Problemy Dubaju wystraszyły posiadaczy akcji

W czwartek w USA był Dzień Dziękczynienia i giełdy nie działały. Wydawało się, że pozbawienie impulsów gracze europejscy będą  spokojnie czekać na „czarny piątek” i weekend, podczas którego pojawią się dane szacujące wielkość sprzedaży detalicznej na początku sezonu świątecznego. Tak się jednak nie stało, bo problemy krajów Zatoki Perskiej, obawy o wpływ silnego euro i o początek sprzedaży detalicznej w USA oraz spadki indeksów w Azji przeceniały europejskie indeksy. 

Bardzo duża skala spadków wynikała właśnie z problemów Dubaju, który ogłosił zamrożenie do 30 maja 2010 spłaty długów Dubai World (holdingu należący do rządu). Cały Dubai zadłużony jest na 80 mld USD – dług Dubai World to 59 mld USD. Podstawową (ale nie jedyną, przyczyną kłopotów Dubai World jest jego firma Nakheel (sektor nieruchomości, słynny projekt Palm Islands), który powinien do 14 grudnia wykupić swoje obligacje warte prawie 4 mld dol. Obawa o stan finansów krajów zatoki przeceniała w Europie akcje firm, w których udziały miały państwowe fundusze arabskie (np. Porsche i LSE) i banki, w których firmy arabskie zaciągnęły kredyty. Credit Suisse ocenia, że europejskie banki poprzez różne aktywa są narażone z powodu Dubaju na ryzyko około 40 mld dolarów. Nie przeceniałbym jednak wpływu tego czynnika na rynki. Za kilka dni mało kto będzie o tym pamiętał. Z pewnością Zjednoczone Emiraty Arabskie pomogą wyjść Dubajowi z kłopotów, a świat finansów dojdzie do wniosku, że za przeinwestowanie czasem płaci się dość drogo. W końcu długi Dubaju to niewiele więcej niż straty wynikające z piramidy Madoffa.  

W Europie sytuację pogarszała awaria na giełdzie londyńskiej. Gracze stają się nerwowi, jeśli chcą a nie mogą sprzedać akcji. Na rynkach zapanował po prostu marazm, ale jak tylko LSE (giełda londyńska) ruszyła to skala spadków zaczęła się zwiększać. Zakończyliśmy dzień spadkami po ponad trzy procent, czego od siedmiu miesięcy nie widzieliśmy. Takie zachowanie rynków znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo pokonania w tym roku tegorocznych szczytów.  

GPW z widoczną  niechęcią poszła w czwartek za innymi giełdami europejskimi. Indeksy spadały, ale WIG20 tracił jedynie jeden procent, wtedy, kiedy na innych giełdach spadki były już dwuprocentowe. Potem na chwilę zwiększył nieco skalę spadku, przed południem bardzo powoli ruszył na północ, ale koniec znowu był słaby. Nadal jednak spadek o 1,5 procent był ponad dwa razy mniejszy niż to, co widzieliśmy na innych giełdach. Najgorzej zachowywał się Pekao, co wyglądało jak opóźniona reakcja na rezygnację prezesa Bieleckiego. Prawdę mówiąc nasz rynek nie miał innych, niż płynące z zza granicy powodów do przeceny. Przecież silne euro naszej gospodarki nie uderzało – złoty jest ostatnio bardzo stabilny. Poza tym u nas nie ma firm narażonych na ryzyko związane z Zatoką Perską. Nie wiedzieliśmy też czy Amerykanie bardzo przejmą się sprawą Dubaju. Dzisiaj to ostatnie sprawdzimy, a ponieważ początek sesji w USA powinien być bardzo zły (chyba, że dane o sprzedaży będą znakomite, w co wątpię) to trzeba się przygotować na kolejny spadek indeksów.  

Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi