Popyt inwestycyjny – kluczowy na rynku złota

Od 6 września, kiedy to cena złota osiągnęło historyczny rekord, notowania żółtego kruszcu osunęły się o około 15%. Czy jest to początek głębszego ruchu notowań kruszcu na południe?

Tydzień temu znany inwestor, Marc Faber, oznajmił, że jego zdziwienia nie wywołałby spadek cen złota nawet o 40%, do okolic 1100 USD. Jednak na razie rynek jest daleki od takiego pesymizmu – cena złota powróciła zaledwie do poziomów z przełomu lipca i sierpnia. Ci inwestorzy, którzy nabyli metal wcześniej, nadal nie wyszliby z transakcji stratni. Na rynku złota utrzymuje się więc trend wzrostowy, trwający nieprzerwanie od października 2008 r. Aby przełamać w dół linię tego trendu, złoto musiałoby potanieć nie o 15%, lecz co najmniej o jedną czwartą, schodząc poniżej 1500 USD za uncję.

Dyskutując o zakresie potencjalnych spadków cen złota, często przywołuje się sytuację z roku 1980. Miał wtedy miejsce gwałtowny spadek cen kruszcu – w ciągu zaledwie dwóch miesięcy notowania spadły o ponad 40%. Podczas gdy w styczniu 1980 r. za uncję złota trzeba było zapłacić nawet 850 USD, to już w marcu notowania zeszły poniżej 500 USD za uncję. Ci, którzy kupowali kruszec na szczycie ówczesnej bańki spekulacyjnej, swoich strat w ujęciu realnym nie odrobili do dziś.

Duży udział kapitału spekulacyjnego na rynku złota wymieniany jest jako główny czynnik ryzyka, mogący przyczynić się do gwałtownych spadków. Faktycznie, popyt inwestycyjny odgrywa niebagatelną rolę na rynku tego kruszcu. W odróżnieniu od innych surowców, popyt na złoto jest w stosunkowo niewielkim stopniu zależny od koniunktury w światowej gospodarce. Jedynie 10-12% globalnego popytu wynika z zastosowania tego kruszcu w przemyśle, w tym w zastosowaniach technologicznych. Jest to dużo niższy odsetek niż w przypadku pozostałych metali. Przemysł i najnowsze technologie pochłaniają aż połowę światowego popytu na srebro, 55% popytu na platynę i aż 95% popytu na miedź. Wprawdzie spora część popytu na żółty kruszec jest generowana przez przemysł jubilerski (według danych World Gold Council, w 2010 r. było to 50%), jednak branża ta jest mniej zależna od sytuacji w światowej gospodarce niż choćby branża budowlana (generująca dużą część popytu na rynku miedzi) czy branża samochodowa (istotna na rynkach platyny i palladu).

O ile branża jubilerska generuje około połowy całkowitego popytu na złoto, popyt inwestycyjny stanowi kolejne 40% (w tym: popyt na złote monety i sztabki to około 30% całkowitego popytu na złoto, a popyt na złoto w postaci jednostek funduszy typu ETF – kolejne 10%). Obecnie inwestorzy odgrywają na rynku złota dużo większą rolę niż jeszcze dekadę temu – w 2001 r. ponad 80% wydobytego złota było wykorzystywane w branży jubilerskiej, niezmiennie 10% popytu generował przemysł, zaś popyt inwestycyjny stanowił jedynie pozostałe 10% – przy czym był to popyt jedynie na sztabki i monety, gdyż pierwszy fundusz typu ETF, SPDR Gold Shares, zaczął być notowany na nowojorskiej giełdzie dopiero w listopadzie 2004 r.

Teza, że duży udział popytu inwestycyjnego na rynku złota może dynamicznie zepchnąć cenę kruszcu w dół, ma uzasadnienie – podmioty, które nie wykorzystują surowca w działalności operacyjnej, mogą się go przecież pozbyć w każdym momencie. Jak się jednak okazuje, wrześniowa korekta cen złota wcale nie szła w parze ze spadkiem popytu inwestycyjnego. Producenci złotych sztabek i monet nadal sygnalizują bardzo duży popyt na swoje produkty. Emocjonalnej wyprzedaży nie poddali się także posiadacze jednostek funduszy ETF – aktywa tych funduszy były we wrześniu stabilne. O ile więc potencjał podaży ze strony inwestorów istnieje, to obecnie mogą oni nie być skłonni do sprzedaży kruszcu. Przedłużająca się nerwowa sytuacja w światowej gospodarce sprawia, że trudno o inwestycyjną alternatywę, która charakteryzowałaby się dużą odpornością na spadek koniunktury.

Źródło: DM BOŚ