Dla pośredników pracuje ponad 6 tys. osób. Dane GUS obejmują jedynie 37 firm pośrednictwa, tymczasem niemal na każdym słupie na przystanku autobusowym znajdziemy ogłoszenie firmy oferującej szybkie pożyczki, bez żyrantów i bez sprawdzania w BIK. Dziennik pisze, że zaciąganie pożyczek w małych i nieznanych firmach jest ryzykowne. Przede wszystkim klient nie ma gwarancji, że otrzyma najkorzystniejszą ofertę. Na dodatek koszty pożyczki pozna dopiero po rozpatrzeniu wniosku. Jeden z przedstawicieli branży zdradza, że zdarzają się pośrednicy, którzy wciskają klientom kredyt, od którego mają wyższą prowizję, bez względu na to, czy jest on korzystny dla klienta. Firmy pożyczkowe obchodzą obowiązującą ustawę antylichwiarską, która ogranicza wysokość oprocentowania do 22 proc., a łączne opłaty i prowizje do 5 proc.
– Korzystając z usług małych, lokalnych firm, ponosimy pewne ryzyko – ryzyko niskich kompetencji pracownika, wąskiej oferty. Taka firma może np. eksponować swoją niezależność od żadnej instytucji finansowej, ale co z tego, skoro oferuje kilka kredytów, a sprzedaje wyłącznie ten, na którym zarabia najwięcej – komentuje Maciej Kossowski z firmy Expander. Spółka certyfikuje swoich doradców w Europejskiej Akademii Planowania Finansowego – filii niemieckiej instytucji certyfikującej doradców.
Nie ma wspólnych standardów prowadzenia działalności w branży, ponieważ największe firmy na razie nie dogadały się w tej sprawie. Nie nadzoruje ich Narodowy Bank Polski, ponieważ nie jest to działalność bankowa. Jedynym weryfikatorem firm udzielających kredytów są banki, które zawierają z nimi współpracę.
Więcej na temat w dzisiejszej Gazecie Prawnej.