Polskie firmy próbują wyjść z dołka

Wielu polskich przedsiębiorców nadal odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. Świadczy o tym wzrost liczby upadłości polskich przedsiębiorstw. W pierwszym półroczu 2010 r. zbankrutowało o 8% więcej firm niż w tym samym okresie rok wcześniej. Liczba upadłości może rosnąć nawet do końca 2010 roku. Prowadząc firmę trzeba więc koniecznie szukać informacji o przyszłych kontrahentach i partnerach biznesowych. Pozwoli to na uniknięcie współpracy z  bankrutem i zawarcia umowy, która nie zostanie dotrzymana. Jednym z najlepszych źródeł wiedzy o potencjalnych kontrahentach są biura informacji gospodarczej.

Skala bankructw od początku 2009 roku stale rośnie. W raporcie o upadłościach Coface Poland podaje, że w I półroczu 2010 roku sądy ogłosiły upadłość 335 polskich firm. To o 8,4 proc. więcej niż w tym samym okresie 2009 roku. Jest zatem wielce prawdopodobne, że w 2010 roku liczba upadłości przekroczy wynik z roku poprzedniego. Balast zaległości finansowych narosłych w ciągu 2009 r. będzie bowiem nadal obciążać wiele firm. Dlatego nie będą one w stanie szybko odbudować swojej pozycji rynkowej.

– Zobowiązania, które powstały w 2009 roku wciąż stanowią zagrożenie dla stabilności finansowej wielu przedsiębiorstw – mówiUrszula Okarma, prezes Rejestru Dłużników ERIF BIG S.A. – Część firm, które dotychczas nie miały specjalnych problemów z utrzymaniem się na rynku teraz może ugiąć się pod ciężarem narosłych zaległości. W konsekwencji część przedsiębiorstw może zniknąć z rynku – dodaje prezes Okarma.

Ogłoszenie przez firmę upadłości to bardzo zła wiadomość nie tylko dla niej samej, ale także dla jej rynkowego otoczenia – dla kontrahentów, partnerów biznesowych, dla klientów. Bankructwo kontrahenta oznacza np. brak zapłaty za wykonane usługi lub brak możliwości odebrania opłaconego już towaru. Wpływ złej sytuacji finansowej jednego kontrahenta na cały rynek dobrze obrazują przypadki z rynku nieruchomości. Gdy upadłość ogłosi deweloper, z utratą pieniędzy muszą liczyć się klienci. Nie odzyskają oni bowiem środków wpłaconych na zakup budowanych mieszkań czy domów. Druga poszkodowana grupa to dostawcy i podwykonawcy usług. Zwykle nie otrzymają oni zapłaty za dostarczone produkty i wykonane już prace. Majątek bankruta zostanie oczywiście sprzedany. Zdobyte w ten sposób pieniądze otrzymają wierzyciele (kontrahenci i klienci). Odzyskane kwoty są jednak zwykle dużo niższe niż wartość długu bankruta. Nie da się więc wszystkim zwrócić należnych pieniędzy.

Można i warto zabezpieczyć się przed sytuacjami, które mogą doprowadzić do utraty płynności finansowej.Jednym ze sposobów jest skrupulatne sprawdzanie rzetelności płatniczej kontrahentów. Z pomocą przychodzą biura informacji gospodarczej. To specjalne firmy, które zbierają i udostępniają m.in. informacje o zadłużeniu. Obecność przyszłego kontrahenta lub klienta w rejestrze BIG powinna zapalić lampkę ostrzegawczą. Podjęcie współpracy z taką firmą może się bowiem wiązać z ryzykiem utraty pieniędzy. – Jeśli firma widnieje w BIG-u, to dla nas sygnał, że jej wypłacalność może być ograniczona i że nie płaci już swoich zobowiązań wobec innych uczestników rynku – przestrzega Urszula Okarma.

Z obserwacji Rejestru Dłużników ERIF BIG S.A. wynika, że w ostatnim okresie znacząco rośnie zainteresowanie usługami biur informacji gospodarczej. Za sprawą nowej ustawy regulującej działalność BIG szybko zwiększają się też zasoby danych o dłużnikach. To oznacza, że coraz więcej informacji o nierzetelnych płatnikach jest dostępnych i rośnie tym samym bezpieczeństwo obrotu gospodarczego. Jednak pod warunkiem, że przedsiębiorca korzysta z tego narzędzia. A obecnie jest na wyciągnięcie ręki. – Widać, że przedsiębiorcy wyciągnęli wnioski z kryzysu i szukają informacji o przyszłych kontrahentach. Chcąc uniknąć problemów z płynnością finansową swojej firmy wolą współpracować z podmiotami, które mogą sprawdzić i które rzetelnie płacącą swoje zobowiązania wobec innych – podsumowuje prezes Rejestru Dłużników ERIF.

Źródło: Rejestr Dłużników ERIF BIG S.A.