrać idealnie w czasie, a osoba przy czytniku ma tylko chwilę na dokonanie transakcji.
Są jednak realne zagrożenia
Z kartami zbliżeniowymi wiążą się jednak inne, realne zagrożenia. Osoba, która znajdzie zgubioną kartę zbliżeniową, może za jej pomocą dokonać kilku transakcji bez podania kodu PIN. W teorii nie więcej niż pięć, po 50 zł każda, bo później karta zapyta o PIN. W praktyce różnie z tym bywa, bo banki podwyższają liczniki. Drugie realne zagrożenie to wejście w niedozwolony debet. Nie wszystkie karty zbliżeniowe komunikują się bowiem w czasie rzeczywistym z kontem bankowym. Może się więc okazać, że wydamy więcej niż mieliśmy na koncie, a bank naliczy za to karne odsetki.
Nagonka na karty zbliżeniowe nie ma jednak realnego pokrycia w faktach. Skala zjawiska występowania nieautoryzowanych transakcji dokonywanych w trybie zbliżeniowym jest znikoma (liczona w promilach). Większość banków poinformowała, że odnotowała nie więcej niż 100 reklamacji dotyczących tego typu transakcji od momentu wprowadzenia kart zbliżeniowych do oferty. Tymczasem najwięcej fraudów wykonywanych jest w transakcjach telefonicznych i internetowych, za pomocą kart zwykłych – sfałszowanych i skradzionych.
Wojciech Boczoń
Analityk Bankier.pl