Polską gospodarkę czeka ciężki rok

Polska wchodzi w drugą dekadę XXI wieku z olbrzymimi oczekiwaniami. Utrzymanie wzrostu gospodarczego mimo kryzysowej zawieruchy jest sukcesem, rozbudzającym apetyt na więcej. Gospodarce może jednak zaszkodzić pogarszająca się kondycja finansów publicznych.

Podczas światowej zawieruchy Polska zdołała uniknąć spadku produktu krajowego brutto. Ten niewątpliwy sukces został potwierdzony niemalże najwyższym tempem wzrostu w Unii Europejskiej od rozpoczęcia pokryzysowego ożywienia. Polska weszła w kolejne dziesięciolecie jako kraj stabilny gospodarczo, lecz niepozbawiony własnych problemów. Rozpoczęty właśnie rok będzie niezwykle ważny dla polskiej gospodarki.

Finanse publiczne w centrum uwagi

Sytuacja państwowych finansów jest odległa od zadowalającej. Chociaż statystyki długu publicznego nie są tak złe jak w innych krajach Unii Europejskiej, to rząd powinien mieć się na baczności. Irlandia również nie wypadała kiepsko na tle krajów strefy euro. Jeszcze w 2007 roku dług publiczny Zielonej Wyspy wynosił zaledwie 25 proc. produktu krajowego brutto. Pęknięcie bańki na rynku nieruchomości wystarczyło, aby w ciągu niespełna czterech lat pogrążyć system bankowy i doprowadzić do bankructwa państwa. W Polsce deficyt finansów publicznych za 2010 rok będzie bliski 8,5 proc. produktu krajowego brutto. Dotychczas ministerstwo finansów szacowało, że nie przekroczy 8 proc.

Polski rząd ma świadomość zagrożenia. Z tego powodu podniósł podatki pośrednie i znacjonalizował składki do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Jednakże te kroki nie tylko nie przyniosą ulgi polskiemu budżetowi, lecz przyczynią się do ograniczenia wpływów do państwowej kasy. Podniesienie obciążeń podatkowych zwykle spycha część transakcji do szarej strefy. Konsumenci zmuszeni do płacenia większych danin ograniczają konsumpcję i mniej oszczędzają, co źle wpływa na wzrost gospodarczy. Zmniejszenie ilości pieniędzy, jakimi dysponują OFE, wpłynie negatywnie na postawę Giełdy Papierów Wartościowych. Część inwestorów, zniechęcona niższymi wycenami spółek, zmniejszy zaangażowanie na warszawskim parkiecie, co przyczyni się do spadku transferu kapitału do polskich firm. W ten sposób ogólna wielkość oszczędności i inwestycji w naszym kraju ulegnie znacznej redukcji. Strumień pieniędzy zamiast do przedsiębiorstw powędruje do emerytów, czyli zostanie po prostu skonsumowany.

Rząd mami też społeczeństwo wyższą pensją minimalną. Można się domyślać, że planuje w ten sposób zapewnić dodatkowe wpływy do budżetu. Zamiast tego powinien jednak redukować wielkość „klina podatkowego”, czyli różnicy między parapodatkowymi kosztami zatrudnienia pracownika a jego wynagrodzeniem netto. Wzrost wynagrodzenia brutto oznacza bowiem konieczność zapłacenia wyższych podatków i składek z tego tytułu. Polskie władze nie liczą się z ewentualnym ograniczeniem zatrudnienia jako konsekwencją pogłębienia sztywności polskiego rynku pracy.

Posunięcia rządu z końca minionego roku charakteryzuje rażąca krótkowzroczność. Władze, przygotowując się do kolejnych wyborów, nie są skłonne do podjęcia rzeczywistego wysiłku reformatorskiego. Brak redukcji wydatków, wzrost obciążeń podatkowych oraz konsumpcja oszczędności w przyszłości negatywnie wpłyną na dochody budżetu. Pierwsze konsekwencje błędnych posunięć budżet odczuje już w tym roku. Jednakże optymizm rządzących jest bardzo silny. Minister finansów Jacek Rostowski spodziewa się, że w przyszłym roku deficyt przekroczy nieznacznie 6 proc. produktu krajowego brutto.

Inflacja i stopy procentowe

Inflacja w Polsce, rosnąc do blisko trzech procent, osiągnęła niepokojący poziom. Gdyby tempo wzrostu cen utrzymywało się, oznaczałoby to podwojenie cen co każde dwadzieścia lat. W ten sposób niweczy się wysiłki ludzi, którzy oszczędzają z myślą o zabezpieczeniu emerytalnym. W świetle reformy systemu emerytalnego i ostatnich posunięć polskich władz rząd – w trosce o przyszłych emerytów – powinien przykładać większą wagę do ograniczenia wzrostu cen. Najlepszą drogą w tym kierunku jest redukcja długu publicznego.

Jednakże nic nie wskazuje na to, aby tempo wzrostu cen zostało zahamowane. Podaż pieniądza w Polsce rośnie w tempie sięgającym 10 proc. rocznie. W dodatku światowe banki centralne, na czele z Rezerwą Federalną, prowadzą skrajnie luźną politykę monetarną. Skutkuje to znacznym wzrostem cen surowców przemysłowych i płodów rolnych. Narastająca presja kosztowa zmusi przedsiębiorstwa do podniesienia cen produktów lub zakończenia działalności. Ponadto polskie firmy ponadto będą zmagały się z wyższymi stawkami podatku VAT oraz podwyższoną pensją minimalną.

Zapewne w pierwszej połowie roku inflacja zmusi Radę Polityki Pieniężnej do podniesienia stóp procentowych. O nieuchronnie zbliżającej się podwyżce ceny pieniądza mówiła pod koniec ubiegłego roku Zyta Gilowska. W ocenie byłej minister finansów era niskich stóp procentowych w naszym kraju kończy się. Wzrost ceny pieniądza w głównej mierze uderzy w gospodarstwa domowe, finansujące zakupy nieruchomości kredytem hipotecznym. Ze względu na wzrost obciążenia z tytułu rat kredytowych decyzja RPP doprowadzi do ograniczenia konsumpcji w kraju, a tym samym osłabi najważniejszy czynnik odpowiadający na wzrost produktu krajowego brutto. Jednocześnie z rynku nieruchomości zostaną odstraszeni potencjalni nabywcy, którzy nie będą mogli pozwolić sobie na zakup nieruchomości przy stosunkowo wysokiej stopie procentowej.

Przedsiębiorstwa unikają zadłużenia

Gospodarstwa domowe chętnie zaciągają nowe kredyty. Największy udział w zadłużeniu mają kredyty hipoteczne. Według raportu AMRON–SARFiN, w trzecim kwartale 2010 roku ich wartość sięgnęła 247,5 mld złotych, co stanowi ponad 62 proc. całkowitego zadłużenia. Taka sytuacja koresponduje z trendem obserwowanym w branży nieruchomości, która po przejściowym spowolnieniu rozwija się w wysokim tempie. Obecny trend powinien zostać utrzymany do czasu znaczącego podwyższenia stóp procentowych.

Natomiast od połowy 2009 roku swojego zadłużenia nie zwiększają przedsiębiorstwa. Firmy nie były skłonne inwestować. Dopiero w trzecim kwartale 2010 roku nakłady na wyposażenie kapitałowe odzyskały dodatnią dynamikę. Jednocześnie ogólne zadłużenie przedsiębiorstw nie wzrosło, co oznacza, że inwestycje są w przeważającej części finansowane z zatrzymanego zysku lub z kapitału pozyskanego w innej formie niż kredyt. Inwestycje prowadzone w ten sposób charakteryzuje większa stabilność od inwestycji finansowanych ekspansją kredytową. Z tego powodu polskie przedsiębiorstwa nie odczują dotkliwego wzrostu obciążenia z powodu przewidywanej podwyżki stóp procentowych. Nie dotyczy to jednak firm działających w sektorze nieruchomości i budownictwa mieszkaniowego, finansowanych kredytem pochodzącym od gospodarstw domowych.

Zadłużenie przedsiębiorstw i gospodarstw domowych w latach 2005-2010 (dane miesięczne w mld zł)
Źródło: Narodowy Bank Polski

Branża budowlana obawia się najgorszego

Perspektywy szeroko pojętego sektora budowlanego nie są obiecujące. Ze względu na coraz gorszą sytuację budżetu rząd szuka głębszych oszczędności. Koniec roku przyniósł informację o rezygnacji planów z budowy około tysiąca kilometrów autostrad i dróg ekspresowych. Brak zleceń w ramach inwestycji drogowych i infrastrukturalnych będzie ciosem dla wielu firm budowlanych. Część przedsiębiorstw poczyniła inwestycje w celu przygotowania się do kolejnych przetargów. Teraz okazuje się, że te wydatki były bezcelowe.

Kolejnym zmartwieniem przedsiębiorstw budowlanych jest nieuchronnie zbliżający się koniec przygotowań do Euro 2012. Zakończenie budowy stadionów jest planowane na pierwszą połowę roku. Firmy kończące pracę na arenach piłkarskich będą potrzebować nowych zleceń, aby zagwarantować zatrudnienie pracownikom oraz kontynuować działalność. Jednakże w związku z drastycznym ograniczeniem wydatków rządowych na infrastrukturę przedsiębiorstwa będą miały trudności ze znalezieniem nowego zajęcia. Według raportu KPMG, 37 proc. firm ma mniej zamówień niż w minionym roku. W dodatku wiele firm doświadcza spadku rentowności inwestycji, a niektóre akceptują ujemne marże tylko po to, aby kontynuować działalność.

Równie niepokojąco wygląda sytuacja na rynku nieruchomości mieszkaniowych. Kolejne rekomendacje Komisji Nadzoru Finansowego zmuszają banki do większej ostrożności przy udzielaniu kredytów hipotecznych. W dodatku rząd wprowadził modyfikacje programu „Rodzina na swoim”, ograniczające dostęp do dotacji. W konsekwencji można spodziewać się spadku liczby udzielanych kredytów oraz mniejszego popytu na rynku. Niższe ceny domów dodatkowo zmniejszą atrakcyjność inwestycji w branży i przyczynią się do stłumienia ożywienia w branży.

Poziom bezrobocia powinien być stabilny

Wysokie tempo wzrostu polskiej gospodarki zostanie osłabione w konsekwencji posunięć rządu. Nowe podatki, skonsumowanie znaczących oszczędności z OFE oraz wzrost pensji minimalnej będą szkodliwe dla ożywienia. Jednak nie należy spodziewać się znacznego wzrostu poziomu bezrobocia.

W nadchodzących kwartałach będzie można obserwować zmianę struktury zatrudnienia w naszym kraju. Ze względu na osłabienie ożywienia w branży budowlanej należy tu oczekiwać redukcji etatów. Zatrudnienie w budownictwie rosło nieustannie od początku 2007 roku, odzwierciedlając dynamiczną ekspansję branży. W sektorze budowlanym i obsłudze rynku nieruchomości pracuje ponad pół miliona ludzi. W momencie znacznego pogorszenia koniunktury pracownicy firm budowlanych zostaną pozbawieni zatrudnienia, co uderzy w podstawę wzrostu polskiego produktu krajowego brutto, czyli konsumpcję. Ze względu na nienajlepsze perspektywy polskiej branży budowlanej przyszłość pracowników zatrudnionych w tych sektorach jest najbardziej zagrożona.

Przeciętne zatrudnienie w budownictwie w latach 2007-2010 (dane kwartalne w tysiącach)
Źródło: Główny Urząd Statystyczny

Jednocześnie branża przemysłowa będzie generować nowe miejsca pracy. Jest to związane z umocnieniem ożywienia w Niemczech. Najwięcej miejsc pracy powinny zatem tworzyć przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją na potrzeby naszych zachodnich sąsiadów. Spore znaczenie będzie miało otwarcie rynku pracy w Austrii i Niemczech. Polscy pracownicy charakteryzują się dużą mobilnością i są skłonni poszukiwać pracy za granicą. Złagodzi to negatywne napięcia związane z redukcją zatrudnienia w budownictwie i pozwoli na utrzymanie stopy bezrobocia na stosunkowo stabilnym poziomie.

Polską gospodarkę czeka ciężki rok

Głównym zagrożeniem dla wzrostu gospodarczego są posunięcia rządu, ukierunkowane na poprawę kondycji polskiego budżetu. Duża niepewność wiąże się z kondycją polskiego budownictwa i rynku mieszkaniowego. Z jednej strony rząd zmniejszy zapotrzebowanie na usługi przedsiębiorstw budowlanych, z drugiej zaś spodziewana podwyżka stóp procentowych oraz zmiana warunków programu „Rodzina na swoim” osłabią popyt na nieruchomości. Przedsiębiorstwa z branży budowlanej będą miały trudności ze znajdowaniem nowych zleceń i zostaną zmuszone do redukcji zatrudnienia.

Z kolei wzrost gospodarczy będzie wspierany przez przedsiębiorstwa przemysłowe produkujące na potrzeby zagranicy. Nadzieje na utrzymanie wzrostu gospodarczego w dłuższej perspektywie daje fakt, że firmy nie zwiększają swojego zadłużenia. Dlatego są odporne na ryzyko związane z radykalnym wzrostem kosztu obsługi zadłużenia.

Polska w nowym roku utrzyma stosunkowo wysokie tempo wzrostu gospodarczego. Jednak będzie ono wciąż utrzymywać niepożądaną strukturę. Wzrost będzie w głównej mierze napędzany przez konsumpcję oraz wydatki rządowe. Taka struktura wzrostu nie zmniejsza jednak dystansu, jaki dzieli nasz kraj od najbardziej zaawansowanych gospodarek świata.

Piotr Lonczak

Źródło: Bankier.pl