Polacy żyją oszczędniej i mniej wydają na zakupy

Sprzedaż detaliczna w lutym spadła o 1,6 proc. w porównaniu do ubiegłego roku – podał wczoraj GUS. Oznacza to, że przeciętny Polak mocno zacisnął pasa: jeszcze kilka miesięcy temu sprzedaż rosła w tempie kilkunastu, bywało, że nawet 25 proc. rocznie. Co ciekawe, najbardziej ograniczyli swoje apetyty konsumenckie mieszkańcy dużych miast, np. w Warszawie sprzedaż w sklepach i punktach usługowych spadła aż o 7,9 proc.

A wszystko dlatego, że przeciętny Polak coraz bardziej odczuwa kryzys. Jeszcze niedawno dla wielu z nas informacje o tym, że drastycznie załamał się eksport , a w ślad za tym siadła produkcja przemysłowa, brzmiały jak coś bardzo odległego. Teraz dotarło do nas, że mniejsza produkcja i coraz większe kłopoty firm z uzyskaniem kredytów przekładają się na sytuację przeciętnego Kowalskiego. Coraz więcej firm w poszukiwaniu oszczędności tnie zatrudnienie, zmniejsza wynagrodzenia.

Ale niestety, zdaniem ekspertów, w kolejnych miesiącach będziemy trzymać węża w kieszeni. Pogarszająca się sytuacja na rynku pracy jeszcze co najmniej kilka miesięcy będzie oddziaływać na sprzedaż, zwłaszcza samochodów, agd., mebli.
– Także obroty sklepów w galeriach handlowch mogą w tym roku spaść nawet o 10 proc. – mówi Piotr Kaszyński, dyrektor działu najmu powierzchni handlowych z firmy Cushman & Wakefield.

Wszystko dlatego, że nastroje konsumenckie wciąż się pogarszają.
Obecnie są one na poziomie najgorszym od 2004 r. – podał wczoraj GUS. Także z sondaży firmy IPSOS wynika, że w marcu wskaźnik skłonności do zakupów nadal spadał.

Duzi odczują mniej

Kryzys najbardziej uderzy w małe, niezrzeszone sklepy.

– Należy spodziewać się bankructw i przejęć mniejszych, słabszych sieci przez większych graczy – mówi Wojciech Matysiak, główny specjalista ds. analiz makroekonomicznych BGŻ. Już w ubiegłym roku liczba tradycyjnych, osiedlowych sklepików spadła o 10 proc., do ok. 59 tys.

– W tym samym czasie liczba sklepów dyskontowych wzrosła o 15 proc., a hipermarketów o 9 proc. – policzyła firma badawcza Nielsen.

I to właśnie dyskonty i hipermarkety będą beneficjentami kryzysu – oceniają zgodnie eksperci. Także dzięki temu, że wielkie sieci zaczęły się przygotowywać do kryzysu na długo przed tym, zanim dotarł on do Polski. Obserwując to, co dzieje się na zachodzie Europy, gdzie recesja rozpoczęła się już ponad pół roku temu, Tesco, Biedronka, Carrefour czy Real już od miesięcy negocjują z producentami, zmuszając ich do obniżania cen.

Zauważyłeś puste półki w Tesco czy Carrefourze? Nie znalazłeś swojej ulubionej herbaty? To efekt uboczny tego, że sieć handlowa oszczędza, starając się jak najmniej towarów trzymać na półkach w magazynie: jeśli klienci kupią danego dnia więcej niż zwykle, to przejściowo mogą pojawić się braki na półkach. Wielkie sieci tną także koszty swojej działalności, wstrzymując nabór pracowników, redukując liczbę towarów w ofercie czy zastępując marki znanych producentów wyrobami swoich marek.

Wierzą w wybór Polaków

Jednak handlowcy nie ustają w walce o klienta. Właściciel sieci Żabka, czeski fundusz Penta Invest, wierzy, że kryzys w Polsce nie będzie głęboki, a także, że Polacy szybko zorientują się, że tania żywność nie zawsze oznacza dobrą jakość. Wczoraj poinformował, że w ciągu najbliższych dwóch lat otworzy w Polsce sieć 65 delikatesowych sklepików pod nazwą Freshmarket. Przyciągać będą bogatym wyborem towarów wysokiej jakości po przystępnych cenach.

Atutem mają być stoiska ze świeżymi warzywami i owocami, a także część kawiarniana, która oferować będzie świeżo parzoną kawę oraz drobne przekąski.

Mimo kryzysu na powodzenie liczy też Tabak Group, do tej pory specjalizujący się w dystrybucji wyrobów tytoniowych. Za kilka tygodni otworzy w Kaliszu pierwszy sklep pod marką F1, w którym będzie można robić zakupy, nie wychodząc z samochodu. Do końca roku podobne sklepy powstaną m.in. w Gdańsku, Szczecinie, Toruniu, Poznaniu, Wrocławiu, Lublinie i Warszawie.

Joanna Pieńczykowska