Pracę znajdą nieliczni

W jakim stylu będzie zarządzana nowa instytucja – i czy włoski UniCredito zdecyduje się kontynuować bardzo zachowawczą politykę znaną już z Pekao, czy też przejmie od Niemców agresywny styl – jaki przylgnął do BPH – trudno na razie powiedzieć. – Oczekiwałbym raczej tego drugiego kierunku – podkreśla Andrzej Powierża, doradca inwestycyjny BDM PKO BP. Wiele zależy również od tego, kto poprowadzi nową instytucję – Jan Krzysztof Bielecki – piastujący funkcję prezesa Pekao, czy też Józef Wancer – dotychczasowy szef BPH. Ten ostatni przeprowadził już cztery lata temu udaną fuzję Banku Przemysłowo-Handlowego i Powszechnego Banku Kredytowego pod skrzydłami niemieckiej grupy HVB.

Fuzja zaowocuje jednak istotnymi zmianami, jeżeli chodzi o układ sił w polskim sektorze bankowym. – Oprócz PKO BP, grupy Pekao-BPH spodziewam się, że w perspektywie kilkunastu najbliższych lat trzecią czołową instytucję na naszym rynku będzie tworzył – jak na razie dosyć mało aktywny – Citibank, właściciel Banku Handlowego – ocenia Alfred Adamc, doradca inwestycyjny Nationwide. W polskich realiach fuzja dwóch gigantów może oznaczać także konieczność zredukowania ogromnej liczby pracowników.

– Oczywiście są na naszym rynku banki, które na dosyć dużą skalę zaczęły rekrutować nową kadrę do otwieranych właśnie placówek, jednak o zatrudnienie może być bardzo ciężko – uważa A. Adamiec. Wśród instytucji, które pod tym względem przodują, należy wymienić Getin Bank (plany zakładają zwiększenie liczby oddziałów z 90 na koniec 2004 r. do 130). Oprócz firmy, należącej obecnie do biznesmena Leszka Czarneckiego, gęstą sieć drobnych placówek (tzw. mcbanki) tworzą również inne podmioty: Eurobank (kontrolowany już przez Societe Generale) czy też Dominet. Szczególnie aktywne są więc mniejsze instytucje, które coraz silniej chcą konkurować z rynkowymi liderami. Bankowe placówki rosną jak grzyby po deszczu, szczególnie przy supermarketach i wielkich centrach handlowych, ale także wzdłuż ciągów komunikacyjnych czy też reprezentacyjnych ulic.

Według „Gazety Prawnej” problem pojawia się jednak w sytuacji, kiedy porównamy wymagania, jakie poszczególne banki stawiają przed zatrudnianymi pracownikami. Zdaniem A. Adamca w wielkich grupach – takich jak Pekao czy też BPH – liczy się przede wszystkim doświadczenie w wąskich specjalizacjach. – Z kolei sieciowe banki stawiają głównie na pracowników dysponujących wszechstronną wiedzą, szczególnie w zakresie nowych kanałów dystrybucji i technologii informatycznej – uważa doradca inwestycyjny Nationwide.

To diametralnie różna polityka kadrowa, która w przypadku zwalnianych pracowników z grupy Pekao-BPH może zaowocować sporymi kłopotami ze znalezieniem nowego zatrudnienia. Problem wydaje się tym większy, że główni konkurenci gigantów w większości wdrożyli już programy naprawcze i raczej nie będą chcieli zwiększać dotychczasowej liczby etatów. Ostatnim, który zdecydował się na radykalne działania, był Kredyt Bank (w 2004 roku zwolnionych zostało około 1,1 tys. osób). Do redukcji przymierza się jeszcze PKO BP, zatrudniający obecnie prawie 35,4 tys. osób – czytamy w „Gazecie Prawnej”.