Polak na wojennej ścieżce

Rozpoczyna się sezon sprzedaży wyjazdów wakacyjnych na tegoroczny sezon. Teoretycznie egzotyczne wakacje są dostępne dla każdego pracującego Polaka. Jeśli nie może ich wykupić, to z pewnością znajdzie się instytucja, która mu takie wakacje skredytuje. Tylko, że… taki kredyt może się okazać niczym więcej, niż sprytną pułapką. Na klienta.

„W dobie ograniczonych możliwości przyznawania kredytów przez banki, oferujemy preferencyjnie oprocentowaną pożyczkę przyznawaną w oparciu o szybkie i nieskomplikowane procedury” – w taki sposób reklamuje się dzisiaj niemal każde biuro podróży organizujące wycieczki i wczasy pod palmą. A jeśli klient nie ufa pożyczkom udzielanym przez biura podróży zawsze może spróbować sił w najbliższym banku detalicznym. Tu także będzie kuszony niemal gwarantowanym wsparciem finansowym wyjazdu. Wyjazdu, który może (choć nie musi) na zawsze wyleczyć go z wakacyjnych wojaży.

W chwilach recesji klienci sektora bankowego, milionowa rzesza kredytobiorców i miłośników podróży na wielbłądach zapominają, że powinni do swojej sytuacji materialnej podchodzić trochę jak spółka giełdowa, która zanim wyda pieniądze z kredytu, piętnaście razy dokładnie obejrzy każdą złotówkę. I wcale nie wyda jej na zbytki – wprost przeciwnie, będzie się starała ją zainwestować, po to, aby zwróciła się po kilku latach. Managerowie mają nawet specjalne algorytmy, które pozwalają im policzyć stopy zwrotu z inwestycji – własnych i opłaconych bankowymi kredytami.
Pozostaje pytanie, czy z punktu widzenia domowego budżetu wakacje pod palmami mogą być traktowane, jak inwestycja? Mogą, choć nie powinny. Przynajmniej dopóty, dopóki klienci będą płacić za wyjazd z góry przynajmniej część jego ceny.

Kraje, które są obecnie reklamowane na plakatach biur podróży (i w bankach współpracujących z tymi biurami), jeżeli właśnie nie przechodzą poważnego kryzysu (tak jak obecnie Tunezja) w najbliższym półroczu taki kryzys może czekać. I nie chodzi wcale o polityczną przepychankę obojętną dla gości zza granicy, lecz o protesty z udziałem policji, wojska i sił specjalnych kraju.
Nie przez przypadek ostatnie podróże Polaków przerywane są przymusową ewakuacją i opieką lokalnych ambasad RP. Jeżeli nie trafiają w czas wojennej ruchawki, to spotyka ich klęska żywiołowa, która w tajemniczy sposób ominęła Brytyjczyków, czy Amerykanów.

W kredytach wakacyjnych i wyjazdach naszych rodaków do ciepłych krajów nie ma żadnej magii. Ich burzliwy dla klientów–kredytobiorców przebieg jest sumą oszczędności biur podróży, chciwości biur i banków oraz naiwnością klientów, którzy łapią się na okazyjne i niedrogie wyjazdy  w miejsca, do których Europa Zachodnia przestaje zaglądać w związku ze spodziewanymi niepokojami społecznymi. Analizy dotyczące możliwych niepokojów nie są tajne i właściwie każdy ma do nich dostęp. Problem w tym, że biura podróży i banki kredytujące wyjazdy nie są zainteresowane ich nagłaśnianiem. Wprost przeciwnie – starają się trochę żerować na naiwności klientów. Bo wakacje może i będą nieudane – ale produkt (kredyt) i usługa (wyjazd) zostały sprzedane i trzeba za nie zapłacić. A za zdarzenia losowe banki i biura nie odpowiadają – o czym informują w każdej umowie z klientem.

Źródło: Gazeta Bankowa