PR w ustach polityków

Tylko jedna na pięćdziesiąt wypowiedzi polityków na temat PR ma charakter neutralny. Pozostałe przypadki posługiwania się tym terminem to zarzuty o manipulację, populizm i fasadowość. To wnioski z raportu, który na zlecenie Związku Firm Public Relations przygotowała firma Press-Service Monitoring Mediów.

Dokument jest analizą materiałów prasowych z pierwszego półrocza 2009 roku, w których pojawia się termin PR. Wyniki badania wyraźnie pokazują, że większość polityków posługuje się terminem public relations w złym i niewłaściwym kontekście.

Również media nie odnoszą się pozytywnie do PR-u w kontekście polityki. Tylko 4 procent publikacji prasowych na ten temat miało pozytywny wydźwięk, a 32 procent to publikacje o wydźwięku negatywnym.

Partią najczęściej wymienianą w kontekście działań PR jest Platforma Obywatelska (59,77 procent), Na drugim miejscu uplasowało się Prawo i Sprawiedliwość (33,14 procent). Te dwa ugrupowania zmonopolizowały dyskusję o PR-rze partii politycznych, zostawiając daleko w tyle rywali (SLD – 3,12 procent, PSL – 2,55 procent).

Osobami najczęściej wzmiankowanymi w kontekście PR są: Donald Tusk (63 publikacje), Janusz Palikot (40 publikacji), Jarosław Kaczyński (35 publikacji) oraz Lech Kaczyński (12 publikacji).

Najwięcej wypowiedzi na temat public relations jest autorstwa Jacka Kurskiego (10 wypowiedzi), Ryszarda Czarneckiego (7 wypowiedzi) oraz Grzegorza Dolniaka, Joanny Muchy i Lecha Kaczyńskiego (po 6 wypowiedzi).

Po raz pierwszy mamy na taką skalę zjawisko zastępowania realnego rządzenia matriksem i PR-em – twierdzi Jacek Kurski na łamach Gazety Wyborczej. Tymczasem PR to nie budowanie ”nadrzeczywistości”, a rzetelna komunikacja i dialog z otoczeniem na temat prowadzonych działań.

PR-owcy rządowi robią cuda na kiju, jeśli chodzi o rynek krajowy. Niech sobie robią. Na rynku międzynarodowym ten PR nic nie znaczy. – cytuje Ryszarda Czarneckiego dziennik „Polska”.

Polska polityka oderwała się od ludzi i ich potrzeb (…). Rządzą nią sondaże i specjaliści od PR. – komentuje Dariusz Rosati w Echu Dnia. A Zyta Gilowska dodaje Nie uważam, że rząd ma znakomity PR. To raczej PR ma rząd. („Polska”).

Najbardziej denerwuje ludzi pozorowanie rozmów nad rozwiązywaniem problemów wraz z jednoczesnymi zagrywkami PR-owskimi. Rząd nie rządzi, tylko rządem rządzi PR. – twierdzi Janusz Śniadek z „Solidarności” w „Polityce”.

Słowo „PR” stało się dyżurną wymówką i zarzutem w przypadku braku argumentów. Gdy polityk nie może się zdobyć na konstruktywną krytykę, zarzuca innym PR. W praktyce termin ten stał się zasłoną dymną jednoznaczną ze zwodzeniem przeciwników, dezorientowaniem opinii publicznej i składaniem obietnic bez pokrycia.

To z powodu polityków, którzy używają terminu PR w pejoratywnym znaczeniu, negatywne skojarzenia z tym terminem stają się powszechne. Traci na tym branża profesjonalnych usług public relations i wszyscy specjaliści zajmujący się zawodowo komunikacją. W społecznym odbiorze PR-owcy to zawodowi kłamcy.

W krajach Europy Zachodniej i Stanach Zjednoczonych standardem jest korzystanie przez osoby publiczne, szczególnie polityków, z usług profesjonalnych doradców od komunikacji. Prezydent czy premier nie mogą się obyć bez stałego, rzetelnego informowania społeczeństwa o swoich działaniach. Takie podejście, z korzyścią dla wszystkich, powinno się stać powszechne również w Polsce. – powiedział Paweł Trochimiuk, prezes Związku Firm Public Relations.

Organizacje branżowe w kwietniu tego roku protestowały przeciwko deprecjonowaniu znaczenia terminu public relations w Liście Otwartym, który został opublikowany na stronie www.glospr.pl. Raport „PR w ustach polityków” to kolejny krok, który ma pokazać klasie politycznej, że przez szafowanie tym terminem szkodzi firmom i pracownikom branży PR. Cały dokument jest dostępny na www.zfpr.pl.

Źródło: Związek Firm Public Relations