Od pewnego czasu aktywnie testuję Alior Sync. Oprócz braku opłat za większość operacji, urzekły mnie bankowość mobilna i 5 proc. moneyback. Być może byłbym skłonny przenieść tam swoje finanse na dobre, ale brakuje mi dwóch produktów: karty kredytowej z opcją ratalną i taniego limitu w koncie.
Dziś rano odebrałem telefon od konsultantki z Alior Sync. Pani przepytała mnie uprzejmie na okoliczność posiadania produktów Synka i ogólnego zadowolenia z oferty, a ja uprzejmie udzieliłem jej wyczerpujących odpowiedzi. Okazało się jednak, że rozmowa docelowo sprowadziła się do sprzedaży karty kredytowej lub limitu w koncie osobistym. Kartą może i byłbym zainteresowany, ale brakuje mi w niej jednej podstawowej opcji – spłaty ratalnej. Nie korzystam z tego często, ale wolę mieć świadomość, że taki produkt mam w kieszeni. Parę razy zdarzyło mi się go użyć – o czym napisze trochę niżej.
Później rozmowa przeszła na limit w koncie. Konsultantka zaproponowała korzystne warunki: 0,5 proc. prowizji za przyznanie/odnowienie, nie mniej niż 25 zł. W swoim banku za taką przyjemność płacę 1,8 proc. kwoty kredytu, minimum 55 zł (kto zgadnie w którym? :). Usłyszałem, że oprocentowanie dla klientów Synca to 14 proc., w swoim banku mam 19,49 proc. Na marginesie: od 24 października oprocentowanie kredytu odnawialnego w Syncu ulegnie zmianie i będzie się opierało o stopę kredytu lombardowego NBP pomnożoną przez 2,24 (czyli obecnie też 14 proc.). Choć z limitu w ROR korzystam raczej awaryjnie, oferta mnie przekonała i zdecydowałem się uruchomić limit w Syncu, zamykając jednocześnie limit w drugim banku. Ale niestety nie było mi to dane.
Okazało się bowiem, że oferta dostępna jest jedynie dla osób otrzymujących dochody z tytułu umowy o pracę. Moim podstawowym źródłem dochodu jest działalność gospodarcza. Na nic zdały się argumenty, że prowadzę ją od blisko 7 lat i mam stałe źródło dochodu. Nie i już! Moja rozmówczyni f co prawda powiedziała, że doskonale rozumie moją sytuację i niewykluczone, że w przyszłości pojawi się limit w ROR dla nie-etatowców. Na razie jednak nie jest to możliwe.
W tym miejscu naszła mnie pewna refleksja luźno nawiązująca do tematyki umów śmieciowych wałkowanej od kilku dni przez media w związku z expose premiera Tuska (na marginesie – polecam tekst Tomka Jaroszka Łapy precz od umów śmieciowych!). Ozusowanie kolejnych form zatrudnienia przełoży się jedynie na wyższe wpływy do ZUS, ale w praktyce osoby tak zatrudnione zawsze będą pracownikami gorszej kategorii. Oczywiście na wyższą emeryturę nie powinny się nastawiać, bo zanim do niej dojdą, obecny system emerytalny (w najlepszym wypadku) zmieni się się jeszcze kilka razy. Po ozusowaniu umów śmieciowych przybędzie nam za to wielu przedsiębiorców. Młodzi przesiądą się bowiem z umowy o dzieło na działalność gospodarczą. Ale nie poprawi to ich sytuacji w bankach, które z definicji uznają takiego pracownika, za osobę o wysokim profilu ryzyka.
Dochodzimy zatem do pewnego paradoksu. Przedsiębiorca nie może liczyć na limit w rachunku, ale gdyby zatrudnił pracownika, to ten – będąc etatowcem – dostałby zapewne kredyt bez problemu. Mimo że w praktyce dostaje przecież pieniądze od przedsiębiorcy. Właśnie z tego też względu noszę ze sobą w kieszeni kartę kredytową z opcją ratalną. Bywało bowiem tak, że gdy chciałem wziąć towar w sklepie na raty, pracownik słysząc o mojej formie zatrudnienia, wymagał ode mnie całego stosu dokumentów (składki do ZUS, NIPy, REGONy itp.). Opcja ratalna daje mi możliwość zakupu bez zbędnych tłumaczeń i łaski. Biorę towar, płacę i wychodzę ze sklepu.