Poprawa na amerykańskim rynku nieruchomości

W USA rynki akcje nie miały najmniejszej ochoty na pójście w ślady korygujących się giełd europejskich. Pomagały bykom opublikowane dane makro, chociaż raport o inflacji w cenach producenta (PPI) nie miał najmniejszego znaczenia. Odnotujmy jednak, że wzrosła ona mniej niż oczekiwano (0,1 proc. m/m). Jednak inflacja bazowa wzrosła nieco mocniej od prognoz (0,2 proc.).

Zaskakujący był raport o zezwolenia na budowy domów i rozpoczętych budowach. Ilość zezwoleń wzrosła o 3 procent (oczekiwano spadku o 3,9 proc.) i to jeszcze można było zrozumieć. Jednak skok ilości rozpoczętych budów aż o 22,2 proc. był na pozór trudny do wytłumaczenia (oczekiwano spadku o 2,8 proc.). Okazało się, że wynikał z potężnego wzrostu (82 proc.) ilości wielorodzinnych domów (kondominia, apartamenty, kamienice). To wydarzenie jednorazowe wynikające może z pogody, a może z jakichś powodów podatkowych. Ilość rozpoczętych budów nowych domów jednorodzinnych wzrosła tylko o 1,1 proc., ale jednak wzrosła, co niewątpliwie należy uznać za pozytyw. Poza tym, i to jest według mnie najbardziej pozytywne, ilość pozwoleń na budowę domów jednorodzinnych wzrosła o 11 procent, czyli najmocniej od 18 lat. Być może widzimy już pierwsze sygnały stabilizacji na tym rynku.

Byki na rynku akcji wykorzystały prezent, którym były dane makro I od początku sesji pchały indeksy na północ. Co prawda po poniedziałkowej sesji Alcoa poinformowała, że obniża dywidendę o 82 procent, a przed wtorkową Bank of America obniżył rekomendację dla Morgan Stanley, ale niespecjalnie szkodziło to szerokiemu rynkowi. Poza tym napływały też dobre informacje. Przed sesją analityk JP Morgan powiedział, że rynek komputerów PC był oceniany zbyt pesymistycznie, czym pomógł indeksowi NASDAQ. Ten zresztą w poniedziałek mocno spadł, więc miał co odrabiać. Pomagało też przeniesienie przez Goldman Sachs na listę „kupuj” akcji Cisco. Drożały też akcje spółek związanych z rynkiem budowy i wyposażenie domów (między innymi Home Depot). Indeksy w górę pchały też spółki sektora paliwowego. Nawet opinia czołowej analityczki Meredith Whitney, która ostrzegała, że prognozy banków są mało wiarogodne tylko na chwilę schłodziła sektor finansowy.

Indeksy od początku sesji i praktycznie bez przerwy rosły. Pozostawało czekać, czy indeksowi S&P 500 uda się pokonać poziom, spod którego w poniedziałek się odbił. Nie przez przypadek był to dokładnie poziom linii szyi dwunastoletniego podwójnego szczytu. Nie do końca się udało, ale indeks (po wzroście o ponad trzy procent) nieznacznie naruszył ten poziom. NASDAQ wzrósł o prawie 4 procent (odrabiał poniedziałkowe straty). Rynek jest w niezwykle „byczych” nastrojach i nie można wykluczyć, że niedługo będzie testował linię czteromiesięcznego trendu spadkowego.

GPW we wtorek kolejny raz poszła śladem innych giełd europejskich. Indeksy spadały, a WIG20 tracił chwilami blisko 1,5 proc. Nie było to jednak nic nadzwyczajnego i wszyscy wiedzieli, że sytuacja może się błyskawicznie zmienić. Rzeczywiście, wystarczyła publikacja indeksu niemieckiego instytutu ZEW, żeby WIG20 znacznie zmniejszył skalę spadku, ale potem, naśladując inne giełdy europejskie znowu wrócił w okolice sesyjnego minimum. Nawet bardzo dobre zachowanie rynków w USA nie pomogło indeksom. WIG20 spadł o 2,1 procent i gdyby nie fixing to strata byłaby o dodatkowe 10 pkt. większa. Najgorsze było to, że znacznie wzrósł obrót. Wyglądało to tak jakby rynek już się szykował do piątkowego wygasanie marcowej linii kontraktów. Jeśli rzeczywiście tak jest to możemy nadal spodziewać się bardzo dziwnych ruchów indeksów (chociaż niekoniecznie spadków).

Dzisiaj dowiemy się, jaka była w lutym w Polsce dynamika produkcji (i jej ceny, ale to dane bez znaczenia). Jak zwykle nie oczekuję tego, żeby dane wpłynęły na zachowanie rynków, ale oczywiście trzeba na nie zwrócić uwagę, bo w dłuższym okresie na cenach akcji mogą ważyć. W zeszłym tygodniu Ministerstwo Gospodarki prognozowało, że dynamika produkcji spadła o 10 proc. Konsensu rynkowy mówi o spadku o 16,6 proc. Jeśli MG się nie myli to rynek uzna, że dane są całkiem niezłe. Gdyby były wyraźnie gorsze od konsensusu to trzeba będzie szykować się na recesją również w Polsce. Niewykluczone, że na publikację bardzo złych danych (ponad 20 proc. spadku) waluty i akcje zareagowałyby negatywnie. Wydaje się jednak prawie pewne, że kierunek kursów walut ustali dopiero reakcja rynków na komunikat FOMC.
 
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi